Karnawał? A co to takiego?

Karnawał? A co to takiego?

Jedni mówią, że to bieda, inni – że polska kultura. Tak czy inaczej, z roku na rok coraz mniej się bawimy

Hasło „zastaw się, a postaw się” już dawno nie odzwierciedla prawdy o polskiej mentalności. Za czasów staropolskich szlachta, jeżdżąc w karnawałowych kuligach, z upodobaniem odwiedzała się nawzajem: „Gdy już wyżarli i wypili wszystko, co było, brali owego nieboraka ze sobą, z całą jego familią i ciągnęli do innego sąsiada, któremu podobneż pustki zrobiwszy, ciągnęli dalej, póki w kolej do tych, którzy zaczęli kulig, nie doszli”, opisywał polskie tradycje ksiądz Kitowicz. Za czasów szlacheckich popularnością cieszyły się przebieranki – za Żydów, Cyganów, chłopów. W czasie kuligów często przebierano nawet konie.
Dziś z badań wynika, że jeśli ktoś baluje we współczesnej Polsce, to głównie ludzie wykształceni, poniżej 25. roku życia. Gdy tylko zaczynamy pracować – ochota do zabawy mija. Jak podaje PBS, tylko 2% Polaków tańczy dwa razy w tygodniu, zaś prawie jedna trzecia naszych rodaków nie tańczy w ogóle. Z badań sopockiej pracowni wynika także, że większość Polaków bawi się wyłącznie na imieninach, chrzcinach i weselach.
Zdaniem Joanny Sikorskiej, współautorki opracowania „Jak żyją Polacy”, wykazujemy silne poczucie zagrożenia materialnego i własnej bezradności, związane m.in. z drastycznym spadkiem wzrostu dochodów większości rodzin. Według Kariny Cieniewicz z Biura Turystycznego Sportstour w Sopocie to nie wydarzenia z 11 września odebrały Polakom chęć do zabawy, lecz brak pieniędzy: – Zainteresowanie naszymi ofertami dla klasy średniej spadło prawie o połowę. O wyjazdy sylwestrowe „średniaki” nawet nie pytały.
Jednak w wielu krajach karnawał jest dużo huczniejszy i nie ma związku z tym, czy ludzie są zamożni, czy nie. W biednym Meksyku ludzie bawią się na ulicach, w dyskotekach, w domach, gdy tylko usłyszą kilka taktów muzyki, a po knajpach chodzą śpiewacy, umilając gościom biesiady swoimi występami. W Rio władze od pięciu lat rozdają prezerwatywy w czasie karnawałowej zabawy, by uchronić Brazylijczyków przed skutkami gorącego temperamentu. W tym roku planowano rozdać ich osiem milionów.
Polacy nigdy aż tak żywiołowo nie obchodzili karnawału, jednak i u nas tradycja zabawy była dużo silniejsza. Ale już w latach 80. zajmowano się raczej kronikami karnawałów sprzed stu lat niż tym, co działo się współcześnie. Od tamtych lat zanikła także inna polska tradycja – śpiewania. Kiedyś śpiewano przy pracy i zabawie, potem już tylko przy ogniskach. Teraz przy ogniskach przede wszystkim się pije, a młodzi Polacy nie znają słów piosenek.

Z balu nie wyżyjesz

Na upadek ułańskiej fantazji Polaków i zanik narodowego zapału do zabaw najbardziej żalą się ci, którzy żyją z karnawału. Katarzyna Stec z agencji KOMtur od trzech lat organizuje rycerskie zabawy: – Dwa lata temu na naszym rycerskim sylwestrze było 240 osób. W zeszłym roku było o 50 par mniej. W tym roku – niecała setka.
Na brak zainteresowania narzeka też Iwona Lempe z agencji towarzysko-matrymonialnej Elita. Od pięciu lat organizuje zabawy dla samotnych. W tym roku członkowie klubu postawili na oszczędność: – W poprzednich latach urywał się telefon. W tym roku robimy bal na spółkę z restauracją, ponieważ ani nam, ani im nie udałoby się zebrać kompletu gości w pojedynkę, choć bilety w tym roku są o wiele tańsze.
– Kiedyś ludzie jeździli od knajpy do knajpy. Teraz nie – kwituje taksówkarz linii Damel Taxi. – Coraz mniej jest chętnych do taksówki. Studenci prawie w ogóle nie jeżdżą, chyba że na spółkę w kilka osób.
On sam, jak przyznaje, bawi się rzadko, ale z polotem i… kasą: – Na jedno wyjście pęka mi czasem i 600 złotych. Ale jak rzadko wychodzę, to daję innym pozarabiać na mnie.
Tomasz Sterkowiec firmy MES ze Skoczowa zajmującej się gadżetami karnawałowymi też narzeka: – Zastanawiamy się, czy w ogóle nie wyjść z branży karnawałowej – mówi. Hipermarkety, które zamawiają serpentyny, girlandy i kapelusiki, dają jedynie sprzedaż pozorną – ponieważ po sezonie do firmy wraca prawie 100% towaru. W poprzednich latach dużym klientem były firmy zamawiające nakrycia głowy z logo, lecz także i ta grupa coraz rzadziej chce zainwestować w bal firmowy. W tym roku odwołano nawet najsławniejszy bal nowej ery – Bal Mercedesa.

