Kalendarz głupoty

Kalendarz głupoty

Według IPN, oficerów w Katyniu zabili Niemcy, a zbrodnia wołyńska rozpoczęła się  w 1942 r. Zapewne nikt tak nie czeka na Nowy Rok jak pracownicy szczecińskiego oddziału IPN. Nie chodzi bynajmniej o premie świąteczne, choć te – patrząc na wysokość budżetu Instytutu – zapewne będą hojne. Tym razem rozstrój żołądka kilkudziesięciu osób spowodował kalendarz. A konkretnie kalendarz „Panny Niezłomne 2014”, którym szczeciński oddział uraczył lokalne szkoły. Pracownicy tego oddziału liczą dni do końca roku, mając nadzieję, że skandal da się ukryć. Na pierwszy rzut oka kalendarz wygląda całkiem profesjonalnie. Zresztą IPN nigdy nie oszczędzał na papierze, wychodząc z założenia, że lakierowana okładka pomoże ukryć braki warsztatowe. Każdy, kto zetknął się choć z kilkoma książkami opatrzonymi znakiem IPN, wie, o czym mowa. Tym razem jednak nawet piękne modelki z karabinami nie mogły przysłonić błędów, a w niektórych przypadkach zwyczajnej głupoty szczecińskich „historyków”. Radocha z zabijania Już sam pomysł uczynienia z tragedii II wojny światowej scenografii do sesji fotograficznej budzi konsternację. Modelki przebrane w mundury, z karabinami i inną bronią w rękach, mają promować… Właśnie, co? Patriotyzm? Jeśli tak, to nie tędy droga. Utożsamienie okrucieństwa wojny z pięknymi kobietami może i wzbudzi w kimś chęć oddania życia za ojczyznę, ale bardziej przypomina kuszenie islamskich samobójców wizją hurys czekających na nich w raju. Bojowy klimat kalendarza udzielił się samym modelkom. Jedna z „panien niezłomnych” wyznawała na łamach „Kuriera Szczecińskiego”: „Wcieliłam się w kobietę wykonującą wyroki. Były to bardzo odważne kobiety, mocne w uczuciach, nie pokazywały smutku, żalu. Wiedziały, że robią dobrą rzecz, że to, co robią, jest w pewnym sensie dobre”. Mieliśmy już żołnierzy wyklętych, teraz przyszła pora na panny niezłomne. Chociaż może warto docenić, że IPN idzie z duchem czasu i podejmuje rękawicę genderyzmu. Szkoda tylko, że jego pojmowanie historii sprowadza się do „radochy z zabijania”. Dzięki szczecińskiemu IPN uczniowie otrzymali niepowtarzalną szansę nauki alternatywnej historii Polski i świata. Zacznijmy od „błahostki”: operacja „Market Garden”, przeprowadzona przez wojska sprzymierzone w okupowanej Holandii we wrześniu 1944 r., w wydawnictwie IPN rozpoczęła się dokładnie 17 września 1939 r. Wygląda więc na to, że wkroczenie Armii Czerwonej na wschodnie tereny II RP było częścią alianckiej ofensywy. Czyżby autorzy kalendarza korzystali z podręczników do historii z lat 50., kiedy to 17 września określano mianem bratniej pomocy? Kto by pomyślał, że stalinowscy propagandziści doczekają się rehabilitacji ze strony IPN! Kłamstwo katyńskie Dalej jest już tylko gorzej. „Ukrywanie prawdy o Katyniu stało się (…) założycielskim kłamstwem PRL” – to fragment przemówienia Lecha Kaczyńskiego, które miało zostać wygłoszone 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku. Zmarły prezydent musi przewracać się w grobie, bo jego ukochany IPN nie tylko nie walczy z tym kłamstwem, ale wręcz je umacnia. Na kartach „Panien Niezłomnych” początek eksterminacji polskich oficerów w ZSRR przypada bowiem na 3 kwietnia 1943 r. Bezdyskusyjnie wynika więc z tego, że za spust pociągali Niemcy. Kłamstwo katyńskie to potwarz dla tych wszystkich, którzy w imię prawdy ryzykowali pozycję, a nierzadko życie. Natomiast błędne podanie początku ludobójstwa na Wołyniu (według kalendarza 9 lutego 1942 r.) to cios w serce setek tysięcy osób, które do tej pory nie mogą się doczekać rzetelnej informacji o tym, co spotkało ich bliskich z rąk ukraińskich nacjonalistów w 1943 r. Twórcy kalendarza zapomnieli, że w Szczecinie i na całych ziemiach zachodnich i północnych osiedlili się mieszkańcy kresów. Tymczasem w przeddzień 70. rocznicy ich przybycia na te tereny spotkało ich coś takiego. Ból musi być tym większy, że nawet w poprawionej wersji kalendarza błędna data pozostała. Poprawionej, bo kalendarz wydrukowano ponownie. Co jednak z tysiącem egzemplarzy, który już wcześniej trafił do zachodniopomorskich szkół? Na to pytanie dyrektor szczecińskiego oddziału IPN Marcin Stefaniak ma prostą odpowiedź: „Kalendarz nie jest publikacją naukową i nie pełni funkcji edukacyjnej. (…) Mamy nadzieję, że zainspiruje on do sięgnięcia po literaturę fachową, zaopatrzoną w odpowiedni aparat naukowy”. Co zatem sądzić o IPN, skoro sam dyrektor oddziału przyznaje, że poziom wydawnictw jest mierny i dopiero z prawdziwie naukowych opracowań można się czegoś dowiedzieć? Od lat

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2014, 49/2014

Kategorie: Kraj