Prawdziwe elity IV RP

Prawdziwe elity IV RP

Dzięki poświęconemu mi artykułowi Igora Jankego („Rzeczpospolita” 9-10.06.br.) wiem nareszcie, czym różnią się łże-elity rodem z III RP od elit prawdziwych, czyli elit IV RP. Łże-elity zbierają się w podziemiach Collegium Maius Uniwersytetu Jagiellońskiego na promocjach niesłusznych książek. Tytułują się – wstyd powtórzyć – „panie profesorze, pani dziekan, panie rektorze”, w dodatku nie lubią Kaczyńskich, nie poważają Ziobry. Kpią z obecnej władzy, szydzą z IPN. A w ogóle to nie ukrywają swoich poglądów. Adwokaci należący do łże-elit bronią oskarżonych! Taki skandal, wstydu nie mają, bronią ludzi, którym prokuratura zarzuca popełnianie przestępstw! Ci najbardziej perwersyjni – jak moja skromna osoba – bronią tak, jakby nawet chcieli wybronić! Na szczęście tym łże-elitom rodem z III RP (a kto wie, może nawet z PRL) można przeciwstawić prawdziwe elity. Prawdziwe elity nie mają oczywiście nic wspólnego z PRL (np. minister Wassermann), nic wspólnego z Okrągłym Stołem (jak bracia Kaczyńscy). Adwokaci IV RP postępują wyłącznie tak etycznie jak adwokat poseł Mularczyk przed Trybunałem Konstytucyjnym. Prawdziwe elity przede wszystkim zaś nie spotykają się w podziemiach Collegium Maius, a już w szczególności na promocjach niesłusznych książek. Prawdziwe elity w ogóle z daleka omijają Uniwersytet, kochają Kaczyńskich, poważają Ziobrę, nie kpią z obecnej władzy i nie szydzą z IPN. We wspomnianym artykule w „Rzeczpospolitej” prawdziwe elity i ich poglądy są obficie reprezentowane. Jest tam niespełniony pisarz, a zarazem dziennikarz skazany prawomocnie swego czasu (w III RP!) za oszczerstwo. Wyznał (po raz kolejny), że bardzo mnie nie lubi i uważa, że jestem z PRL. Jest dyrektorka jednego z wydawnictw, która daje przykład wielkiej mądrości i kultury prawnej, a nadto niezwykłej przenikliwości umysłu. Zauważyła nawet, że adwokat broni przestępców, a nie ofiary. Tym samym „staje po stronie złych ludzi” – tak to precyzyjnie ujęła. Zauważyła, ujęła i ma za złe. Bo u niej etyka nadąża za logiką. Taka już jest. I mądra, i prawa. Ta mądrość wiedzie ją dalej. Zdemaskowała mnie. „Wiceminister od policji w pierwszym rządzie, potem zaangażowany obrońca ubeków, a teraz obrońca demokracji u boku Kwaśniewskiego. To wszystko jakoś się ze sobą łączy”, konkluduje dyrektorka. Tak. Zdemaskowała nie tylko mnie, ale cały układ. Czy ktoś o takiej przenikliwości wyrafinowanego umysłu, ba, o takiej potędze intelektu, musi chodzić do podziemi Collegium Maius? Niech to Collegium Maius pozostanie już dla łże-elit. Prawdziwe elity IV RP reprezentuje też pewien niedoszły dyrektor zabytkowego cmentarza w Krakowie, znany także jako przeciwnik prezydenta Krakowa, Jacka Majchrowskiego. On także dostrzega układ, a nawet wskazuje jego kwintesencję. Tą kwintesencją jestem ja. Niedoszły dyrektor w ogóle uważa, że III RP „spieprzono”. Kto jej broni, jest złym człowiekiem. Proste? Proste jak cep. Wreszcie prawdziwym przedstawicielem prawdziwej elity jest krakowski eurodeputowany. On – w przeciwieństwie do mnie – nigdy nie chce być w centrum uwagi. Bo chęć bycia w centrum uwagi to narcyzm. A narcyzmu europoseł nie lubi i już. Szczególnie paskudną odmianą narcyzmu – na którą zdaniem eurodeputowanego zapadłem – jest narcyzm w odmianie adwokackiej. Przejawia się on – w mniemaniu elitarnego eurodeputowanego – w chęci posiadania coraz bogatszych klientów. Krakowski wysłannik do europarlamentu nie jest narcyzem w żadnej postaci. Nie jest nawet adwokatem. Gdyby nim był, marzyłby o coraz biedniejszych klientach i nie byłby to nawet masochizm w adwokackiej odmianie. Europoseł jest człowiekiem skromnym. W Krakowie jest znany ze skromności. Każdy to potwierdzi. Ja też potwierdzam. Eurodeputowany wprost poraża swą skromnością i jest w tym dla mnie – muszę to wyznać – cichym, ale wciąż niedościgłym wzorem. Każdy musi przyznać, że w zestawieniu z prawdziwą elitą IV RP – łże-elita wypada słabo. Co tam słabo. Wypada fatalnie. Co IV RP może zrobić z łże-elitą? Mogłaby wypędzić tych paskudników z podziemi Collegium Maius i z wszystkich innych podejrzanych miejsc podejrzanych uniwersytetów na reedukację na wieś. Zrobić to miałby kto, bo czego jak czego, ale hunwejbinów w IV RP nie brak. Problem jednak w tym, że minister Ziobro generalnie w reedukację nie wierzy, o czym był uprzejmy kilka razy wspomnieć. Poza tym jest demokracja. A kto mówi, że jest zagrożona, ten jest albo śmieszny, albo wariat. No

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 25/2007

Kategorie: Felietony, Jan Widacki
Tagi: Jan Widacki