Korespondencja z Zabajkala Autochtoniczni Ewenkowie zajmują się myślistwem i hodowlą reniferów. Albo po prostu przetrwaniem Jewgienija miałem okazję poznać podczas jednego z wyjazdów na odległe rosyjskie Zabajkale. Po kilku latach niewidzenia się, na jednej z małych górskich stacyjek Bajkalsko-Amurskiej Magistrali Kolejowej, czyli BAM-u, znowu spotykam starego przyjaciela. Ma dobrego myśliwskiego psa i kilkanaście reniferów. Poza starą rusznicą to wszystko, co posiada. Po pierwszych czterech klasach porzucił szkołę. Do dziś nie ma dowodu osobistego. Nigdy nie był u lekarza. Nigdy nie był w prawdziwym mieście. Z rodzinnej Tiani wyjechał ponad pięć lat temu i od tego czasu koczuje, pasąc swoje stado w górach rozciągających się na pograniczu Jakucji i obwodu czytyjskiego. Ledwo zaczął pracować, kiedy rozpadł się Związek Radziecki. Wówczas w sowchozie Zorza było ok. 9 tys. reniferów. Wraz z rozpadem ZSRR renifery z dnia na dzień stały się własnością sowchozowych brygadzistów i pastuchów, którzy o puczu Janajewa czy rozpadzie ZSRR nie potrafili myśleć inaczej, jak o końcu Rosji w ogóle. Sowchozowe stada, gwarancję pracy i utrzymania dla 2 tys. kałarskich Ewenków, wyrżnięto bądź sprzedano za wódkę w ciągu trzech-czterech lat. – Niektórzy ludzie nie trzeźwieli przez kilka miesięcy – wspomina Jewgienij. Tak samo było w sąsiednich sowchozach – Nowej Drodze czy Czerwonym Myśliwym. Ich dawni przodownicy dziś wegetują w wioskach, w których nie ma nic poza ludźmi i domami. – Reniferów prawie już nie ma, a libacja trwa dalej – ironizuje Jewgienij. Z siedmiu wsi, których można się doliczyć w rejonie kałarskim, trzy zamieszkują tylko Ewenkowie. W najbardziej oddalonej i właściwie cały rok niedostępnej wiosce Srednij Kałar nie ma szkoły. Dzieci uczą się w szkole z internatem, w odległej Kuandzie. Do Kuandy lecą helikopterem albo jadą pociągiem. Ale żeby dostać się do torów, trzeba pokonać ponad 100 km błotnistej tajgi i wezbranych rzek, co czasem bywa niemożliwe nawet dla takiego kolosa jak ciężarówka Ural. Ale nie tylko ze swojego położenia słynie Srednij Kałar. Z powodu byle święta, urodzin czy rocznicy „wielikoj pobiedy” strzela się tutaj na wiwat, nie zawsze jednak w powietrze. Jedyne, czego nigdy nie brakuje w tej wiosce, to broń i wódka. Mieszkańcy świętują często i chętnie. – Nowy Rok zamienia się tam w małą wojnę – opowiada mi mieszkaniec wioski. Ale i prawdziwych wojen nie brakuje. Kilka lat temu dwóch znajomych pokłóciło się o podział mięsa po wspólnym polowaniu. Podpici pieniacze przenieśli spór na ulicę, gdzie nie zwracając uwagi na innych, zaczęli do siebie strzelać. Zginęli obaj. Bum na BAM-ie? Jewgienij wozi w reniferowych jukach plik starych gazet, które znajduje przy kolei bądź dostaje od putiejców – robotników naprawiających tory. Podczas kolejnego wspólnie spędzonego przy ognisku wieczoru, czytając jedną z nich, odnajduję dobrze znane mi hasło. Jeszcze 30 lat temu drukowano je tłustymi literami w książkach, gazetach, malowano na murach i wagonach kolejowych: „BAM naszą przyszłością”. Wieczorem pokazuję je mojemu towarzyszowi. – BAM nie jest nam do niczego potrzebny – odpowiada. Na torach nierzadko giną renifery. Żelazna nitka BAM-u jest też barierą nie do pokonania dla niektórych zwierząt łownych stanowiących do dziś podstawę bytu Ewenków, którzy są przede wszystkim myśliwymi. W przylegających do kolei partiach gór zwierzyna została wytrzebiona, reniferowe pastwiska spalone, a rozrywane ładunkami wybuchowymi jeziora opustoszały. – Oni nie dali nam żadnej przyszłości – mówi o bohaterach ZSRR Jewgienij. A nie taką przyszłość dla Ewenków zakładał plan budowy BAM-u. Miał przynieść nowe możliwości i zapewnić miejsca pracy w tych bezludnych rejonach. Okazało się jednak, że nie dla autochtonów. Do dziś nie potrafią oni na równi z Rosjanami pracować w sektorze technicznym, na kolei bądź w kopalniach. Wciąż pozostają pasterzami i myśliwymi. Tyle że często bez reniferów i broni, co sprowadza ich na skraj nędzy. BAM przemknął przez ich ziemie jak pociąg pospieszny, zostawiając za sobą żelazną smugę torów. Jazda pociągiem z Tyndy do oddalonego o ok. 1,5 tys. km Siewierobajkalska nad Bajkałem zabiera dwa dni. Droga z wioski Srednij Kałar do oddalonych niewiele ponad 100 km torów BAM-u trwa trzy dni. O ile
Tagi:
MIchał Książek