Księżniczka tańczy z Batmanem

Kwidzyńska firma Powiśle od 1949 roku produkuje stroje karnawałowe; u nich zamawia swoje kreacje sceniczne Skiba z zespołu Big Cyc. Zdaniem prezesa Eugeniusza Wiśniewskiego Polacy wstydzą się przebierać. – Dzieci bawią się chętnie, lecz dorośli, a szczególnie panowie, nie lubią imprez przebieranych – twierdzi.
Ze strojów produkowanych w Kwidzyniu, z których 97% jest eksportowanych, w tym sezonie największą popularnością za granicą cieszyły się ubiory księżniczki i Batmana, a w Polsce – wróżki, kosmici, żołnierze i piraci. Eugeniusz Wiśniewski wyjaśnia, że żadna dziewczynka nie założy stroju czarownicy, a żaden chłopiec nie przebierze się za klauna. Dorośli, jeśli już decydują się na maskaradę, wybierają mnicha, więźnia lub zakonnicę. Minęły czasy opisywane w „Tygodniku Ilustrowanym” przez Bolesława Prusa, który emocjonował się wystawnymi kreacjami balujących Polek: „(…) A koszt tych wszystkich koronek, kwiatów paryskich i ozdób różnego rodzaju, które zbierają na siebie cały kurz z sali i kopeć dopalających się świec!. (…) Dla mnie najbardziej zadziwiającym objawem sztuk (…) jest umiejętne krążenie po salonach, pomiędzy wlokącymi się na wszystkie strony ogonami sukien, zwłaszcza gdy do tańca przyjdzie. Z tej strony strzeż się aksamitu, a z tamtej materyi jedwabnej”. Tak było dawniej. Dziś ekspedientka z Centrum Handlowego Land sprzedaje po 800-600 zł suknie balowe, które w innych galeriach handlowych „chodzą” po cenach trzykrotnie wyższych. Jednak ani u niej, ani w droższych sklepach suknie w tym roku nie mają wzięcia. Ludzie wolą udać się do wypożyczalni lub w ostateczności pożyczyć kreację od znajomych.

Sztandary zamiast konfetti

Najlepiej na karnawale wychodzą zwykłe dyskoteki. Choć większość elitarnych klubów spuściła z tonu i przestała ograniczać klientelę do posiadaczy kart klubowych, a w wielu dotychczas płatnych lokalach wejście jest za darmo, przed popularnymi „imprezowniami” wciąż ustawiają się kolejki, a ceny wejściówek rosną. Modne są, tak jak i w poprzednim sezonie, imprezy hausowe i „latino”. W Warszawie nawet jazzowy Tygmont w soboty prowadzi „latino night”.
Mimo wszystko bale przebierańców to jedne z nielicznych imprez o karnawałowej proweniencji, które cieszą się zainteresowaniem. Szczytem dobrego smaku jest zabawa „jak za peerelu”. Goście otrzymują od organizatorów kartki żywnościowe na „proletariackie menu”, a do stołów zasiadają w gumofilcach i czerwonych krawatach. Zamiast serpentyn i konfetti pod sufitem wiszą sztandary i hasła partyjne. Innym przebojem jest zabawa po rycersku. Takie bale organizuje Agencja Turystyki i Promocji KOMtur. – Rycerskie stroje, jedzenie na drewnianej desce bez sztućców: grzaniec i polewka zamkowa, pokazy walk i napad wrogich Galindów – takie atrakcje wymienia jednym tchem uczestniczka zeszłorocznej zabawy. Polsko i przaśnie – to hasło balów oficerskich i zabaw w klimacie „Wesela” Wyspiańskiego organizowanych w dworkach i stadninach. Firma Powiśle organizuje bal dla pracowników. Stuosobowe gremium przebiera się w stu procentach. – W tym roku hitem balu był Asterix – mówi Eugeniusz Wiśniewski. Branżowa euforia maskaradowa?

 

 

Wydanie: 05/2002, 2002

Kategorie: Obserwacje

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy