Euro a sprawa polska

Euro a sprawa polska

Dawniej, w mrocznych czasach komuny, zwycięstwo nad piłkarzami ZSRR było na wagę pokonania bolszewików pod Radzyminem. Gerard Cieślik, gdy w 1957 r. strzelił Sowietom dwa gole, urósł do rangi bohatera narodowego. Nawet najprawdziwszym Polakom nie przyszło do głowy, by mu wypominać osobistą służbę w Wehrmachcie, choć było to zaledwie 12 lat po wojnie. A przecież jeszcze pół wieku później przypomnienie Donaldowi Tuskowi służby w Wehrmachcie jego dziadka zaważyło na wynikach wyborów prezydenckich. Przeżywać na stadionie patriotyczne nastroje nam wolno. Innym nie. My na stadionach demonstrujemy swój patriotyzm (nawet trzymając do góry nogami szalik biało-czerwony z orłem, jak to się jednemu mężowi stanu kiedyś zdarzyło). Identyczne, chciałoby się powiedzieć symetryczne, zachowania innych nacji, zwłaszcza tych zza wschodniej granicy, budzą nasze oburzenie. To, co u nas jest przejawem ludycznego, ulicznego, ale szczerego, a przez to szlachetnego patriotyzmu, u innych oceniamy jako bezczelność, szowinizm i prowokację. Nam wolno. Im nie! Jeszcze mistrzostwa Europy się nie zaczęły, jeszcze kibice z kibolami nie przyjechali, jeszcze ze swoimi symbolami i w narodowych barwach nie pokazali się na naszych ulicach, a już zaczęły się problemy! Najpierw min. Mucha uświadomiła sobie, że hotel Bristol, w którym w czasie Euro mieszkać będzie reprezentacja Rosji, sąsiaduje

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2012, 23/2012

Kategorie: Felietony, Jan Widacki
Tagi: Jan Widacki