Niezbędne sprostowania

Niezbędne sprostowania

Cały naród ubolewa, że Kaczyńscy bardzo sobie zaszkodzili, biorąc do rządu Andrzeja Leppera. W rzeczywistości bardzo poprawili swoją sytuację. Opozycja i dziennikarze rzucili się na Leppera, lżą go, szydzą z niego, kpią, załamują ręce i widzą w nim dopust boży, jaki spadł na Polskę z winy Jarosława Kaczyńskiego. O zamiarach PiS-u, o koncepcjach i groźbach tej partii nikt prócz Waldemara Kuczyńskiego nie mówi, nikt w nie się nie zagłębia. Nic może w tym dziwnego, te koncepcje są przecież tylko ukonkretnieniem dążeń, jakie w mediach przeważają od dawna: oskarżycielstwo, szczucie, demaskowanie agentów, rozliczanie „komuny” itp. Kaczyńscy przy powszechnej, ale głównie na Leppera skierowanej krytyce nie potrzebują niczego zmieniać w swoich planach, niczego poprawiać ani łagodzić, ani czynić ustępstw na rzecz opozycji, nawet tej pseudoopozycji, jaką jest PO.
Lepper nie występuje bynajmniej w roli kozła ofiarnego, przeciwnie, pod pewnym względem może się uważać za pana sytuacji. Mimo pomyj, jakie na niego wylewają, awansuje w hierarchii i, co najciekawsze, okazuje się w koalicji rządowej politykiem najbardziej umiarkowanym i zrównoważonym. Już jest ćwierć-Witosem, a w przyszłości, jeżeli będzie się nadal tak dobrze uczył, może się stać, kto wie, nawet połową wójta z Wierzchosławic. Przez media jest traktowany tak, jak Witosa traktowała warszawska prasa brukowa i mieszczańska.
Który polityk uchodzi za przestępcę, a który za wzór do naśladowania, nie ma związku z rzeczywistością. Witos był do kości uczciwy, ale piłsudczycy uważali go za skorumpowanego. Generał Sosnkowski, autorytet pierwszy po Piłsudskim, uchodził za człowieka nieposzlakowanego, mimo że dopuścił się grubego oszustwa na szkodę skarbu państwa; wyłudził majątek ziemski na Pomorzu jako rekompensatę za utracony majątek na Ukrainie, który nie był wbrew oświadczeniu generała własnością jego żony. Gdyby tak postąpił jakiś działacz ludowy, oszustwo stałoby się przysłowiowe, a działacz zmarniał w więzieniu. Czyny, za które Lepper został skazany (bezpodstawne oskarżenia, nazwanie prezydenta Kwaśniewskiego „nierobem”, Tomaszewskiego „bandytą z Pabianic” itp.), nie różnią się od insynuacji Lecha Kaczyńskiego (Wałęsa „dopuszczał się przestępstw”, jego szef gabinetu to „wielokrotny przestępca”, działalność Gudzowatego „na granicy zdrady stanu” itp.), nikt jednak nie nazywa Kaczyńskiego „kryminalistą”.
Jeśli podejść do sprawy bardziej zasadniczo, to można ubolewać, że w Polsce od osiemdziesięciu lat z przerwą na lata 70. i 80. rządzili lub mieli udział w rządach ludzie z prawomocnymi wyrokami sądowymi, byli więźniowie lub sprawcy czynów karalnych, którym udało się uniknąć wyroku. Długa byłaby lista takich polityków, zaczynająca się od Piłsudskiego, który zrabował z pociągu pocztowego ponad 200 tysięcy rubli, a kończąca na senatorze Niesiołowskim, który próbował wyrwać torebkę staruszce, aby podobnie jak Piłsudski zdobyć fundusze na działalność konspiracyjną (to ostatnie powtarzam na podstawie relacji samego senatora). Rabunki dokonywane przez konspiratorów tylko wrogowie narodu nazywają rabunkami, patrioci określają je słowem ekspropriacja.
•
Profesor Paweł Wieczorkiewicz, historyk dziejów najnowszych, dał się poznać jako autor doktryny politycznej skierowanej w przeszłość. Napisał on w „Rzeczpospolitej”, że Polska powinna była sprzymierzyć się z Niemcami hitlerowskimi i razem wyruszyć na podbój Związku Sowieckiego. Zwycięstwo byłoby pewne, marszałek Rydz-Śmigły zamiast tułać się po Rumunii, przyjmowałby razem z Hitlerem defiladę zwycięzców w Moskwie. Dalej reedukując Polaków, profesor Wieczorkiewicz całkiem konsekwentnie twierdzi, że „8 maja 1945 Polska poniosła wielką klęskę” („Dziennik” – 9 maja). Ten pogląd najpierw był wyznawany przez emigrację, a obecnie należy do obowiązującej nadrzeczywistości. Profesor Wieczorkiewicz tak go uzasadnia: „Gdyby dziś czy nawet kilkanaście lat temu ktoś odwiedził ową zwycięską Polskę i pokonane Niemcy, doszedłby raczej do wniosku, że zwycięzcą wojny został ten drugi kraj”. Inaczej mówiąc, podróżując od Gdańska do Szczecina i od Szczecina do Wrocławia, ten ktoś doszedłby do wniosku, Polska przegrała wojnę z Niemcami. Czy warto jednak tego kogoś, kto jest kretynem, powoływać na świadka w tym sporze?
Czy wielkie zniszczenia i straty ludzkie zadane danemu krajowi w czasie wojny przesądzają – jak myśli prof. Wieczorkiewicz – że nie może on być zwycięzcą? Francja w czasie pierwszej wojny światowej utraciła półtora miliona młodych mężczyzn, a jednak nikt nie powie, że nie zwyciężyła. Co do utraty przez Polskę połowy przedwojennego terytorium: autor dobrze wie, że mocarstwa zachodnie po pierwszej wojnie światowej zgodziły się na granicę wschodnią Polski tylko na określony czas, właściwie na lata 40. przypadał termin ponownego rozważenia kwestii tej granicy. Nie jest absurdem przypuszczać, że Polska powojenna mogła być niepodległa; prawdopodobieństwo to jedno, możliwość to drugie. Gdyby nawet w Warszawie władzę objęli Anders z Borem Komorowskim, terytoria ukraińskie, białoruskie i litewskie nie należałaby już do Polski, ponieważ o nie trzeba by stoczyć osobną wojnę. Ponadto oddanie tych ziem Ukraińcom, Białorusinom i Litwinom było sprawiedliwe, a czynów sprawiedliwych nie można wpisywać do strat.
Polska w proporcji do swojego skromnego wkładu w pokonanie Niemiec (całe uzbrojenie, cały ekwipunek do najmniejszego guzika nie były polskie) odniosła ze zwycięstwa największe i najtrwalsze korzyści. Co na wojnie zyskała Anglia? Gdzie są rosyjskie zdobycze? Polska wyobraźnia nadal jest orientalna i bardziej ją pociąga Ukraina i Gruzja niż Niemcy i Francja, ale polska rzeczywistość jest środkowoeuropejska. To niezwykłe i niespodziewane przesunięcie w pobliże centrum Europy jest cudem historii, za który należy dziękować Opatrzności. Fakt, że Opatrzność posłużyła się Stalinem, ma drugorzędne znaczenie.

•
Profesor Wojciech Roszkowski, również historyk dziejów najnowszych, a ponadto eurodeputowany, pisze: „Jest dla mnie absolutnie oczywiste, że stanowisko Rosji wobec zbrodni katyńskiej wymaga konsekwentnej i zdecydowanej reakcji polskich władz”. Może wymaga, a może nie wymaga, do sporu na ten temat się nie mieszam. Zainteresowało mnie natomiast, co według profesora Roszkowskiego byłoby reakcją „konsekwentną” i „zdecydowaną”. Dopowiada on swoją myśl następująco: „Dlatego pomysł przeniesienia Muzeum Katyńskiego do budynków znajdujących się naprzeciwko rosyjskiej ambasady uważam za krok uzasadniony. Uświadomi on czynnikom rosyjskim, że prawda o Katyniu, cała prawda, to sprawa dla Polski kluczowa”. Dobrze wiedzieć, co jest dla Polski sprawą kluczową. Muzeum widoczne z okna ma doprowadzić do umysłu ambasadora takie treści, jak tam życzyłby sobie prawdopodobnie profesor Roszkowski, np. jakimi potwornymi zbrodniarzami dziedzicznymi jesteśmy my, Rosjanie! Jeżeli sobie tak pomyśli ambasador każdego dnia, to dojdzie do wniosku, że Polaków ciągle należy przepraszać i prosić o przebaczenie, a rodzinom katyńskim wypłacić odszkodowania za zamordowanych. Czy prof. Roszkowski nie liczy się z tym, że ambasadorowi mogą przyjść do głowy inne myśli? Wiadomo przecież, że Rosjanie ze wszystkiego wyciągają błędne wnioski.
Polska strona liczy jeszcze na dyplomatów i dziennikarzy zachodnich, którzy będą odwiedzać ambasadę rosyjską. Ci to już na widok Muzeum Katyńskiego muszą mieć prawidłowe skojarzenia. Czy na pewno? Miałbym co do tego duże wątpliwości, ponieważ zetknąłem się nieraz z opiniami zachodnich Europejczyków o Polsce. Ostatnio wracają oni do opinii, jakie o nas mieli przed wojną. Pewien publicysta francuski pisał w „L\’Esprit” (rok 1927): „Polacy – jakaż to mizerna rasa, jak mali ludzie, jakże rozpaczliwa małostkowość we wszystkim, w dobrym, w złym, w obojętnym (…). Wszystko, czego dokonują Polacy, jest wykonywane pod tchnieniem ukrywanej nienawiści, która im paraliżuje dłonie i wykrzywia idee… I rządzą tak, jak rządzi niewolnik, dorwawszy się do władzy… W duszach polskich nie ma miejsca ani dla rozpaczy, ani dla protestów gwałtownych, ani dla satanizmu na modłę rosyjską; gdy toczy się walka o prawdę, nikt nie opowiada się za nią i nikt przeciw niej; pustka zupełna i nicość, obrzydliwa podłość, ubrana w gesty brutalne wobec słabych, w gesty służalcze wobec silnych… Nie na próżno byli Polacy niewolnikami…!”. Najdrastyczniejsze zdania opuściłem.

Wydanie: 20/2006

Kategorie: Bronisław Łagowski, Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy