Krwawa Wanda i Kosiarz Umysłów to znienawidzeni przez studentów egzaminatorzy Połowa września. Rozpoczyna się kolejny etap zaciętych walk na linii frontu. Liczne grupy uderzeniowe przemieszczają się po terenie miasta i sposobią się do zajęcia strategicznych pozycji. Tymczasem w atakowanych budynkach przygotowywany jest plan obrony, najeżony licznymi pułapkami. Wreszcie obie strony są gotowe i rozpoczyna się bitwa. Taka sama jak w wielu innych polskich miastach. Ta bitwa, przez studentów nazywana “kampanią wrześniową”, to sesja poprawkowa na wyższych uczelniach. Wbrew pozorom sprawa jest poważna – liczbę bezpośrednio zaangażowanych studentów szacujemy na minimum kilkanaście tysięcy. Skalę zjawiska, mechanizmy i prawa nim rządzące przedstawiam na przykładzie trzech uczelni Lublina: Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej (UMCS), Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego (KUL) i Akademii Medycznej (AM). – Skąd się biorą egzaminy poprawkowe i komisyjne? Powody są dwa – tłumaczy dr hab. Henryk Mamcarz z wydziału ekonomii UMCS – jednym nie chce się uczyć, a dla niektórych egzaminy mogą być trochę za trudne; może potrzebują więcej czasu na naukę. Wiele zależy i od samego przedmiotu. Dr hab. Stanisław Michałowski, dziekan ds. studenckich wydziału politologii UMCS: – Tak jak są łatwiejsze i trudniejsze przedmioty, tak są “łatwiejsi i trudniejsi egzaminatorzy”. Z drugiej strony, jest student: przygotowany lub nie. Ile osób zdaje egzaminy poprawkowe? 108 na filologii polskiej (na 600 wszystkich studentów danego kierunku), 66 na historii (582), 45 na filologii romańskiej (168). To dane z UMCS-u. Liczba samych egzaminów jest znacznie większa – nie jest rzadkością student mający kilka poprawek w ciągu jednej sesji. Duże znaczenie ma także liczba przedmiotów objętych sesją poprawkową. Np. na I roku Wydziału Lekarskiego są poprawki tylko z jednego przedmiotu (anatomii, 29 na 180 osób), a na I roku ekonomii (KUL) takich przedmiotów jest sześć. Znaczne różnice występują również pomiędzy egzaminami w obrębie jednego kierunku i roku – spośród 283 studentów II roku ekonomii (UMCS) poprawkę ze statystyki mają 53 osoby, z finansów publicznych 54, zaś z podstaw zarządzania już tylko jedna osoba. Nie ma natomiast istotniejszych różnic pomiędzy studiami dziennymi, zaocznymi czy licencjatem. ŻÓŁTA MARYNARKA Bezpośrednimi sprawcami poprawek są wykładowcy – to oni decydują, czy student zdał w pierwszym terminie. Na jakich zasadach oceniają swoich studentów i jak traktują poprawkowiczów? Prof. Józef Szymański z Zakładu Nauk Pomocniczych Historii (UMCS): – Czy mogą być inne kryteria jak wiedza, którą dysponuje student? I nie wystarczy wyuczyć się na pamięć podręcznika. Tą wiedzą trzeba jeszcze sprawnie operować. To jak zdający przychodzi ubrany, jak siada i jak się zachowuje, nie ma wpływu na ocenę, ale jest dla mnie ważne, bowiem pozwala mi rozpoznać, jak student podchodzi do egzaminu: poważnie, czy też chce się tylko prześliznąć. Dodam jeszcze, że najdłużej pytam tych, których oblewam. Żeby uświadomić im, czego nie wiedzą i dlaczego nie zdadzą. – Oblewam tylko tych, którzy nic nie umieją – mówi prof. Jan Jachymek z Wydziału Politologii (UMCS). – Mój przedmiot to historia polityczna Polski XX w., wymagam więc niezbędnego minimum wiedzy na poziomie akademickim. Na poprawce wymagania są identyczne. To, czy ktoś przychodzi do mnie pierwszy, czy drugi raz, nie ma żadnego znaczenia, podobnie jak fryzura albo kolor ubrania. Żółta marynarka zupełnie mi nie przeszkadza. – Dla mnie pozamerytoryczne sprawy nie mają znaczenia – twierdzi prof. Zbigniew Wójtowicz, kierownik katedry Anatomii Prawidłowej (AM) – a już szczególnie ubranie, bo u mnie zdaje się w fartuchach. DR MENGELE I … Takiej zgodności opinii brak wśród studentów, a jeżeli już, to są one zgoła odmienne od stanowiska wykładowców. Legendy o bezlitosnych egzaminatorach, oceniających wedle całkowicie absurdalnych kryteriów znajdziemy na każdym wydziale i kierunku. Przytaczamy tylko niektóre z nich: – Moja koleżanka zdawała u profesora X. Kiedy ją zobaczył, powiedział, że… “jest bardzo, ale to bardzo brzydka i jeżeli chce odpowiadać, to musi schować się w szafie, żeby jej nie widział” – opowiada Mariusz z IV roku prawa. Identyczna przygoda spotkała też znajomą Doroty, studentki AM (zapewne i na KUL-u znalazłby się taki “szafolub”). Inny wykładowca miał wyrzucić przez okno na V piętrze trzy indeksy
Tagi:
Radomir Wiśniewski









