Eksperci nie pasują do misterium

Eksperci nie pasują do misterium

Można być uznanym ekspertem. Można pracować pod niezwykle silną presją przez wiele miesięcy. Można przesłuchać ponad tysiąc osób i zgromadzić prawie 400 tomów akt. I co? Kolejne ekspertyzy przyczyn katastrofy Tu-154 pod Smoleńskiem wywołują tylko kolejne fale spekulacji. Przełomu co do faktów nie ma. Eksperci mówią swoje, a po przeciwnej stronie zamiast faktów mamy misterium wiary w zamach. Z jednej strony, mamy ludzi z komisji Millera i prokuratorów, którzy każdą wypowiedź zaczynają od słowa prawdopodobnie, a z drugiej, współpracowników zespołu Macierewicza. Niemających cienia wątpliwości, że pod Smoleńskiem był zamach na państwo polskie, na dobre imię załogi i generalicji, na naszą narodową godność. A każdy, kto podważa takie oceny, jest kłamcą, zaprzańcem i ruskim agentem. Kto przekona opinię publiczną do swoich ocen? Komu uwierzą ludzie, którzy już dawno się pogubili, słuchając licznych polityków i dziennikarzy komentujących na okrągło wszystko, co wiąże się z tą katastrofą? Mam wrażenie, że należę do coraz mniejszej grupy dziennikarzy nieznających się na lotnictwie i niepotrafiących błyskotliwie przygwoździć ekspertów. Tych samych ekspertów, o których rzecz się ostatnio rozbija. Zarzuca się im bowiem, że nie mówią jednym głosem. Że prezentują odmienne wnioski. Że jedni mówią, że gen. Błasik prawdopodobnie był w kokpicie, a drudzy, że po prostu nie mają na to dowodu. Z pewnością będą jeszcze kolejne badania, może znajdą się nowe techniki fonoskopijne i w jakimś szczególe będziemy lepiej poinformowani. To oczywiście też jest ważne, ale w sprawie przyczyn katastrofy nie będzie przełomem. Pytań nie brakuje i trzeba je stawiać. Choćby o losy wraku samolotu niszczejącego na płycie lotniska. O nagrania rozmów w kokpicie. I o obecność tam osób spoza załogi. Czy o powody, dla których piloci pomylili wysokościomierze. Musimy też wiedzieć, kto i dlaczego zlekceważył pismo polskiego ambasadora w Moskwie, który pięć tygodni przed tragicznym lotem ostrzegał, że lotnisko w Smoleńsku nie nadaje się do przyjęcia samolotu. Pytanie jest prawem i obowiązkiem mediów i opozycji. Ale jeśli padają pytania, to trzeba też chcieć i umieć słuchać odpowiedzi. Tak byłoby mądrzej i uczciwiej. Ale bez naiwności. Nie o to tu przecież chodzi. Trumny smoleńskie coraz bardziej są tylko tłem polskich wojenek. Wygłaszania wszelkich możliwych bzdur. Obrażania i poniżania każdego, kto ma inne zdanie. I wywierania nieustannej presji na władzę obwinianą o spowodowanie tej katastrofy. A i władza woli mówić o Smoleńsku niż o bałaganie w różnych dziedzinach naszego życia. Na ostateczne wyniki prac ekspertów poczekam cierpliwie. Bo ważniejsze od tego, co już wiemy o przyczynach tragedii, są działania zapobiegające powtórce. Nie bardzo bowiem wierzę, że już przestano łamać procedury, a ład i sprawna organizacja zastąpiły nasze odwieczne „jakoś to będzie”. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 04/2012, 2012

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański