Kłamstwo informacyjne

Zapiski polityczne Wysłuchałem wczoraj rano w radiu małej bzdurki, ale jakże symptomatycznej dla coraz powszechniej rozprzestrzeniającego się kłamstwa informacyjnego, zawinionego przez niechlujność zawodową lub amoralność zawodową sporej części środowisk dziennikarskich. Ze źródeł „dobrze poinformowanych” radio dowiedziało się, iż na dziedzińcu pomiędzy gmachami hotelu sejmowego i Kancelarii Prezydenta RP posadzono choinkę, nazwaną ponoć choinką marszałka Borowskiego, i ta zabawka kosztowała ponoć półtora miliona złotych. Przeciętnego słuchacza, odbiorcę takiej informacji o skandalicznej rozrzutności władz państwowych, cholera musi brać, gdy coś takiego usłyszy. Rzecz w tym, że wiadomość jest typowym kłamstwem informacyjnym. Natomiast prawda okazuje się całkiem inna: istotnie choinka, kilkunastoletni świerczek, stanęła kilka dni temu na placyku pomiędzy tymi gmachami, lecz zanim ją tam posadzono, dokonano długiego i dość trudnego w warunkach niezatrzymywanego ruchu hotelowo-kancelaryjnego, gruntownego remontu całego dziedzińca, już od lat będącego w opłakanym stanie, co w tak reprezentacyjnym miejscu nie powinno mieć miejsca. Kilkunastu pracowników jakiejś firmy kamieniarskiej przez wiele dni zrywało starą nawierzchnię, by systematycznie zastępować ją nowymi płytami kamiennymi, zaś w samym środku wmontowano ogromny, betonowy okrągły basen, wypełniono go ziemią i obłożono granitowymi płytkami. Kiedyś w miejscu sąsiadującym z obecnie posadzoną choinką rósł stary, bardzo piękny jesion, lecz jak mogliśmy sprawdzić, źle mu się tam wiodło, w tych spalinach samochodowych, przeto usechł, a jego pień sterczał żałośnie dość długo. Być może, owa choinka Borowskiego, czyli młody świerk, lepiej będzie sobie dawała radę i ładnie urośnie. Taka jest mało atrakcyjna dla „dziennikarzy śledczych” prawda o choince Borowskiego. Zmorą naszego kraju staje się, prócz jawnych niedostatków sprawowania władzy przez kolejne ekipy rządzące, nagminna kłamliwość wykazywana przez środowisko dziennikarskie, przeważnie prasowe, ale i radiowo-telewizyjne. Wielu dziennikarzom wydaje się, że produkowanie informacji fałszywych, lecz mocno sensacyjnych pasuje ich na ważne postacie w tym zawodzie. Toteż zawodowe kłamczuchy, marzące o karierze lubianej przeze mnie, lecz nieszanowanej jako wzorzec zawodowy pewnej przemądrzałej blondynki, stają na głowie, by wyszukiwać coraz to nowe i najnowsze skandale w rejonach władzy, bez uprzedniego sprawdzenia, ile jest prawdy w tym, co podają do publicznej wiadomości. Skutek jest taki, że jesteśmy coraz bardziej krajem coraz powszechniejszego kłamstwa informacyjnego. Mówienie prawdy przestało być ambicją także wśród tych naszych – pożal się Panie Boże – polityków. Gdy referowałem jako poseł sprawozdawca w Sejmie projekt uchwały podejmowanej w 60. rocznicę rzezi Polaków na Wołyniu, powiedziałem, iż porozumienie w tych sprawach utrudnia nam inny na Ukrainie niż u nas w Polsce stosunek do Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA), w naszym pojęciu zbrodniczej, zaś u nich traktowanej podobnie do tego, jak my poważamy Armię Krajową. Wszyscy to słyszeli, jest dokładny stenogram obrad, niczego nie można pokręcić. Ale niejaka pani Szumska, posłanka skrajnej fanatycznej prawicy, usłyszała coś innego i zarzuciła mi publicznie, iż to ja porównuję UPA do AK. Jak widać, pani Szumska nie potrafi nawet zrozumieć tego, co usłyszała – bo taki jest jej poziom inteligencji poselskiej, która nakazuje zwalczać przeciwnika wszelkimi sposobami, ale to Szumskie kłamstwo, wypowiedziane w sali sejmowej jako zarzut przeciw mnie, obiegło całą Polskę i teraz różne prawicowe figurki domagają się listownie i osobiście, bym się im tłumaczył z mojej „wrednej” wypowiedzi. Taka jest bowiem siła kłamstwa informacyjnego, że porusza ono wyobraźnię słuchającego i kieruje jego oburzenie na tego, o kim rozpowszechniono fałszywą wiadomość. Złowrogą rolę grają tutaj tak zwane środki masowego przekazu, czyli „przekaziory” oddane na skutek skandalicznej głupoty ludzi decydujących o przekształceniach w dziedzinie prasy, radia i telewizji po likwidacji dawnej, PRL-owskiej struktury własności w obce ręce. Nowi, przeważnie zagraniczni dysponenci owych „przekaziorów” interesują się przeważnie i prawdopodobnie jedynie zyskami, jakie im niespodziewanie tanio uzyskana „prywatna własność” przynosi. Natomiast zupełnie obojętny jest im interes państwa polskiego. Dobitnie ujawniła to niedawno jedna ze współwłaścicielek Agory, która wprost wyznała, że musi dbać o jej interesy, bo są w nie zaangażowane pieniądze amerykańskich funduszy emerytalnych. Zapewne to prawdziwe twierdzenie, szkoda jednak,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 30/2003

Kategorie: Felietony