Jestem cierpliwa i nie narzekam – rozmowa z Danutą Stenką

Jestem cierpliwa i nie narzekam – rozmowa z Danutą Stenką

Rola Judyty w „Nigdy w życiu!” zrobiła mi dużo dobrego, uwolniła od stereotypu heroiny. Bardzo tego potrzebowałam Danuta Stenka – aktorka teatralna, telewizyjna i filmowa. Popularność przyniosła jej rola Judyty w przeboju kinowym „Nigdy w życiu!” na podstawie powieści Katarzyny Grocholi. Obecnie jest aktorką Teatru Narodowego w Warszawie. (…) Twoim pierwszym prawdziwym przebojem była dopiero rola Judyty w „Nigdy w życiu!” Ryszarda Zatorskiego z 2004 r. – Tak. Ten film zrobił mi dużo dobrego, uwolnił od stereotypu dramatycznej heroiny. Bardzo tego potrzebowałam, choć mało brakowało, a nie zagrałabym Judyty. Jako aktorka grająca w dramatach raczej nie miałaś co liczyć na przychylność producentów. – Pomysł, żeby obsadzić mnie w roli Judyty, należał do Kasi Grocholi. Bardzo chciała, żebym to ja zagrała tę bohaterkę. Cały czas przypominała producentom, żeby zaprosili mnie na casting. Ale to w ogóle nie wchodziło w rachubę, nikt nie przyjmował tego do wiadomości. Oni uważali, że jestem aktorką dramatyczną, absolutnie się do takiej roli nie nadaję, strata czasu. W końcu jednak zostałam zaproszona – to był już dosłownie rzut na taśmę, mieli w zasadzie gotową obsadę, tylko nie mogli dopasować dzieci do dorosłych. Podeszłam do wyzwania na kompletnym luzie. Uznałam, że skoro tak długo zwlekano z castingiem, przypuszczalnie i tak nie mam żadnych szans, byłam zatem zdystansowana i w doskonałym nastroju. No i widocznie takiej mnie właśnie potrzebowali. Na castingu udowodniłaś, że potrafisz być też pogodna, uśmiechnięta. – Widocznie producenci uwierzyli, że to się może udać. No i pojawił się problem… Przede wszystkim we mnie. Rozpoczęły się zdjęcia i z każdą kolejną sceną czułam, że jest coraz gorzej. Reżyser, Rysio Zatorski, należy do osób milczących, więc niewiele mówił. Kończyliśmy ujęcie, a on nic, ani że zrobiłam to dobrze, ani że źle. Czułam, że grzęznę. Byłam przekonana, że Zatorski nic do mnie nie mówi, ponieważ gorzko żałuje, że to ja gram Judytę. Zaczęłam podejrzewać, że być może ktoś mu mnie narzucił. Czyli okazało się, że praca nad lekką komedią stresowała cię nie mniej niż pełen tragizmu spektakl. – Tak! Tyle że to nie miało nic wspólnego z materią. Początek był straszny, czułam, że zupełnie nam nie idzie. Niby grałam w komedii, niby na wesoło, a byłam w kompletnej dolinie. Któregoś dnia Jasiek Frycz mówi do mnie: „Słuchaj, rozmawiałem z Lucyną (moją agentką), ona nie wie, co z tobą zrobić. Ciągle płaczesz i płaczesz. Jest załamana. Ty jej tego nie rób”. Próbuję Jaśkowi wytłumaczyć, że całą energię, którą mam, zamiast do zagrania scen wykorzystuję do tego, żeby ukryć przed ludźmi, w jakim jestem stanie, i ledwo zaczęłam mówić, znowu w ryk. Rozsypałam się kompletnie. Myślę, że nikt w ekipie nie zdawał sobie sprawy z tego podziemnego świata we mnie. Lekkość? Jaka lekkość? Coraz głębiej tkwiłam w emocjonalnym dołku, a reżyser konsekwentnie milczał. W końcu ktoś się zorientował i zwrócił mu uwagę na mój stan, zaczęliśmy wreszcie rozmawiać i z wolna wszystko się odblokowało. Okazało się, że on czuł dokładnie to samo w kwestii mojej roli. Ja się zapadałam, zamykałam w sobie, a Zatorski myślał, że to wszystko dlatego, że jestem niezadowolona z jego pracy. Dwoje takich samych męczenników, każde sądziło, że to jego wina, że druga strona jest załamana tym, że spotkała się razem w robocie. Dopiero kiedy wszystko sobie wyjaśniliśmy, zaczęła się przyjemność, odnalazłam w sobie tę lekkość, którą powinna mieć Judyta, i wreszcie praca nad filmem zaczęła być frajdą. (…) Film stał się niebywale popularny, do dzisiaj telewizje chętnie do niego wracają. Zawsze w najlepszym czasie antenowym! – Byłam zaskoczona, jak wielki wpływ na ludzi wywarł nasz film. Spotykałam kobiety w codziennych sytuacjach, w sklepie, w banku, u lekarza i panie automatycznie zaczynały ze mną poważne rozmowy o życiu, zwierzały się. To były wyznania kobiet, które przeżyły podobną historię, znalazły się w analogicznej sytuacji jak Judyta. Dziękowały mi za to, że otworzyłam im oczy, dałam im klucz do furtki i pomogłam wyjść z matni, w której tkwiły przez całe lata. Pogonić faceta. – I rozpocząć nowe życie. Nie podejrzewałam, że ten lekki film może stać się dla tylu ludzi tak ważny. Podejrzewam, że niebagatelny wpływ na jego sukces miał fakt, że ta bajka działa się u nas, w Polsce.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 01/2014, 2014

Kategorie: Książki