Sąd nad historią

Sąd nad historią

Zapału do boju nie tracą. Napędza ich w tym i jednoczy walka z decyzją sprzed 30 lat. Wszystko się w Polsce zmieniło. Ale choć tkwimy po uszy w bardzo dzisiejszych i poważnych kłopotach, to polowanie na gen. Jaruzelskiego i autorów stanu wojennego trwa z prawdziwie chrześcijańską konsekwencją. Do wielu ocen stanu wojennego doszła kolejna. Wyrok Trybunału Konstytucyjnego stwierdzający, że stan wojenny 13 grudnia 1981 r. wprowadzono nielegalnie. Prawicowy historyk cieszy się, że wreszcie wygrała sprawiedliwość. Myli się. Wygrał po prostu bliski mu punkt widzenia. Wygrała polityka. Znowu są wygrani i przegrani. Tak jakby ówczesne wydarzenia dawało się tak łatwo opisać, wymierzyć i wystawić ocenę. Nie da się. Nie ma takich narzędzi. Nigdy Polacy nie będą zgodni w ocenie decyzji o wprowadzeniu stanu wojennego. Mówienie o ówczesnej sytuacji w kategoriach czarno-białych jest historyczną fałszywką. Odległą od realiów i prawdy. Jakaż zresztą jest ta prawda? Szafujemy tym słowem, jak komu wygodnie. Środowiska prawicowe widzące w PRL samo zło i czarną dziurę potrafiły doznać niespodziewanej iluminacji. Gdy na użytek prac Trybunału Konstytucyjnego trzeba było zawiesić na kołku te kretyńskie oceny, to okazało się, że PRL nie tylko miała konstytucję, lecz także tamto państwo kierowało się jakimś porządkiem prawnym i ustawami. Jeśli trzeba kogoś uderzyć za PRL, to ówczesne prawo jest przywracane do łask, nobilitowane i traktowane z całą powagą. To zabawne, jak jedni prawnicy posługują się drugimi prawnikami jak maczugą. A wszystko oczywiście w imię prawa. I sprawiedliwości. Nomen omen. Tak mi się skojarzyło, kiedy słuchałem reprezentanta Sejmu, posła Prawa i Sprawiedliwości. Skargę na dekrety stanu wojennego wniósł rzecznik praw obywatelskich, który zginął pod Smoleńskiem. O jego pomysłach i bardzo specyficznym pojmowaniu roli rzecznika, zwłaszcza na tle wybitnych poprzedników, napisano tak wiele krytycznych tekstów, że teraz można tylko spuścić na to zasłonę milczenia. Można oczywiście żyć w przekonaniu, że z jednej strony byli wyłącznie zdrajcy i szubrawcy, a z drugiej sami mędrcy i patrioci. Świat iluzji jest w końcu znacznie przyjemniejszy od realu. Szkopuł niestety w tym, że przez ostatnie 20 lat można było zobaczyć niejednego z tych herosów, którzy w trampkach chcieli maszerować na Moskwę, w nowych rolach. I nie były to role chwalebne. Czy trzeba przypominać, że pod szyldami nowych partii i Związku Zawodowego „Solidarność” działali ludzie, którzy Polskę traktowali jak folwark? Że afera korupcyjna goniła aferę? Że wystarczyły dwie dekady, by rozwarstwienie społeczne w Polsce należało do największych w Europie? A słynne postulaty gdańskie mają wyłącznie wartość muzealną, bo nie potraktowali ich poważnie nawet ci, którzy je podpisywali z ówczesną władzą. Tą samą władzą, którą się dziś osądza. Sędziowie Trybunału Konstytucyjnego orzekli, że nie było podstaw do wprowadzenia stanu wojennego. Jakie to proste. Przybędzie kombatantów. Gorzej pójdzie z odwróceniem uwagi od rosnących problemów gospodarczych i pretensji ludzi. Udostępnij: Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na Telegramie (Otwiera się w nowym oknie) Telegram Kliknij, aby udostępnić na WhatsApp (Otwiera się w nowym oknie) WhatsApp Kliknij, aby wysłać odnośnik e-mailem do znajomego (Otwiera się w nowym oknie) E-mail Kliknij by wydrukować (Otwiera się w nowym oknie) Drukuj

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 12/2011, 2011

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański