Jaskółki hamburskiej wiosny

Jaskółki hamburskiej wiosny

AFP/East News Saskia Esken (R) and Norbert Walter-Borjans (L), co-leaders of Germany's social democratic SPD party, congratulate Hamburg's mayor Peter Tschentscher (C), the SPD's top candidate for regional elections in the northern city-state of Hamburg, during a press conference at the SPD's headquarters in Berlin on February 24, 2020, one day after the election. - Voters in German city-state Hamburg punished Chancellor Angela Merkel's crisis-racked conservatives in a regional election Sunday, February 23, 2020, while the incumbent centre-left held off a challenge from the Greens according to exit polls. (Photo by Odd ANDERSEN / AFP)

SPD pozostała pierwszą siłą polityczną w Hamburgu. Wyborcy ukarali autorów fiaska w Turyngii – CDU, FDP i AfD Korespondencja z Niemiec Niemieccy socjaldemokraci oraz ich potencjalny sojusznik Zieloni mają powód do radości. W wyborach do lokalnego parlamentu Hamburga zwyciężyła SPD, która w przyszłości będzie mogła utworzyć stabilny rząd z rosnącymi w siłę Die Grünen. Co prawda, w porównaniu do wyborów z 2015 r. partia Norberta Borjansa i Saskii Esken straciła 6,4%, ale z 39,2% głosów znów okazała się pierwszą siłą polityczną w hanzeatyckiej metropolii. Nadal więc cieszy się tam poparciem, o którym w innych krajach związkowych mogłaby tylko pomarzyć. Natomiast dla Zielonych, którzy prowadzili nad Łabą kampanię pełną mocnych słów i kategorycznych wezwań, zwycięstwo okazało się celem zbyt ambitnym. Niemniej jednak osiągnęli 24,2%, podwajając wynik sprzed pięciu lat. Ugrupowanie Roberta Habecka może z SPD utworzyć stabilną większość. Socjaldemokraci i Zieloni będą mieli w hamburskim parlamencie dwie trzecie głosów. Dotychczasowy burmistrz Peter Tschentscher, który w 2018 r. zastąpił na tym stanowisku obecnego wicekanclerza Olafa Scholza, zapowiedział, że kontynuacja koalicji z Die Grünen jest „naturalną opcją”, choć dla formalności chciałby też porozmawiać z liderami lokalnej CDU, ponieważ teoretycznie byłaby możliwa koalicja czerwono-czarna. Chrześcijańscy demokraci wprawdzie nie zostali jeszcze w Hamburgu zepchnięci w polityczny niebyt, ale ponieśli dotkliwe straty. Ogólnokrajowa fala oburzenia, wywołana ostatnimi wydarzeniami w Erfurcie, zatruła także kampanie CDU, FDP i AfD. Miesiąc temu landtag w Turyngii wybrał tam na premiera mało znanego posła Thomasa Kemmericha z FDP, a umożliwiły mu to głosy chadeków, liberałów oraz Alternatywy dla Niemiec. Współpraca z populistami okazała się szczególnie dla CDU strzałem samobójczym, doprowadzając do erozji również na szczeblu federalnym (PRZEGLĄD nr 8/2020). Kara za Turyngię Chadecy uzyskali w Hamburgu zaledwie 11,2% głosów (spadek o 4,7%). To drugi najgorszy wynik w ich historii – w 1951 r. CDU dostała w Bremie zaledwie 9,1%. Polityczny skandal w Erfurcie zaszkodził ponadto liberałom, którzy w hamburskim parlamencie nie przekroczyli progu wyborczego. Co prawda, szef FDP Christian Lindner starał się ugasić pożar, odwołując natychmiast Kemmericha ze stanowiska premiera Turyngii i torując drogę do powrotu dotychczasowego szefa rządu z ramienia Die Linke Bodo Ramelowa, lecz było już za późno, aby osiągnąć w Hamburgu dobry wynik. Lindner zaczął zresztą szermować hasłami oczyszczenia swojej partii z patologii, w przypływie szczerości przyznając, że FDP współpracowała z AfD w przeszłości także w innych „drobnych sprawach”, przy czym solennie obiecał, że to już się nie powtórzy. Ale wyborcy zauważyli, że szef liberałów ujawnił te informacje dopiero pod naciskiem mediów, toteż dziś jego przyszłość jest niepewna. Dziennik „Die Tageszeitung” sformułował tezę, podjętą też przez inne media i dziś powszechnie podzielaną, że Lindner nie odzyskał już świeżości. Ukarana została również AfD, ledwo wchodząc do hamburskiego parlamentu (5,3%). W tym tradycyjnie lewicowo-liberalnym mieście rasistowscy populiści już wcześniej nie mieli szczęścia (w 2015 r. uzyskali 6,1%), choć zdaniem niemieckich mediów ich obecne nieznaczne straty na pewno mają związek z wydarzeniami w Turyngii. Na zły wynik hamburskich liderów AfD mógł poza tym wpłynąć atak terrorystyczny w Hanau kilka dni wcześniej. 19 lutego 43-letni niemiecki rasista Tobias Rathjen zabił tam 11 osób, celowo strzelając do tych o imigranckich korzeniach. Tymczasem wielu polityków AfD w przeszłości świadomie prowokowało nienawiść do muzułmanów. Co ciekawe, obok Zielonych beneficjentem odpływu wyborców z innych obozów stała się Die Linke, na którą zagłosowało 9,1% mieszkańców Hamburga. W jednym niemieccy komentatorzy się zgadzają: z uwagi na to, że wybory w Hamburgu są w tym roku jedynym plebiscytem landowym, z pewnością dają istotną wskazówkę co do chwilowych nastrojów społecznych. I wydaje się oczywiste, że liderzy największych partii muszą z nich wyciągnąć wnioski. Na skraju upadku „Zarówno FDP po zezowaniu na prawo w Turyngii, jak i Alternatywa dla Niemiec, odpowiedzialna za nastroje, w których rasizm i prawicowy terror szukają uzasadnienia, poniosły w Hamburgu klęskę. Porażka w Turyngii i chaos na poziomie federalnym zepchnęły chadeków na dno, a Lewica pozostaje stabilną opozycją. W Hamburgu będą wreszcie obliczalne czerwono-zielone rządy: suwerenna

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 10/2020, 2020

Kategorie: Świat