Zatrzymanie o godz. 6 rano przez funkcjonariuszy ABW autora strony internetowej, na której lżony był prezydent RP, wywołało wiele komentarzy. Pierwsze oburzyło się PiS, krzycząc obłudnie, jak to Platforma ogranicza wolność słowa, jak histerycznie reaguje na wszelką krytykę, a tak w ogóle to wprowadza państwo policyjne. Słowa takie w ustach ideologów i realizatorów idei IV RP nie brzmią szczególnie przekonująco. Zamiast ludziom wytłumaczyć w czym rzecz, dziennikarze, którzy nic z tego nie rozumieją, a nie chcą przegapić newsa, albo plotą coś na potęgę, albo jak panienka z TVN 24 zapraszają polityków, po jednym z PiS i PO, i zaczynają spektakl. Pan z PO zarzuca panu z PiS, że nie ma pojęcia o prawie, chociaż już po dwóch zdaniach widać, że tego pojęcia nie ma też pan z PO. Obaj bredzą. Dziennikarka też nic z tego nie rozumie, ale dziarsko napuszcza jednego ignoranta na drugiego. Po całej tej dyskusji widz nie jest ani trochę mądrzejszy, bo to, że panowie z PiS nie lubią panów z PO (i z wzajemnością), już wiedział. A to, że panienka jest ładna, ale nie za mądra, też już wiedział, jeśli parę razy oglądał TVN 24. Ostatnio premier Tusk zapowiedział, że rozwiązaniem problemu będzie wykreślenie z kodeksu karnego art. 212. Premier oczywiście w każdej sprawie, o której mówi TVN 24, musi zabrać głos, to zrozumiałe, tyle że – po pierwsze – nie powinno się zmieniać kodeksu karnego pod wpływem jednostkowych, choćby nagłośnionych w telewizji zdarzeń, po drugie, usunięcie z kodeksu art. 212 nie ma nic do omawianego przypadku, ponieważ zatrzymany o poranku („zdradzony o świcie”?) autor chamskiej strony ścigany jest z zupełnie innego artykułu, 135 mianowicie. Spróbujmy jednak na początek uporządkować ten cały bełkot ostatnich dni. Jakiś jegomość (ten, którego ABW naszła o świcie) prowadził stronę internetową, na której zbierał (sam wymyślał?) chamskie dowcipy o prezydencie RP. Wedle art. 135 par. 2 kodeksu karnego, kto publicznie znieważa prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności do lat trzech. Skąd ta prawnokarna ochrona godności prezydenta? Jest ona prostą konsekwencją art. 126 konstytucji, wedle którego „Prezydent RP jest najwyższym przedstawicielem Rzeczypospolitej Polskiej i gwarantem ciągłości władzy państwowej”. Prezydent ślubuje, że m.in. „będzie strzegł niezłomnie godności Narodu” (to z art. 130 konstytucji). Nic też dziwnego, że godność prezydenta jest pod ochroną państwa. Czy to możliwe, by godności państwa skutecznie strzegł ktoś, kogo godność jest bezkarnie naruszana? Jak wyglądałaby powaga już nie tylko urzędu prezydenta, ale Rzeczypospolitej, gdyby prezydent gonił za tymi, którzy go obrażają, naruszają jego godność, z pozwami czy prywatnymi aktami oskarżenia po sądach rejonowych całej Polski? Tak więc istnienie art. 135 kk ma pełne uzasadnienie. Jeśli taki przepis jest, a ktoś go łamie, prokuratura, nie czekając, aż ktoś złoży doniesienie, sama, z urzędu ma obowiązek wszcząć postępowanie karne. Miała więc obowiązek wszcząć postępowanie karne w sprawie znieważenia prezydenta w internecie i o to nie można do niej mieć pretensji. Wątpliwości budzą dopiero dalsze działania. Co prokuratura robiła dalej? Zleciła ABW zatrzymanie autora strony i doprowadzenie go do prokuratury. Tu już rodzą się dwie wątpliwości. Po co w ogóle kazała zatrzymywać autora strony, czy nie wystarczyło wezwać go na przesłuchanie do prokuratury, zabezpieczywszy uprzednio dowody w postaci treści ze strony internetowej? Do tego w ogóle nie było potrzebne wchodzenie do mieszkania delikwenta. Jeśli już uznano, że zatrzymanie i doprowadzenie było niezbędne, prokurator mógł to zlecić miejscowej policji. Uznał jednak, że użycie ABW podniesie rangę śledztwa, a tym samym doda powagi także jemu samemu. Co innego w końcu dowodzić tylko dzielnicowym, a co innego oficerami Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. ABW, dostawszy takie polecenie od prokuratury, choćby uważała je za idiotyczne, wykonać musi. To wynika z ustawy. Mogła je jednak wykonać na kilka możliwych sposobów. Wybrała, zdaje się, najgorszy z możliwych. Ustawa mówi, że takich czynności jak zatrzymanie należy dokonać w sposób jak najmniej naruszający dobra osobiste osoby zatrzymywanej. Ten przepis był chronicznie ignorowany w czasach IV RP, ale także wcześniej. Nie słyszałem, aby z tego powodu ktoś w Polsce został kiedyś pociągnięty do odpowiedzialności karnej (podstawa – przestępstwo przekroczenia uprawnień) albo chociaż dyscyplinarnej. Szefostwa służb mundurowych i tajnych, a także prokuratorzy od lat powszechnie dawali przyzwolenie na łamanie tego
Tagi:
Jan Widacki









