Karczma tylko dla hutników

Karczma tylko dla hutników

Pracownicy zagłębia miedziowego są dziś jedynymi w kraju, którzy Dzień Hutnika mogą obchodzić hucznie i z optymizmem

Przy wejściu musiałem okazać zaproszenie, które głosiło: „Glejt wydany jest z łaski Starszyzny Hutniczej Miedzi przez Kapitułę Wielkiego Medalu Piwożłopa i pozwala na przekroczenie progu Izby Piwnej przez Godnego i Zaszczytnego Gościa obchodów Dnia Hutnika 2002, któremu patronuje św. Florian. Niech odźwierni, gdy ujrzą ten Glejt, chyżo podwoje otwierają i Drogiego Gościa na salę biesiadną proszą, gdzie z należytym Jego godności szacunkiem i honorem będzie przyjęty”.
Stare żerdzie hutnicze, hutasy, sztecherki oraz zaproszeni goście otrzymują potężne kufle mieszczące dobrze ponad pintę* piwa. Obsługa natychmiast napełnia owe kufle z ogromnych miedzianych naczyń, przypominających wielkie czajniki z długim dzióbkiem. Dopiero z kuflem piwa w dłoni stałem się pełnoprawnym uczestnikiem X Hutniczej Karczmy Piwnej – 2002.

Paniom wstęp wzbroniony

Karczma Piwna nie jest określonym miejscem, w którym można napić się piwa, „jest kontynuacją tradycyjnych zwyczajów i obrzędów, którym hołdowali górnicy i hutnicy od czasów zamierzchłych”, informuje niewtajemniczonych regulamin znajdujący się w „Śpiewniku Karczmy”, będący podstawową instrukcją zachowania uczestników zgromadzenia. Teksty piosenek zgromadzone w „Śpiewniku” raczej nie nadają się do publikacji. Drugą zwrotką zaprezentowanego na wstępie „Hymnu Karczmy Piwnej” niektóre panie mogłyby się poczuć zgorszone. Rzecz w tym, że w zgromadzeniu Karczmy Piwnej biorą udział wyłącznie mężczyźni, co dopuszcza swobodę obyczajów i – delikatnie mówiąc – frywolne treści wykonywanych tu pieśni… Panie bawiły się osobno na combrze babskim.
„Władzę absolutną stanowi WYSOKIE W SPRAWACH PIWNYCH NIGDY NIEOMYLNE PREZYDIUM”, poucza zebranych regulamin Karczmy.
Ogromna hala sportowa legnickiego klubu zamieniona na salę biesiadną mieści zapewne parę setek osób, a wszystkie z kuflami. Hałas jest wesoły i niebywały. Wraz z kuflem każdy z gości otrzymał głośny sędziowski gwizdek, a na stołach rozłożono drewniane grzechotki, których wprawdzie nie dostał każdy, ale wystarcza ich na niebotyczny grzechot.
Karczma Piwna jest najbardziej demokratyczną formą zabawy. Kapituła dzierży władzę nieograniczoną. Żadne godności „pozakarczemne” nie są tu honorowane. Funkcje zawodowe, zależności służbowe nie grają najmniejszej roli. Każdy uczestnik wezwany na podwyższenie, na którym zasiada Wysoka Kapituła, melduje się pokornie, wygłaszając obowiązkową formułkę: „Jan Kowalski stawia się na wezwanie Wysokiego, w Sprawach Piwnych Nigdy Nieomylnego Prezydium”.
Wielki mistrz, czyli Prezes Kapituły Karczmę uroczyście otworzył i zebrani – na stojąco, z kuflami w dłoniach – wykonali „Hymn Karczmy”. Ostatnim tonom każdej zwrotki towarzyszył dźwięk setek gwizdków i kołatek. Po czym kufle poszły w górę. Obsługa z miedzianymi konwiami uwijała się wśród stołów.
Przybyli – prosto z uroczystości wręczania krzyży zasługi i statuetek długoletniej pracy – panowie ochoczo pozbywali się marynarek. Jedynym obowiązującym elementem stroju był… dobry humor.

Pasowanie na hutnika

Część oficjalną Karczmy – jeżeli można tak to nazwać – otworzyło pasowanie na hutnika. Grupę sztecherków przyjmowano do grona starych żerdzi hutniczych. Wśród nich prezes KGHM, prof. Stanisława Speczika. Do uroczystego stroju górniczego – z biało-zielonym pióropuszem na czapce – od dawna ma prawo jako geolog, uczeń odkrywcy miedzi. Sama nominacja na prezesa nie dała mu jednak przynależności do elitarnej grupy starych żerdzi hutniczych. Na to musiał czekać ponad pół roku.
Na prezydialnym podwyższeniu ustawiono potężne kowadło, obok stał pokaźnych rozmiarów młot.
– Nazwisko? – pyta mistrz ceremonii Karczmy
– Speczik – odpowiada sztecherek.
– Narodowość?
– Polska!
– Rodem?
– Z Polski!
– Przekuj!!!
Pomocnik mistrza kładzie na kowadle miedziany pręt. Kandydat na hutnika uderza w niego młotem.
– Przyjmuję cię w nasze szeregi!
Do kowadła podchodzą następni kandydaci. Każdemu uderzeniu młotem w kowadło towarzyszy radosny dźwięk gwizdków i kołatek. Obsługa z miedzianymi konwiami jest w ciągłym ruchu.

Miedzianka kontra warszawka

Zgodnie ze starym karczemnym obyczajem uczestnicy podzieleni są na dwie drużyny, tu zwane tablicami. Po jednej stronie hali wisi napis MIEDZIANKA, nad drugą częścią – WARSZAWKA. Nie ma tu znaczenia rzeczywisty adres uczestnika. Podział jest jednodniowy i nie niesie żadnych dalszych zobowiązań. Tylko w dniu Karczmy mam obowiązek bronić barw WARSZAWKI, bo akurat pod tą tablicą znalazłem miejsce. Obowiązuje radosny luz. Wśród wywoływanych na podwyższenie dostojników tylko poseł PSL, były premier, Waldemar Pawlak, w swoim kapiącym złotem generalskim mundurze strażaka ochotnika zachował urzędniczą dostojność.
Każda tablica deleguje swojego kantora, który dba o to, żeby pieśni wykonywane były zgodnie z tradycją, czyli głośno. Zresztą w tym przypadku efekty rywalizacji pomiędzy tablicami są nie do sprawdzenia.
Preferuje się dwa rodzaje utworów. Stare, znane wszem wobec pieśni biesiadne od „Pije Kuba do Jakuba” poprzez „Komu dzwonią” aż po stepowe „Sokoły”. A z drugiej strony w „Śpiewniku Karczmy” wydrukowano okolicznościowe przeróbki znanych piosenek, nadające Karczmie akcenty aktualne. Na melodię „Marsz Polonia” „Powstańcie kto siedzi, bo toastem przepić trzeba chwałę Polskiej Miedzi!”, co zebrani skwapliwie czynili. A ze znanej piosenki „Czerwone korale” powstały „Czerwone metale”. Często treść jest słuszna ze wszech miar, ale forma tylko męska. W tutejszej wersji „Poszły konie”, biesiadnicy pytali: „Jakiż talent mieć potrzeba, by Miedź Polską tak zaje…?”. Poprzednie kierownictwo Polskiej Miedzi wspominane było w podobny sposób kilkakrotnie. Na szczęście nikt z tamtego grona w tegorocznej Karczmie nie uczestniczył.
Po kilku godzinach sala zaczyna pustoszeć. Wydaje się, że obok radosnej zabawy obowiązkiem uczestników jest zachowanie pionowej postawy. Więc ci, którym piwo utrudnia dalszy udział w zabawie, cichutko opuszczają gościnne progi hutniczej Karczmy.
*
Obawiam się, że hutnicy zagłębia miedziowego są dziś jedynymi w kraju, którzy Dzień Hutnika mogą obchodzić hucznie i z optymizmem. Mają przed sobą pewną przyszłość.
Jerzy Łaniewski

*Według „Encyklopedyji powszechnej S. Orgelbranda” z r. 1875, „… Pinta angielska (pint) do ciał płynnych stanowi ósmą część galona, czyli 0,56793 litra”. Dziś używana do określenia pojemności kufli piwnych.


Karczma Piwna – to wieczorny finał obchodów Dnia Hutnika. Uroczystości trwały cały dzień. Zaczęły się mszą w legnickim kościele. Potem odznaczono najbardziej zasłużonych hutników.
„Załoga Polskiej Miedzi potrafi znakomicie pracować i w najtrudniejszych nawet momentach osiągać dobre wyniki gospodarcze – powiedział prezes KGHM, prof. Stanisław Speczik. – Pomimo trudności, pomimo bezzasadnie wysokiego kursu złotówki osiągnęliśmy w pierwszym kwartale zysk w wysokości 60 mln, wielokrotnie wyższy niż prognozowali analitycy giełdowi.
50 lat temu powstała huta w Legnicy i tu zaczęła się historia Polskiej Miedzi. I dziś tu składam wam słowa najwyższego uznania dla waszej fachowości i zaangażowania. Dziękuję!”.
Odznaczeń było tym razem wyjątkowo dużo. Za wzorowe, wyjątkowo sumienne wykonywanie obowiązków zawodowych pracownicy otrzymali złote, srebrne i brązowe Krzyże Zasługi. Krzyże wręczał minister Jerzy Szmajdziński. Po orderach państwowych – statuetki hutników za lata pracy. Decyzją prezesa KGHM Polska Miedź owe wyróżnienia otrzymali – jedna osoba za 45 lat pracy, osiem osób za 40 lat, 15 za 35-lecie i sześć za 30-lecie. Wyróżnienia wręczał prezes KGHM, prof. Stanisław Speczik.


„Hutnika” za 45 lat pracy otrzymał jako jedyny Adam Hładuński. „Tu, w Legnicy, chodziłem do szkoły – wspomina. – Losy powojenne rzuciły moją rodzinę na te tereny i tak już zostało. W lutym 1960 r. – zaraz po maturze – znalazłem pracę w hucie w Legnicy. Po kilku latach okazało się, że jestem potrzebny w hucie w Cedyni, tam pracuję do dziś i zapewne doczekam emerytury. Przez całe 45 lat miałem praktycznie jedno miejsce pracy, choć w dwóch miastach. Żona przepracowała cały czas w szkole i dziś jest na emeryturze”.
*
Andrzej Kaliński przepracował w hutnictwie miedziowym już 35 lat. teraz pracuje w Hucie Miedzi Głogów. Jest mistrzem pieca elektrycznego i konwertorów. „Zaczynałem w Hucie Miedzi Legnica jako uczeń konwertorowego. Nauka trwała pół roku i zaraz otrzymałem stanowisko pierwszego konwertorowego. To było duże wyróżnienie, bo większość kolegów dostawała tytuły drugiego konwertorowego. Te pół roku w Legnicy było szkołą zawodu. Byliśmy od razu przeznaczeni do pracy w nowo powstającej Hucie Miedzi Głogów. I tu pracuję do dziś”.
Andrzej Kaliński pochodzi z centralnej Polski. Postanowił zostać hutnikiem po służbie wojskowej w marynarce wojennej. Przyjechał tu ze świeżo założoną rodziną. Żona – pedagog z wykształcenia – dostała pracę w ośrodku szkolno-wychowawczym. Dziś jest już na emeryturze. Córka poszła w ślady matki. Jest nauczycielką.
*
Marek Szczerbiak jest dyrektorem Huty Miedzi Legnica, gospodarzem uroczystości Dnia Hutnika. Pracuje tu od kilku miesięcy. przyjechał tu z Pomorza. „Na studiach w Poznaniu poznałem żonę – wspomina – która pochodzi stąd i tak znalazłem się w zagłębiu miedziowym. A żona uczy dzieci, pracuje w szkole”.

 

Wydanie: 2002, 24/2002

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy