Gotyk polski

Gotyk polski

Pani spadła z okna, ale do wewnątrz. Wcześniej, przez dłuższą chwilę, zgromadzeni przed Pałacykiem poeci gapili się na nią trwożliwie. Sprzątała jakiś gabinet na wysokości czwartego piętra. Ktoś zrobił zdjęcie, ktoś zawołał, żeby zeszła z parapetu. Ale ona posłała tylko z góry blady uśmiech. W ręku trzymała białą ścierkę, włosy ułożone miała w ciasny koczek. Pod wpływem ruchu i wilgoci zza ucha wysunęły jej się skręcone kosmyki. Jeszcze zdążyła nam pomachać, zanim zachwiała się i spadła. Na szczęście do środka. Cała paląca peciki grupka podskoczyła. C. odpalił drugiego papierosa, przedramiona P. pokryła gęsia skórka. Po takim zdarzeniu nie można było po prostu wejść na festiwal. Grupa udała się więc do pobliskiej Żabki. Myśl o potencjalnej tragedii wprawiła ich w oszołomienie – trzeba było zneutralizować tanatyczny impuls. Ja zaś, jako dezorganizatorka festiwalu, weszłam na górę zobaczyć, czy wszystko gotowe. Po lustrzanej sali chodziły wampiry, martwe Ofelie w wiankach, półnagi typ w ciemnych okularach, z czerwoną pręgą przecinającą pierś. Na ścianach i zabytkowym suficie tańczyły jaskrawozielone kościotrupy. Do sali wchodzili pierwsi widzowie. Niepewnie ustawiali się pod ścianami, na wszelki wypadek raczej blisko wyjścia. Zrobiłam kilka fotek aktorkom i usadowiłam się obok sięgających mi do pasa figur-manekinów: chłopca i dziewczynki (były to elementy scenografii). Zajęłam kącik, a każdy chce usiąść w kąciku. Strategię tę wielokrotnie sprawdził pająk kątnik i zawsze dobrze na tym wychodził. Wkrótce się okazało, że nie tylko ja upodobałam sobie to miejsce. Kiedy młody Brytyjczyk zaczął czytać opowiadanie o świecie z szynki – do kąta trafiło kilku nieźle zrobionych adoratorów literatury. Czy dlatego, że kącik znajdował się pod złym kątem, jeśli chodzi o percypowanie slajdów z polskim tłumaczeniem, czy też ponieważ gośćmi targała fantazja – zabrali się do zabawy manekinami. Animowali ruchy figurek, zaczepiali kolegów sztucznymi łapkami, przebierali „dzieci” jak papierowe wycinanki – we własne kurtki czy tiszerty. Pozowali z nimi do zdjęć, łaskotali je i sami śmiali się brzuchomówczo. Dziwna to była fascynacja i pewnie zwróciłaby uwagę organizatorów, gdyby nie to, że kącik stanowił jednak pewną bezpieczną kryjówkę. Manipulowali kukłami tak długo, aż oderwali obie ręce chłopcu, jednak ciasna koszulka, w którą był ubrany, sprawiła, że ręce zawisły w koszulce jakby obniżone (i na podłogę nie spadły). Dyndały smutno, złowrogo i przysięgam, że kto na nie spojrzał, odwracał wzrok z przerażeniem. Sprawcy też chyba trochę się spietrali, bo niepewni, czy nie trzeba będzie płacić za szkody, na moment ucichli, wsłuchując się w opowieść pisarza. Jako organizatorka próbowałam zachować rozsądek i kucnęłam w celu wkręcenia rączek na miejsce. Nie było to trudne, okazało się bowiem, że są one umocowane na specjalnych zawiasach. Niesforni słuchacze natychmiast znów zhardzieli, machali na wampiry, żeby te się przesunęły, bo widzowie nie widzą slajdów, dokazywali i scrollowali Facebooka, dając serduszka komu popadnie.  Trzeba przyznać, że wampiryczna edycja miała swój zły omen (w postaci kobiety, która spadła do środka), można zatem było się spodziewać wszystkiego. Wkrótce okazało się, że pewną znaną pisarkę dopadła jelitówka, nagradzany Czech zagubił się w przestworzach, bo „zdezaktualizowała mu się pinezka”, reflektor tak mocno świecił w oczy wybitnym panelistkom, że z zemsty zrobiły dwukrotnie dłuższy panel, a dziewczyna operatora wrzuciła klucz od domu do kanału, właśnie kiedy miał nagrywać finałowe przedstawienie. Będąc dezorganizatorką festiwalu, wiem i rozumiem, że w takich razach trzeba się zachować jak na imprezie, na której w pewnym momencie trzeba porzucić troskę o kieliszki i po prostu wmieszać się w tłum. Można wtedy wiele ugrać towarzysko, przypieczętować przyjaźnie, wyprodukować dobre wspomnienia. Wszystko wtedy wskakuje na właściwe miejsce, okazuje się, że nikt nie odnotował drobnych zmagań z losem.  Na festiwalu też panowała awangardowa atmosfera pewnego luzu, przekraczania granic między widownią a sceną, wspólnego bycia w powołanym przez reżyserki świecie. Ktoś docenił performance z dekonstrukcją manekina, ktoś inny wyczerpujący panel (organizatorzy nie idą na kompromisy). Ktoś wspomniał nawet panią, która witała gości z czwartego piętra Pałacyku. Podobno aktorka ta, machając białą chusteczką, zagrała rolę wręcz kaskaderską, spadając z parapetu do środka.  Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety