To już wojna z policją

To już wojna z policją

Koledzy, patrząc na grób zabitego przez bandytów naczelnika Żaka, nie mogli się opędzić od myśli: mnie to też może spotkać

Obok wykopanego dołu biała brzoza na tle ciemnych tui zdobiących aleję zasłużonych na warszawskich Powązkach. – Oddajemy cię, Mirku, pod opiekę tutejszych bohaterów. Śpij snem wiecznym.
Salwy, kompania honorowa, reprezentacyjna orkiestra, żałobne werble, galowe mundury. Premier z ministrami w kondukcie i kilku księży. Na cmentarzem krąży z płaczliwym wizgiem policyjny helikopter, zagłuszając płacz matki zmarłego. Wymizerowana, biała twarz młodej wdowy. Kurczowo ściska czerwone okładki z wytłoczonym na nich orłem. Kryją zawiadomienia o pośmiertnym uhonorowaniu zmarłego najwyższymi odznaczeniami przyznawanymi funkcjonariuszom policji.
Prezydent mianował aspiranta sztabowego policji Mirosława Żaka podkomisarzem. Minister spraw wewnętrznych i administracji – Krzyżem Zasługi za Dzielność i Złotą Odznaką „Zasłużony Policjant”.

Nawet z narażeniem ludzi

Powiedziano i odczytano nad trumną wiele słów, które dla rodziny zmarłego mogą być, jeśli to w ogóle możliwe, jakimś pocieszeniem. – To nie tylko wasza tragedia – napisał w liście do żałobników Aleksander Kwaśniewski – to wielka strata dla nas wszystkich pragnących żyć w pokoju, bez przemocy. Min. Krzysztof Janik pożegnał zmarłego jako sługę Rzeczypospolitej.
Padały deklaracje, że ta śmierć nie pójdzie na marne. Nie zapomną o niej funkcjonariusze resortu spraw wewnętrznych ani układający prawo politycy. I „nie damy zapomnieć o niej tym wszystkim, którzy wyciągają broń przeciwko Rzeczypospolitej, przeciwko jej obywatelom”.
Ryszard Siewierski, komendant stołeczny policji w Warszawie, przypomniał nad trumną podwładnego ślubowanie, jakie składa każdy policjant na progu swej kariery: „Ja, obywatel Rzeczypospolitej Polskiej, świadom podejmowanych obowiązków, ślubuje służyć wiernie narodowi, chronić ustanowiony konstytucją RP porządek społeczny, strzec bezpieczeństwa państwa i jego obywateli nawet z narażeniem ludzi”.
Ta deklaracja dopiero na cmentarzu zyskała swój właściwy wymiar – podkomisarz Żak wypełnił rotę ślubowania do końca.
Były obietnice kolegów: morderstwo nie ujdzie bezkarnie. Nie spoczną, póki sprawiedliwości nie stanie się zadość.
I padły też słowa – z ust komendanta Siewierskiego – przypominające inną tragedię w policyjnej rodzinie. Jana Gali, niemal rówieśnika zabitego Żaka. który przed pięcioma laty, też w marcu, jadąc do pracy na nocną zmianę, zauważył na przystanku tramwajowym kilku mężczyzn atakujących przypadkowych przechodniów. Gala nie był w mundurze, mógł udać, że nie widzi napaści. Ale rzucił się w pogoni za bandziorami. Gdy zaczęli uciekać, strzelił za nimi ostrzegawczo w powietrze. Wtedy z pobliskiego baru ruszyła w jego stronę grupa stałych klientów tego lokalu z kijami bejsbolowymi. Gala strzelił, raniąc śmiertelnie dwóch napastników. Został skazany na pięć lat wiezienia. 11 kwietnia ma się tam stawić… O jego ułaskawienie go przez prezydenta RP walczą obecnie warszawscy policjanci (piszemy o tym na obok).
W ub. czwartek wielu policjantów, patrząc na grób z tabliczką zmarłego, nie mogło się opędzić od paraliżującej myśli: mnie to też może spotkać. A jeśli nie śmierć, to chociażby los Gali. Dlaczego? Czy tak musi być?
Inspektor Siewierski wypowiedział te wiszące w powietrzu pytania na głos: – Chcielibyśmy móc wykonywać nasze służebne obowiązki. Panowie prokuratorzy, sędziowie, adwokaci, w takiej sytuacji, w jakiej był Mirosław, zaledwie ułamki sekund decydują o tym, czy się przeżyje. A wy swoją wiedzę o tych dwóch sekundach rozstrzygacie przez ponad pięć lat!
– Policjanci sami złożyli się na te wieńce – szeptały między sobą dwie kobiety, które dopiero gdy odmaszerowała delegacja w mundurach, podeszły do grobu i przeczytały tabliczkę. – Gdzie ona biedna dostanie robotę, a tu jeszcze dwoje dzieci w szkole – wymieniały uwagi, patrząc na uczniów z klasy 15-letniego Darka, syna zmarłego, szykujących się do składania kondolencji.
Tłum towarzyszących ostatniej drodze naczelnika z Piaseczna rozpraszał się powoli, z ociąganiem. Mało było cywilów. Większość w mundurach. Młodzi policjanci z emblematami komendy szczecińskiej pokazywali sobie dyskretnie mężczyznę w czarnym płaszczu, pochylającego się nad wdową. – To brat tego Żaka – szeptali – też policjant. Podobno mieli razem jechać na akcję. Mógł zginąć.

Z zimna krwią

To miał być sukces piaseczyńskiej policji. W wiejskim obejściu koło Nadarzyna funkcjonariusze odnaleźli TIR-a załadowanego po samą górę sprzętem RTV. Kilka dni wcześniej ciężarówka została uprowadzona.
Mirosław Żak, naczelnik sekcji kryminalnej piaseczyńskiej policji, udał się z kilkoma funkcjonariuszami na ostatnią robotę tego dnia – inwentaryzację ukradzionego towaru. Byli ubrani po cywilnemu. Nieoznakowane radiowozy zatrzymały się na posesji właściciela dziupli. Gdy Żak siedział w polonezie zajęty papierkową robotą, na podwórko zajechały trzy samochody z 12 członkami bandy. Prawdopodobnie chcieli odbić ukradzioną zdobycz. Na widok policjantów otworzyli ogień z broni długiej i krótkiej. Naczelnik dostał dwie kule. Ranny próbował doczołgać się na tyły podwórka, ale bandyci dobili go z zimna krwią.
Policjanci bronili się, jednakże mieli tylko krótką broń i niewiele naboi – poza tym było ich pięciu, a atakujących ponad dwa razy więcej – postrzelili trzech bandytów, nie dostali ich jednak w swoje ręce. Napastnicy zdołali wciągnąć krwawiących kumpli do swych samochodów i uciec.
– Lada moment wyciągniemy bandytów na światło dzienne – powiedział na konferencji prasowej Paweł Biedziak, rzecznik Komendy Głównej Policji. – To już jest wojna – dodał komendant Siewierski.
Mirosław Żak kochał swoją pracę i choć mógł już iść na emeryturę, odkładał tę decyzję. Nie musiał jechać na akcję do złodziejskiej dziupli w Parolach – ale był perfekcyjny, chciał wszystkiego dopilnować, niczego nie przeoczyć, skoro sukces jego wydziału był tak blisko. Mówiono o nim, że odkąd pojawił się w piaseczyńskiej komendzie, tamtejsza służba kryminalna stanęła na nogi.
Miejscowy proboszcz, ksiądz Tadeusz Sowa, powiedział w czasie nabożeństwa za spokój zmarłego, że Mirosław nie żyje, bo czasami zło jest tak duże, iż zwycięża. Policjanci nie mogą tak myśleć. Zło byłoby mniejsze, gdyby nie czuło się bezkarne. Jeśli ta tragiczna śmierć ma czemuś służyć, to niech ruszy machinę prawną i niech spowoduje wyposażenie stróżów porządku publicznego w przynajmniej taką broń, jaka mają ich bezwzględni wrogowie.
W całej Polsce mówi się teraz tylko o tym. Porządni ludzie są tak rozgoryczeni z powodu swej bezsilności wobec morderców, że może nawet odpowiedzieliby pozytywnie na apel o obywatelską zbiórkę pieniędzy na rzecz policji.
Gdyby ktoś taką myśl rzucił.

 

Wydanie: 13/2002, 2002

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy