Jak TVP przerobiono na TVPiS

Jak TVP przerobiono na TVPiS

Telewizja publiczna i KRRiTV to jedyne instytucje, którym obserwatorzy wyborów z OBWE zarzucili stanie w wyborach po stronie PiS

Prawo i Sprawiedliwość poniosło wyborczą klęskę. Zapomniało o brutalnej prawdzie, że kto ma telewizję, ten władzę traci. Tak uczy praktyka. Tylko nieuki nie chcą tej prawdy przyjąć do wiadomości, a potem mają pretensję.

Wildstein rozumny

Budowanie PiS-owskiej telewizji zaczęło się wiosną 2007 r. Najpierw zmieniono ustawę o radiofonii i telewizji i powołano „apolityczną” Krajową Radę Radiofonii i Telewizji. W radzie większość miało PiS, a dowodziła nią Kruk Elżbieta, „apolityczna” zaufana braci Kaczyńskich, desygnowana do rady przez prezydenta. KRRiTV wybrała „apolityczną”, czyli z przewagą PiS, radę nadzorczą telewizji publicznej, a ta bez zahamowań, bez udawania i zabawy w jakieś tam konkursy, marcową nocą odwołała Jana Dworaka i na prezesa telewizji powołała protegowanego braci Kaczyńskich i Elżbiety Kruk Bronisława Wildsteina. Twierdza została zdobyta. Opozycja pierwszy raz w historii jednej i drugiej rady nie miała nic do gadania, bo żaden jej człowiek do rad nie wszedł. W ten oto prawy i sprawiedliwy sposób główny dowódca telewizyjnej batalii PiS, która dopiero miała nastąpić, dostał ubezpieczenie. Włos mu z głowy spaść nie mógł, choć co warto przypomnieć – pisaliśmy o tym nie raz – miał jak na funkcję prezesa zarządzającego wielką medialną spółką skarbu państwa, wspaniałe kwalifikacje. Był w przeszłości kierownikiem orkiestry symfonicznej i chóru oratoryjnego. Ale nie to było najważniejsze. Bronisława Wildsteina cenił Jarosław Kaczyński, wtedy premier. Za co? Za to, że: „To był obok Macieja Rybińskiego jedyny człowiek, który konsekwentnie, nawet po zawarciu przez PiS trudnej koalicji, pokazywał w swych tekstach, że rozumie, jak jest. To niezmiernie rzadkie. Bardzo to ceniłem. Myślałem, że facet, który to wszystko rozumie i w dodatku ma odwagę to napisać, to niezły kandydat” („Fakt”’, 10.03.2007 r.).

Dla słusznej sprawy

Wildstein przystąpił do dzieła. Nie musiał się znać na zarządzaniu i kierowaniu wielką spółką. Wystarczyło, że rozumiał trudną koalicję – PiS-Samoobrona-LPR. Najpierw oczyścił telewizję z ludzi telewizji, bo tak jak ten, który go namaścił, obcym nie ufał. A do obcych zaliczył wszystkich, którzy byli na kierowniczych stanowiskach, i wszystkich, którzy byli twarzami telewizji. Polecieli Nina Terentiew, Monika Olejnik, Piotr Dejmek, Piotr Radziszewski, Jacek Snopkiewicz i Andrzej Jeziorek. Na antenie pojawili się słuszni prawicowi publicyści z Rafałem Ziemkiewiczem na czele i pojawiła się słuszna publicystyka pod hasłem „Nie ma przebacz”. „Misja specjalna” pod redakcją red. Anity Gargass pozyskanej z „Gazety Polskiej” i autorski paw Doroty Gawryluk „A dobro Polski?”. Dogorywał program Macieja Pawlickiego „Polacy”. To nic, że programy te nie miały widowni. Były zgodne z nurtem rozliczeniowym. Tropiły, piętnowały, obnażały. Walczyły z postkomuną i szukały wrogów. W Programie 2 sztandarowym programem było „Warto rozmawiać” Jana Pospieszalskiego. Szefami anten zostali ludzie godni zaufania. Niestety wszystkie te działania nie zadowalały premiera. Potrzebował do realizacji swojej linii, do umocnienia słusznej idei walki o wszystko i ze wszystkimi, innego wodza PiS-owskiej telewizji. Wildstein był dobry na początek.
„Nie będę ukrywał, że nie miałem wpływu na jego nominację, choć osobiście prawie go nie znałem… Ale Wildstein postanowił uprawiać politykę na zasadzie: wszystkim, którzy go powołali – w pysk. Ja to zniosę, inni nie” („Fakt” 10.03.2007 r.). Cesarz opuścił kciuk do dołu i Wildstein poległ.

