TVP w służbie propagandy. Źli sędziowie krzywdzą dobry lud Od poniedziałku do piątku o godz. 18.20 (powtórka nazajutrz o 11.25) widzowie TVP 1 mogą oglądać serial „Kasta”. Określany mianem paradokumentu program zastąpił nadawany w tym samym czasie serial historyczny „Korona królów”. „Kasta” jest luźno inspirowana programem o takim tytule, którego twórcom zarzucano manipulację faktami. Dlaczego postanowiono, aby pasmo interwencyjne miało paradokumentalną kontynuację? Twórcy nowej „Kasty” (scenarzyści i reżyserzy zmieniają się zależnie od odcinka) bardzo się starają pokazać, że sędziowie to grupa uprzywilejowana, która niszczy wymiar sprawiedliwości. Z układem walczy dwójka prawników, która w każdym odcinku zajmuje się inną sprawą, ale zawsze dostajemy taki sam obraz – sędziowie są źli, mają konszachty z prokuratorami i biznesmenami, nadużywają władzy i krzywdzą szarych zjadaczy chleba, którzy stają się ofiarami systemu. „Kasta” zadebiutowała 12 października 2020 r. Średnia oglądalność pierwszych czterech odcinków wyniosła 854 tys. osób. Portal Wirtualne Media podał, że emitowaną wcześniej „Koronę królów” oglądało średnio 993 tys. widzów. Spośród tzw. wielkiej czwórki TVP 1 zajmuje ostatnie miejsce, jeśli chodzi o oglądalność w tym czasie antenowym, przegrywa z „Ukrytą prawdą” TVN czy „Pierwszą miłością” Polsatu. Pomimo wsparcia produkcji kampanią reklamową oglądalność spadała z odcinka na odcinek. Według danych Nielsen Audience Measurement pierwszy odcinek miał widownię na poziomie 1,01 mln, a czwarty już tylko 744 tys. widzów. Z planszy tytułowej dowiadujemy się, że pokazywane historie „oparte są na prawdziwych sprawach z polskich sądów”. Serial jest paradokumentem. Ten gatunek mylony bywa z telenowelą dokumentalną. Różnica między nimi ma ogromne znaczenie – w paradokumencie aktorzy wcielają się w fikcyjne postacie, a historie są od początku do końca wyreżyserowane, nawet jeśli oparto je na faktach. Trudno więc oskarżać twórców programu o przeinaczanie faktów, bo zawsze mogą się bronić, że to fikcja, luźno nawiązująca do rzeczywistości. W telenoweli dokumentalnej występują prawdziwi ludzie, pod własnym imieniem i nazwiskiem, a kamera towarzyszy im bez większych ingerencji reżysera. Twórcy z TVP postanowili wykorzystać to zamieszanie pojęciowe, jednak, jak twierdzi medioznawca Wojciech Krzyżaniak, „serial nie wywiązuje się z założeń propagandowych, bo nie pokazuje chorego systemu, tylko ludzi, którzy wykorzystują swoją mocną pozycję. Nie ma tam w ogóle słowa o walce z systemem. Jedynym efektem jest wytwarzanie pustej nienawiści”. Fabuła i tytuły odcinków nie pozostawiają złudzeń, w kogo uderzać ma serial: „Kupiona niewinność”, „Opłata za wolność”, „Agencja pod ochroną”, „Diler wyroków”. W jednym z epizodów sędzia, który prowadził pod wpływem alkoholu, używa swoich koneksji do zastraszenia, a nawet oskarżenia świadków wypadku drogowego. Nie bez znaczenia jest fakt, że pijany sędzia rozbija drogi samochód. To wszystko ma wzbudzać w odbiorcach poczucie niesprawiedliwości, i systemowej, i ekonomicznej. – Z jednej strony ludzie źli i pełni przywar, z drugiej – dobrzy i nieskazitelni. Ta konwencja jest w „Kaście” bardzo widoczna i trochę ośmiesza ideę przekazu. Zero-jedynkowy podział świata widać zarówno w scenariuszu, jak i w grze aktorskiej – komentuje reżyser Konrad Szołajski. – Sędziowie są jedną z tych grup, które od samego początku znalazły się na celowniku władzy. Stopień natężenia ataków zmienia się, ale sędziowie pozostają w czołówce – podkreśla Piotr Gąciarek, wiceprezes oddziału warszawskiego SSP Iustitia. Ale nie tylko sędziowie są czarnymi owcami wymiaru sprawiedliwości. Także prokuratorzy. W jednym z odcinków gwałciciel dostaje wyrok siedmiu lat więzienia, ale chroniący go prokurator nie zostaje ukarany, nie ma nawet przedstawionych zarzutów. Jednak „Kasta” traci swój wydźwięk przez fatalną realizację. – W tym serialu nie ma emocji ani prawdziwych ludzkich dramatów, wszystko jest zrobione po łebkach. Nawet w komentarzach na końcu twórcy nie wyjaśniają zawiłości, aby pokazać, że ta kasta gdzieś jest – ocenia Wojciech Krzyżaniak. „Kasta” dyskredytuje nie tylko środowisko prawnicze – serwowane jest tu całe menu propagandowej ideologii TVP. W premierowym odcinku prawnicy zajmują się sprawą zgwałconej w klubie nastolatki. Fabuła nawiązuje do sopockiego klubu Zatoka Sztuki, o którym dokument dla TVP nakręcił Sylwester Latkowski. A to nie wszystkie smaczki – już w pierwszych minutach dowiadujemy się, że matka zgwałconej dziewczyny nie bierze pod uwagę usunięcia ciąży z gwałtu, bo za nic nie będzie obwiniać dziecka.









