Jeśli strażnicy miejscy będą mogli wystawiać mandaty za nadmierną prędkość, to zajmą się tylko tym Ocena pracy straży miejskiej przez Najwyższą Izbę Kontroli nie pozostawia najmniejszych złudzeń. To już nie jest straż miejska, tylko straż drogowa – stwierdzili inspektorzy. Ja powiem więcej: to straż nawet nie drogowa, ale komercyjna. Zgodnie z ustawą straż miejska miała się zajmować sprawami porządkowymi w szerokim tego słowa znaczeniu. Natomiast samorządy wpadają co pewien czas na pomysł rozszerzenia uprawnień strażników. A to o prawo używania pałek czy broni palnej, a to o nowe zadania. Szczególnie zaś o zadania związane z kontrolą ruchu na drogach. Kiedy otrzymałem do zaopiniowania – jeszcze jako poseł – jeden z pierwszych takich projektów, powiedziałem: nie. Bo zdawałem sobie sprawę z tego, jakie ta decyzja będzie miała skutki. Oświadczyłem wówczas na sali plenarnej: „Jeżeli dacie państwo strażnikom miejskim takie uprawnienia, to pierwsze, co zrobią, to zejdą z dotychczasowych miejsc służby i staną na krawężniku”. To wynika z doświadczenia tych, którzy planując służbę, musieli zawsze uwzględniać zachowania ludzi wykonujących stawiane im zadania. Jeżeli zatem w obowiązkach służby będzie kontrola osiedli, skwerów i parków, a także kontrola ruchu drogowego – choćby w minimalnym zakresie – to WSZYSCY pozostawią inne zadania i wyjdą „na krawężnik” kontrolować ruch drogowy. Tam jest bowiem możliwość natychmiastowego osiągnięcia sukcesu w postaci wymaganej przez przełożonego liczby mandatów. Daj palec, wezmą rękę Nie trzeba było kontroli NIK, żeby wiedzieć, że tak musiało się stać. Ale dobrze, że to zostało wykazane. Tylko co z tego? Kontrolerzy powiedzieli, złożyli sprawozdanie i guzik to kogoś interesuje. Tymczasem samorządy idą dalej, licząc, że posłowie uchwalający nowe uprawnienia nie mają pojęcia o skutkach podejmowanych decyzji. Straż miejska domagała się i nadal domaga uprawnień do zatrzymywania pojazdów w ruchu. Padają tu wielkie słowa o konieczności wsparcia policji w jej ciężkiej pracy, intensywniejszego ścigania piratów drogowych itd. Załóżmy, że posłowie na to się zdecydują. I co wtedy? Uprawnienie wygląda na niewinne, to przecież tylko zatrzymywanie za popełnione wykroczenie. Ale tu wszystkim powinny zapalić się czerwone światełka. A co będzie, jeśli kierowca nie zechce się zatrzymać? Zacznie uciekać? Straż miejska powie: daliście nam możliwość zatrzymywania w ruchu, a skoro możemy to robić, nie wolno nam przejść do porządku dziennego nad niezatrzymywaniem się do kontroli. Dajcie nam zatem prawo do pościgu, bo jest ono integralnie związane z taką kontrolą i uzyskaniem konkretnego celu. Ale dając prawo do pościgu, musicie dać prawo do użycia kolczatek drogowych i innych form, np. zapór. Bo samo prawo do pościgu niczego nie oznacza. I taką właśnie metodą straż miejska zdobywa swoje uprawnienia. Małymi krokami: kajdanki, pałki, broń np. do konwojowania pieniędzy, a wreszcie żądanie przydzielenia broni wszystkim strażnikom. Ale pojawia się już ciekawy głos jednego z komendantów miejskich. On nie chce broni krótkiej, mówi, że jest ona niepotrzebna, przyda się natomiast broń gładkolufowa. Sprytnie! Jeśli damy im broń gładkolufową, złożą wniosek o tworzenie formacji prewencyjnych. Bo przecież tej broni używają policyjne formacje prewencji. Już widzę strażnika miejskiego chodzącego w codziennej służbie z bronią gładkolufową na ramieniu… Cel jest jednak odleglejszy i bardziej zasadniczy. To są kroki do powołania służby, którą nazwiemy policją miejską. Oto cel, do którego dąży część samorządowców przy pomocy swoich komendantów. To oni spotykają się co jakiś czas i główkują, co by tu jeszcze wyrwać i jak się stać w rzeczywistości policją. Dlaczego? Bo posmakowali, że dobrze mieć własną służbę, podległą wyłącznie samorządowi. A jeszcze lepiej, jeżeli zadania policyjne będą wykonywali ci, którzy im podlegają. I te zadania już widać. Samochody straży miejskiej są malowane na kolor srebrny jak policyjne. U wielu strażników widzę podobne do policyjnych kamizelki. Żaden samochód straży nie jeździ z pomarańczowymi światłami na dachu. Prawo bowiem dało możliwość indywidualnego przyznawania sygnalizacji niebieskiej. To, co miało być wyjątkiem, stało się regułą. Jaki strażnik miejski zdecydował się na ukaranie urzędnika za jakieś przewinienie? Kto ukarze za nieodśnieżone jezdnie i drogi, za dziury? Przykład z ostatnich dni. Jest 1 grudnia 2012 r. Rajd Barbórki na warszawskim Bemowie. Setki samochodów rozjeżdżają niedawno rekultywowane za pieniądze podatników trawniki.
Tagi:
Jerzy Dziewulski