Misja Urbańskiego

„Jestem przekonany, że Andrzej Urbański tak spluralizuje TVP, że wszyscy, łącznie ze mną będą zdziwieni. To będzie telewizja polifoniczna w stopniu dotychczas nieznanym”, przekonywał Jarosław Kaczyński, rzucając na front „apolitycznego” szefa kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego. W zarządzie TVPiS wspierał Urbańskiego „apolityczny” rekomendowany przez PiS, najbardziej zaufanych z ludzi braci Kaczyńskich, Sławomir Siwek.
Na stanowisko dyrektora Jedynki wróciła z chorobowego przyjaciółka rodziny Kaczyńskich, Małgorzata Raczyńska.
„Jej kariera („Dziennik”, 22.09.2007 r.) jawi się jako jeden z największych ekscesów IV RP… Teraz dzięki protekcji braci Kaczyńskich Małgorzata Raczyńska kieruje największym w Polsce programem telewizyjnym. Jej współpracownicy są bezlitośni: „Cwaniaczka, karierowiczka, dziennikarskie zero…””.
Tuż przed wyborami Urbański uruchamia TVP INFO. Od dawna zapowiadany kanał informacyjny. Stanowisko szefa kanału dostaje protegowana Sławomira Siwka, Beata Jakoniuk-Wojcieszak. Po klęsce w Jedynce programu „Ring” u Jakoniuk dostają programy Rafał Ziemkiewicz i dyrektor radiowej Jedynki, Jacek Sobala, prowadzący program w Telewizji Puls.
Nad słuszną treścią „Wiadomości” czuwa wicedyrektor Agencji Informacyjnej TVP, Patrycja Kotecka. „Parę miesięcy temu Kotecka nie wahała się publicznie mówić do reporterów, wydawców i prezenterów „Wiadomości” TVP, że jakiegoś materiału nie puści, bo „to może zaszkodzić PiS… Czasami Kotecka zachowuje się jak reporter: przynosi newsy, przecieki, dokumenty. – Ma swoje źródła, ale tylko po jednej stronie – mówią w „Wiadomościach”. – W PiS, w rządzie, w Ministerstwie Sprawiedliwości, prokuraturze. Dziennikarze przypominają, że po aresztowaniu kardiochirurga G. Dała reporterowi dokładne dane świadków zeznających przeciwko lekarzowi” („Gazeta Wyborcza”, 13.09.2007 r.).
Misja Urbańskiego była do wyborów jak „Misja specjalna”. Do misji specjalnej potrzebni są specjalni ludzie. Zatrudniono więc w „Wiadomościach” nowych. Prezentera „Misji specjalnej” sztandarowego programu rozliczeniowego pod nadzorem specjalnym Anity Gargas, Piotra Czyszkowskiego. Program jak po sznurku realizował linię PiS. Wskazywał agentów, lustrował, tropił oligarchów, przypominał przewiny postkomunistów i ich samych. Tak się dziwnie układało, że dziennikarze „Misji” mieli nosa do tematów, które na drugi dzień były albo tematami konferencji prasowych Ziobry, albo Kamińskiego, albo Wassermanna.
„Wiadomości” zasilili też – jak podaje prasa – kolejny współpracownik „Gazety Polskiej”, aktywny działacz „Naszości”, Filip Rdesiński, i tropiąca w „Gazecie Polskiej” policyjnych informatorów, którzy ujawnili „Gazecie Wyborczej” kulisy dymisji komendanta policji, Adama Rapackieg, Karolina Wichowska.
Przed wyborami 21 października misja Urbańskiego nabrała szczególnego znaczenia. „Spluralizowana”, „polifoniczna w stopniu dotychczas nieznanym” telewizja ruszyła do walki o zwycięstwo wyborcze PiS. Im bliżej było wyborów, tym bardziej rosły słupki obrazujące czas, jaki w programach TVP zajmowali politycy PiS. Zarząd telewizji podjął w trybie pilnym uchwałę zakazującą członkom zarządu wypowiadać się do mediów. Była to reakcja na publiczne zarzuty dotyczące faworyzowania PiS, jakie stawiał telewizji rekomendowany do zarządu przez LPR Piotr Farfał. Przedtem zarząd podjął uchwałę zakazującą pracownikom telewizji rozmów z mediami.
W ostatnim tygodniu września, gdy w sondażach PiS i PO szły niemal łeb w łeb, PiS dostało w telewizji 8,5 godziny, a PO połowę mniej – 4,5 godz.
W tygodniu między 1 a 7 października na informacje o PiS, o prezesie PiS oraz rządzie PiS telewizja przeznaczyła prawie 30 godzin czasu antenowego. Druga w sondażach Platforma Obywatelska dostała od telewizji czas 6 godz. 11 min. Lewica i Demokraci 5 godz. 6 min, a PSL – 2 godz. 1 min.
Telewizja publiczna i KRRiTV to jedyne instytucje, którym obserwatorzy wyborów z OBWE zarzucili stanie w wyborach po stronie PiS.

Jak dogodzić braciom K.?

Nic nie pomogło. PiS przegrało. Co trzeba było jeszcze zrobić, by zadowolić wodza, który wbrew faktom twierdzi, że „opowieści o podporządkowanej nam telewizji publicznej są opowieściami całkowicie oderwanymi od rzeczywistości”, i wini telewizję za to, że nie przerwała w czasie ciszy wyborczej emisji spotu zachęcającego młodzież do pójścia na wybory. („Dziennik”, 24.10.2007 r.). Ba, żeby w spocie była tylko treść „idź na wybory”, premier by wybaczył. Ale według niego, tam był człon „zmień Polskę”, co wskazywało, by nie głosować na PiS. Czy po to premier postawił na czele telewizji szefa Kancelarii Prezydenta?
PiS-owski specjalista od haków, poseł Jacek Kurski, też uważa, że telewizja publiczna nie sprzyjała PiS, a nawet naganiała wyborców PO.
Kiedy panie pośle, kiedy? Wtedy gdy 19 października tuż po „Teleexpressie” nadała reportaż o posłance Sawickiej, którą 1 października CBA złapało na przyjmowaniu łapówki, czy wtedy gdy przemilczała jej konferencję prasową? Wtedy gdy po raz pierwszy złamała ramówkę i we wtorek 16 października retransmitowała konferencję CBA, czy w środę, gdy 17 października powtórzyła ją raz jeszcze? Czy może wtedy, gdy do sprawy Sawickiej dorzuciła nazwiska Radziszewskiej, Pitery i Schetyny – posłów PO? Czy może wtedy, gdy po raz kolejny złamała ramówkę i nadała dodatkowy, lizusowski program „Autografy” z udziałem Zyty Gilowskiej?
Publicystka „Gazety Wyborczej” Teresa Bogucka („TVP – wersja dla ciemnego ludu”, 19.10.2007 r.), analizując zawartość najważniejszych programów informacyjnych w czasie kampanii wyborczej, zauważa: „…Z jakichś powodów przez cały ubiegł tydzień [TVP – przyp. J.B.] informowała w „Wiadomościach”, że Barbara Blida była przestępcą, a dr G. – mordercą. W tym tygodniu min. Ziobro ustąpił miejsca drugiemu według premiera człowiekowi uosabiającemu misję PiS – Mariuszowi Kamińskiemu. Telewizja umożliwiła zrobienie mu spektaklu, w którym prosta wiadomość z początku miesiąca o łapówkarstwie posłanki, została rozwinięta w spisek przeciwko polskiej służbie zdrowia i polskim chorym. „Sprywatyzowany szpital” ma odegrać rolę pustej lodówki z poprzedniej kampanii. Przedwczoraj „Wiadomości” skleiły z różnych wyimków konsekwentną wizję podstępnych planów zawłaszczenia szpitali. Wraz ze spotem PiS o człowieku umierającym, bo go prywatny szpital nie przyjął – ma być to produkt do kupienia przez ciemny lud”…
Tak oto działała „polifoniczna w stopniu dotychczas nieznanym” telewizja publiczna, by zadowolić braci K. Prezydenta i premiera. Niestety ani premier, ani prezydent nie potrafią tych działań docenić.
PiS przegrało wybory, nie dlatego, że jak mówił J. Kaczyński, „przeciwko uczciwym ludziom, którzy w Polsce chcieli zaprowadzić prawo, sprawiedliwość i porządek, zawiązano szeroki front nienawiści”, ale właśnie dlatego, że zawiązano szeroki front, by było prawo, sprawiedliwość i szacunek dla ludzi.

 

Wydanie: 2007, 44/2007

Kategorie: Media

Komentarze

  1. fiki
    fiki 23 maja, 2016, 08:16

    Minęło wiele lat od tego wpisu i co? Ano mamy recydywę i kolejny raz TVPPiS. Zaraz po przejęciu polecieli Kraśko, Tadla i inni. Na antenie w roli ekspertów zagościli Panowie z prawicowych portali „wPolityce”, „DoRzeczy” itp. „Wiadomości” nie da się już oglądać: Rząd w mozole podnosi kraj z ruin, które po sobie zostawiła koalicja PO/PSL, opozycja bruździ, Unia Europejska nas szykanuje, ogranicza niepodległość, przychodzi z niej zepsucie i zaraza uchodźców (już niemalże synonim terrorysty) itp.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy