Kiosk to nie front

Kiosk to nie front

Część kraju żyje aferą w Komisji Nadzoru Finansowego i losem kolejnych dzieci „dobrej zmiany”, które wstały z kolan i trafiły na dobrze płatne posady. A my mamy na głowie kłopoty z kolportażem. Nie tylko zresztą my. Problemy z dystrybucją swoich gazet mają wszyscy wydawcy. Gdy tydzień temu napisałem o naszych relacjach z Ruchem, zareagowała dyrektor Magdalena Gorzkowska. Akurat ta osoba, do której – podobnie jak do jej współpracowników – nie mam nawet cienia pretensji. I to o nich myślałem, pisząc, że „serdecznie im dziękuję, i że w tym, co się stało, nie ma ich winy”. Ponawiam tę ocenę. Wiem, że chcą tę firmę wyciągnąć z tarapatów. Bardzo im w tym, ze zrozumiałych względów, kibicuję. Wszyscy chcemy normalnego, przewidywalnego rynku i równego traktowania wszystkich wydawców, a nie tak jawnej dyskryminacji, jaką stosują stacje paliwowe Orlenu. U nich liczą się tylko media pisowskie. I te muszą być ciągle wyeksponowane. Podobną politykę prowadzą te sieci handlowe, które zależą choć trochę od władzy. Bardzo wpływowi na rynku kolporterskim są proboszczowie. Ci kioskarze, którzy są powiązani z Kościołem, wiedzą, kogo mogą sprzedawać. A do opornych trafiają kółka parafialne, które zwłaszcza w małych miejscowościach potrafią wymusić na kioskarzach właściwe zachowanie. Czyli zawalenie kiosków prasą prorządową i konfesyjną. Ileż to razy dziennikarze PRZEGLĄDU czy nasi czytelnicy widzieli leżące

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2018, 48/2018

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański