Język wielkiego idealisty

Język wielkiego idealisty

Esperanto wykazuje zdumiewającą zdolność przystosowywania się do aktualnych potrzeb Rozmowa z prof. Ludwikiem K. Zaleskim-Zamenhofem – Panie profesorze, co uważa pan za najważniejszy sukces życiowy? – Zapewne to – jak twierdzi jeden z moich przyjaciół – że jestem jednocześnie dziadkiem i wnukiem, dziadkiem – w swojej rodzinie, a wnukiem wśród zwolenników esperanta. A nawet dalej. Otrzymałem niedawno list od dziesięcioletniego Francuza: „Wiem, że jest Pan wnukiem twórcy esperanta, ja również pracuję nad językiem międzynarodowym, proszę napisać, jak to się robi”. – Twórca esperanta to Ludwik Zamenhof, natomiast pan, jego wnuk, nazywa się Ludwik Krzysztof Zaleski-Zamenhof. Dlaczego dwa razy dłużej? – Los chciał, bym w ciągu swego życia zmieniał kilka razy osobowość. Urodziłem się w 1925 r. w Warszawie jako Ludwik Zamenhof. Byłem polskim chłopcem, na którego wołano Lutek, a przecież pod koniec 1939 r. niemieckie władze okupacyjne kazały mi włożyć opaskę z gwiazdą. Nieco wcześniej mój ojciec, Adam, znany oftalmolog, zmobilizowany we wrześniu w roli komendanta wojennego szpitala na Woli, został aresztowany jako syn twórcy esperanta i rozstrzelany w Palmirach. Mnie zaś kilka miesięcy później zapędzono do getta i tam po raz pierwszy stałem się kimś innym. – Pod innym nazwiskiem? – Pod tym samym. Natomiast dwa lata później postanowiłem przybrać nowe: Krzysztof Zaleski. To była reinkarnacja za życia. Musiałem urodzić się ponownie, żeby w ogóle móc żyć. Ruch oporu załatwił mi nowe papiery. Nie udawałem Krzysztofa Zaleskiego, ja się nim stałem. – Z czasem doszło do połączenia obydwu wcieleń pod dwoma imionami i nazwiskami? – Skończyła się okupacja, więc mogłem z własnej woli ponownie powołać do życia Ludwika Zamenhofa. Ale czy z tego powodu miałem przestać istnieć jako Krzysztof Zaleski, którego wiele osób znało od lat? Utożsamiałem się z obydwoma. Zaleski uratował Zamenhofa, dlaczego Zamenhof miałby zapomnieć o Zaleskim? – Wybrał pan formułę: jedność w różnorodności? – To nawet moja dewiza życiowa, którą rozumiem jako poszanowanie odmienności. Tej idei pozostałem wierny, żyjąc od dawna we Francji. Zdarza mi się spontanicznie reagować, gdy słyszę: „Ten leniwy Murzyn, ten przeklęty Arab”. Mówię, że znam pracowitych Murzynów i przyzwoitych Arabów. – Niedaleko padło jabłko od jabłoni. Pański dziadek, Ludwik Zamenhof, całe życie poświęcił głoszeniu idei tolerancji. – Sprzeniewierzanie się tej idei nadal przynosi światu fatalne skutki. Odczułem je sam w moim życiu. Pragnąłem więc, by książka pisana o mnie przyczyniła się do szerzenia idei tolerancji. Ma ona już dziś własną historię. W 1987 r. zostałem zaproszony do Warszawy na światowy kongres esperanta z okazji setnej rocznicy powstania języka międzynarodowego. Ówczesny marszałek Sejmu, Roman Malinowski, który był honorowym protektorem kongresu, podsunął pomysł napisania opowieści na mój temat. – W rezultacie powstała „Ulica Zamenhofa”. – W książce jest mowa i o moim dziadku, i o mnie. Dla mnie jest o tyle ważna, że w trakcie jej powstawania narodziło się wiele ciekawych myśli, między innymi powstał Medal Tolerancji. Inicjatywę przyznawania tego medalu podjęła działająca w Białymstoku, rodzinnym mieście mego dziadka, Fundacja Zamenhofa, w której komitecie honorowym zasiadam. Kapituła medalu, złożona z przedstawicieli władz województwa, miasta, uniwersytetu, a także władz duchownych oraz organizacji współtworzących fundację, przyznała pierwszy papieżowi Janowi Pawłowi II, a mnie przypadł zaszczyt wręczenia mu Medalu Tolerancji podczas nabożeństwa ekumenicznego w Drohiczynie 10 czerwca 2000 r. Gdy stanąłem przed obliczem papieża, pozwoliłem sobie wygłosić następujące słowa: „Tu, w Drohiczynie, hierarchowie różnych wyznań powtarzali dziś, że wszyscy jesteśmy dziećmi tego samego Boga. Takie same słowa wygłosił sto lat temu mój dziadek, Ludwik Zamenhof. Stały się one inspiracją Medalu Tolerancji, który mam zaszczyt wręczyć Jego Świątobliwości, by uhonorować Jego szlachetne działania na polu ekumenizmu, to jest tolerancji w dziedzinie religii, a której szerszym znaczeniem jest poszanowanie odmienności nie tylko religijnej, ale także odmienności kultur, poglądów, mowy czy też przynależności etnicznej”. – Czy Ojciec Święty był zaskoczony? – Nie, gdyż wręczenie medalu poprzedziła odpowiednia procedura. Poza tym papież Jan Paweł II od dawna objawia sympatię do esperanta, zatwierdził

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 26/2002

Kategorie: Wywiady