Kanclerka Merkel i zatruty kielich

Kanclerka Merkel i zatruty kielich

Jak długo przetrwa czarno-czerwony rząd Niemiec? Po trzech tygodniach podchodów i negocjacji w niemieckiej polityce zapadło rozstrzygnięcie. Władzę w Berlinie obejmie „małżeństwo słoni”, czyli wielka koalicja dwóch najważniejszych partii kraju – chadeków i socjaldemokratów. Na czele rządu stanie Angela Merkel, pierwsza kobieta kanclerz, czy raczej kanclerka, w dziejach Republiki Federalnej. Zdaniem komentatorów, pierwszego szefa gabinetu ze Wschodnich Niemiec czeka bardzo trudna misja. Wątpliwe, aby czarno-czerwona koalicja przetrwała do końca kadencji. Obecny kanclerz Gerhard Schröder nie zgodził się na objęcie żadnego stanowiska w rządzie. Zasługi tego czołowego gracza SPD są bezsporne. To on dzięki niezwykle dynamicznej kampanii wyborczej doprowadził swą partię od zapowiadanej przez wszystkie sondaże klęski do niemal zwycięstwa. Tylko dzięki Schröderowi „socjałowie” mogą współrządzić. Co więcej, po wyborach kanclerz ze zdumiewającym tupetem ogłosił swój sukces i aspiracje do kierowania gabinetem, aczkolwiek SPD zdobyła ponad 140 tys. głosów mniej niż chrześcijańscy demokraci. Niektórzy uznali to za błąd, magazyn „Die Zeit” napisał, że postępowanie Schrödera pachnie bonapartyzmem, że kanclerz ma w sobie coś z uzurpatora. Ale szef rządu swoimi pretensjami do władzy umiejętnie podbił cenę w negocjacjach. Ostatecznie Angela Merkel zostanie w połowie listopada gospodynią Urzędu Kanclerskiego, lecz, jak ujął to dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, przewodnicząca CDU „zapłaciła pełną cenę za połowę władzy”. SPD ma bowiem objąć aż osiem ministerstw, a CDU/CSU tylko sześć. Socjaldemokratom przypadną przy tym tak kluczowe resorty jak spraw zagranicznych, finansów i sprawiedliwości. Sternikiem niemieckiej dyplomacji zostanie mało znany na arenie międzynarodowej, ale uważany za kompetentnego, dotychczasowy szef Urzędu Kanclerskiego i zaufany Schrödera, Frank-Walter Steinmeier. Stanowisko wicekanclerza i ministra pracy obejmie przewodniczący SPD, Franz Müntefering. Będzie to zatem gabinet pełen sprzeczności. Minister gospodarki, konserwatywny bawarski patriarcha i lider CSU, Edmund Stoiber, będzie musiał ściśle współpracować z odpowiedzialnym za finanse byłym socjaldemokratycznym premierem Nadrenii Północnej-Westfalii, Peerem Steinbrückiem. Czy to w ogóle jest możliwe? – zastanawiają się znawcy niemieckiej sceny politycznej. „Finanse dla nas, gospodarka dla CDU/CSU. To oznacza totalną blokadę”, ostrzegł rzecznik prawicowego skrzydła SPD, tzw. Koła z Seeheim, Johannes Kahrs. Zdaniem konserwatywnego londyńskiego dziennika „The Times”, Angela Merkel zdobyła wprawdzie urząd kanclerza, ale jest to dla niej zatruty kielich. Teoretycznie nowy rząd może w ogóle nie powstać. W obu partiach panuje niezadowolenie z wyników negocjacji. Socjaldemokraci żalą się, że resorty związane z przyszłością, jak oświata czy rodzina, przypadły chadekom, oni zaś dostali ministerstwa pracy czy finansów, z których w najbliższym do przewidzenia czasie mogą napływać tylko złe wieści. W połowie listopada w Karlsruhe ma się odbyć zjazd SPD. Rozczarowani „towarzysze” mogą wtedy wszcząć rebelię przeciw kierownictwu partii, co skończy się storpedowaniem wielkiej koalicji. Wielu aktywistów partii podkreśla, że wybory z 18 września przyniosły lewicową większość w Bundestagu. SPD nie odważyła się wejść w sojusz z uważaną za postkomunistyczną nową Partią Lewicy, na czele której stoi nieubłagany wróg Schrödera, były przewodniczący SPD, Oskar Lafontaine. Ale opcja czerwono-czerwonego aliansu istnieje. Niejasna jest przyszła rola Gerharda Schrödera. W Berlinie chodzą pogłoski, że kanclerz federalny pragnął pełnić swój urząd jeszcze przez rok, a dopiero później ustąpić na rzecz Merkel lub doprowadzić do nowych wyborów, jednak sprzeciwił się temu Müntefering. Być może, w Karlsruhe niezwykle obecnie popularny Schröder pozwoli wybrać się na przewodniczącego partii i udaremni projekt wielkiej koalicji albo będzie rzucał znienawidzonej kanclerce kolejne kłody pod nogi. Ale to scenariusz mało prawdopodobny. Liderzy SPD wiedzą, że partia musi się wykazać odpowiedzialnością za państwo. Wielka koalicja prawie na pewno powstanie, nie wiadomo tylko, co osiągnie. Partnerzy czarno-czerwonej konstelacji wzajemnie sobie nie ufają. Obie strony są rozgoryczone z powodu „straconego zwycięstwa” wyborczego, które wydawało się w zasięgu ręki. Chadeków i socjaldemokratów dzielą nie tylko różnice programowe, ale przede wszystkim mentalna przepaść. W RFN nie ma tradycji współdziałania głównych partii politycznych. Dominuje myślenie obozowe, polegające na walce „obozu lewicy” z konserwatywnym „obozem mieszczańskim”. Ta walka toczy się niemal nieustannie. Niemcy są krajem federalnym i bardzo

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 42/2005

Kategorie: Świat