Poletko ministra Gowina

Poletko ministra Gowina

Gdyby śledzić w mediach to, co ostatnio dzieje się w Polce wokół wymiaru sprawiedliwości, można by nabrać przekonania, że najważniejszy problem polega na tym, czy w jakiejś pipidówce będzie sąd rejonowy z prezesem na czele, czy tylko wydział zamiejscowy innego sądu rejonowego z wiceprezesem na czele. Przekształcenie kilkudziesięciu sądów w wydziały zamiejscowe, a prezesów w wiceprezesów, jest podstawowym przedmiotem troski ministra Gowina, centralnym i kluczowym punktem jego reformy sądownictwa. O tę wielką sprawę minister walczyć musi z wielką determinacją. Okazało się bowiem, że w owej najważniejszej dla resortu kwestii inne zdanie ma minister, a inne Krajowa Rada Sądownictwa i, co gorsza, sojusznicze PSL. Już nawet Trybunał Konstytucyjny rozpatrywał, czy taka reforma jest zgodna z konstytucją. Uznał, że jest. Minister triumfował. Warto jednak pamiętać, że coś może być zgodne z konstytucją, ale niezgodne ze zdrowym rozsądkiem. Tej ostatniej niezgodności Trybunał nie bada. Notabene sprawa wcale się nie zakończyła, bo szykowany jest poselski projekt ustawy zakazujący ministrowi likwidacji sądów, a nawet przekształcania ich w wydziały zamiejscowe innych sądów i przy okazji przekształcania prezesów w wiceprezesów. Projekt ma spore szanse na uchwalenie, bo popiera go zgodnie, na złość Gowinowi, cała opozycja od Kaczyńskiego do Palikota, z Millerem w środku, a w dodatku koalicyjne PSL. Obojętne, jak ten spór się skończy. Dla pozostawiającej wiele do życzenia sprawności i jakości wymiaru sprawiedliwości ma to zupełnie marginalne znaczenie. A wiele wskazuje, że owa jakość i sprawność jest coraz gorsza. Choć w stosunku do innych krajów Unii Europejskiej sędziów mamy bardzo dużo, choć wydatki z budżetu na prokuratury i sądownictwo są na przeciętnym unijnym poziomie, procesy ciągną się latami. Instytucja dobrowolnego poddawania się karze, która miała przyspieszyć postępowania, powoduje, że wielu niewinnie oskarżonych przyznaje się do niepopełnionego czynu, negocjuje łagodną karę, byle tylko nie procesować się przez lata z niepewnym skutkiem. Poziom adwokatury jest coraz gorszy. Co się dziwić? Kiedyś adwokat musiał mieć co najmniej 10-letni staż, by mógł być patronem aplikanta. Dziś liczba aplikantów na skutek politycznej operacji „otwierania zawodu” jest taka, że brakuje dla nich patronów. Zostają więc nimi adwokaci nawet z trzyletnim, a więc żadnym stażem. To oni kształcą następnych. Prokuratura, zdeprawowana w latach IV RP, z reformą zatrzymaną w pół drogi, z pełnym dobrej woli, ale ubezwłasnowolnionym przez ustawę prokuratorem generalnym na czele, grzęźnie coraz bardziej. Nikogo już nie dziwi, że dwie różne prokuratury okręgowe mają – i gotowe są oskarżać – dwóch różnych sprawców tego samego zabójstwa. W najbardziej zresztą prestiżowej sprawie, bo chodzi o zabójstwo byłego komendanta głównego policji. Gdy coś takiego jest możliwe i nikogo specjalnie nie dziwi, czy zdziwić może to, że prokurator generalny składa kasację w sprawie, w której jego podwładni uprzednio już dwukrotnie umarzali śledztwo z braku znamion przestępstwa, a ich pogląd podzielił sąd? Smaczku owym zabiegom dodaje to, że chodzi o sprawę, w której pokrzywdzonym jest sam były minister Ziobro. W tejże sprawie kasację rozpoznawał Sąd Najwyższy w Warszawie bez znajomości akt, bo przez cały czas spoczywały one w krakowskim sądzie! Nieznajomość akt nie przeszkodziła Sądowi Najwyższemu w wydaniu oczywiście słusznego wyroku! Przyznał to szczerze dziennikarzowi rzecznik sądu! Środowisko prawnicze jest zdumione i zaskoczone. Dotąd Sąd Najwyższy miał w nim spory autorytet, dziś traci go na własne życzenie, w dodatku w bardzo złym stylu. Inna sprawa – jedna z setek – pokazująca marną kondycję organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości: syn jest podejrzany o zabójstwo matki, sąd nie przedłuża mu tymczasowego aresztowania. Podejrzany o zabójstwo ma odpowiadać z wolnej stopy. W aresztach miesiącami trzyma się podejrzanych o przestępstwa gospodarcze, sprawców wypadków drogowych, tu zaś podejrzanemu o zabójstwo wystarczy… dozór policyjny. Gdy prokurator po pewnym czasie zapragnął zobaczyć swojego podejrzanego i raz jeszcze go przesłuchać, okazało się, że ten gdzieś zniknął. Od dawna nie zgłaszał się na dozór, policja jednak zapomniała o tym powiadomić prokuratora. Co robi prokurator? Zawiesza postępowanie, a ponieważ podejrzewa, że podejrzany ukrywa się za granicą, zarządza… poszukiwania krajowe! W tej jednej sprawie popisały się i policja, i prokuratura, i niestety sąd. Naprawdę są w polskim wymiarze sprawiedliwości ważniejsze problemy niż to, jaka

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 15/2013, 2013

Kategorie: Felietony, Jan Widacki
Tagi: Jan Widacki