Jak zagłosują „katolicy gorszego sortu”?

Jak zagłosują „katolicy gorszego sortu”?

Torun Poland - April 18, 2019: Bishop censes incense during Chrism Mass in the Cathedral Church of St. John the Baptist and St. John the Evangelist

Posłuchać, jak zazwyczaj, biskupów czy głosować zgodnie z własnym sumieniem? Oto dylematy katolików, którzy 15 października ruszą do urn Jarosław Makowski jest filozofem, teologiem, publicystą i wykładowcą. Ostatnio opublikował: „Pobudka, Kościele!” i „Kościół w czasach dobrej zmiany”. Kandyduje do Sejmu z okręgu 31 (okręg obejmuje: Katowice, Chorzów, Tychy, Mysłowice, Rudę Śląską, Świętochłowice, Piekary Śląskie, Siemianowice Śląskie, powiat bieruńsko-lędziński) lista nr 6, miejsce 5 1. Dla polskich katolików Kościół zawsze był moralnym kompasem. Jeśli osoba wierząca nie wiedziała, jak głosować w wyborach, po prostu słuchała swojego proboszcza lub biskupa. Doskonale pamiętam jako dzieciak, który wychował się w małej wiosce, jak babcia czy mama mówiły: „Trzeba posłuchać księdza”. I rzeczywiście – szczególnie w mniejszych miejscowościach czy wsiach proboszczowie robili za tych, którzy objaśniali ludziom świat. Pomagali także w politycznych wyborach. Wiązało się to z przekonaniem, że ksiądz jest gruntownie wykształcony. Ma lepsze rozeznanie w świecie. A ponadto my, ludzie ciężkiej pracy, nie mamy czasu zajmować się zawiłymi problemami politycznymi. Dlatego zdanie się na podpowiedź duchownych w wyborach było niczym ostatnia deska ratunku. Żywiono wręcz przekonanie, że idąc za wskazaniami księdza, idziemy za większym moralnym dobrem. Że jego podpowiedzi są nie tylko słuszne, ale i moralnie prawe. Tak oto budowała się w ludzie świadomość, że kapłan jest nie tylko od spraw ducha, ale i od rozstrzygnięć politycznych. A co z zarzutem, że ksiądz nie powinien się wtrącać do polityki? Jasne, że nie powinien, lecz pamiętam doskonale odpowiedź wielu duchownych: „Ludzie sami przychodzą i pytają, na kogo mają głosować. To im mówię”. I taka była naga prawda, księża rzeczywiście byli nagabywani przez wiernych, jak mają głosować. W zasadzie nie musieli nawet wtrącać się do polityki, jak to ma miejsce dziś, bo wierni sami chcieli, by duchowny im powiedział, jak mają głosować w wyborach. Sęk w tym, że to, co uchodziło za normę 10-20 lat temu, dziś już nie przejdzie. Zmieniła się bowiem świadomość wiernych, ale nie zmieniła się świadomość duchownych. O ile księża nadal chcieliby uchodzić za mentorów także politycznych, o tyle wierni w tych sprawach szukają – o ile w ogóle – zgoła innych autorytetów. Utrata dotychczasowej pozycji boli wielu duchownych. Nie chcą się z tym pogodzić. Ba, im bardziej ludzie nie akceptują rozpolitykowanych księży, tym bardziej oni zamieniają ambonę w mównicę sejmową. 2. Co takiego się wydarzyło, że polski katolik przestał słuchać politycznych wskazówek duchownych? Albo inaczej – dlaczego tylu katolików, również tych z mniejszych miejscowości, choć w wielu sprawach, szczególnie moralnych, kieruje się wskazaniami Kościoła, odmawia dziś hierarchom prawa do ingerowania w ich przekonania polityczne? Po pierwsze, zmienił się status księdza. W Polsce ksiądz przestał być wyrocznią. Nieomylną instancją w każdej sprawie. Jasne, wciąż idziemy negocjować z proboszczem, gdy chrzcimy dziecko, gdy bierzemy ślub albo gdy grzebiemy swoich bliskich, ale nie idziemy już po rady, jak żyć, z kim spać, na kogo głosować. Dla wielu polskich duchownych utrata statusu wyroczni w każdej niemal sprawie jest największym dramatem życiowym – jak można z czymś takim się pogodzić? Po drugie, Kościół jako instytucja zawiódł. W ocenie przygniatającej większości katolików zachowuje się on obecnie jak każda inna instytucja czy korporacja, która przede wszystkim chroni swoich niemoralnych członków. Mowa oczywiście o skandalach pedofilskich, których bohaterami są polscy księża. Ostatnie badanie IBRiS dla portalu Onet potwierdza to przekonanie: nawet wśród osób mających dobrą opinię o Kościele, ba, wśród praktykujących kilka razy w tygodniu odsetek wskazań, że staje on na wysokości zadania, nie przekroczył 40%. Jednocześnie 70% Polaków jest zdania, że w tej dziedzinie Kościół nie zrobił tyle, ile powinien. Polacy zobaczyli, że gdy w grę wchodzi ochrona instytucji, biskupi wolą bronić jej, niż stanąć po stronie ofiary.  Po trzecie, jednym z najważniejszych zarzutów, jakie polski katolik ma wobec Kościoła, jest jego chciwość. Od ośmiu lat widzimy, jak rosną nakłady na Fundusz Kościelny, który już dawno powinien zostać zlikwidowany – w roku 2016, zaraz po przejęciu władzy przez PiS, nowy rząd przeznaczył na Fundusz Kościelny 145,3 mln zł. W 2023 r. przeznaczono na niego aż 216

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2023, 41/2023

Kategorie: Wybory 2023