Klawisze – chłopcy do bicia

Klawisze – chłopcy do bicia

Warszawa 06.10.2015 r. Kajetan Dubiel - byly szef wieziennictwa. Fot. Krzysztof Zuczkowski

Więziennictwo jest na końcu łańcucha pokarmowego, nikt, kto znajduje się przed nim, nie jest zainteresowany zmianami Kajetan Dubiel – były dyrektor generalny służby więziennej Wspólnicy podrzucają brzeszczot, więźniowie mają w celi ukryte długie liny, przepiłowują kraty, wymykają się, spuszczają po murze, tam czeka samochód i… znikają. Banał, zupełnie jak w kiepskim filmie kryminalnym. – Niestety, tak to może wyglądać. Na dodatek wydaje się, że nie są szczególnymi spryciarzami – po trzech dniach nakrywa ich policja. Ich ucieczka nie wystawia dobrego świadectwa służbie więziennej z zakładu karnego w Grudziądzu. A prasa spekuluje, że uciekinierzy musieli mieć wspólników wśród funkcjonariuszy. Błyskawicznie zostają odwołani dyrektor Okręgowej Służby Więziennej w Bydgoszczy i dyrektor Zakładu Karnego w Grudziądzu. – Otóż właśnie! Odwołać dyrektorów – najlepsze rozwiązanie, rzuca się coś na żer opinii publicznej. Tylko co to rozwiązuje? Pamiętam z czasów mojej pracy kuriozalne sytuacje, takie jak w Białołęce – w więzieniu było 1,4 tys. więźniów, a po godz. 16 pilnowało ich 27 funkcjonariuszy. Wątpię, czy od tamtej pory dużo się zmieniło na lepsze, więzienia jak były przepełnione, tak są. Do niedawna siedziało w nich niemal 80 tys. więźniów. – Teraz trochę mniej, bo pozwalniano tzw. rowerzystów – tych, którzy trafili do więzienia za jazdę na dwóch kółkach po pijanemu. Nadal jednak mamy jeden z najwyższych w Europie wskaźników osadzonych na 100 tys. mieszkańców. Już kilka lat temu Rada Europy stwierdziła, że polskie więziennictwo nie spełnia minimalnej normy 3,5 m kw. powierzchni mieszkalnej na więźnia. Dano nam półtora roku, żeby to poprawić. Gdy zostałem dyrektorem generalnym służby więziennej, powiedziałem ministrowi Kwiatkowskiemu: przecież nie zlikwiduję przeludnienia bez inwestycji, nakładów… Usłyszałem: tak, tak, ale to jest pańskie główne zadanie. Odszedłem ze służby i przeludnienie zlikwidowano, ale na papierze. Bywały lata, że więziennictwo dostawało na inwestycje 300 mln zł rocznie. Gdy w 2009 r. zostałem dyrektorem – było to 70 mln zł, rok później 50 mln zł. W tym czasie Ministerstwo Sprawiedliwości miało budżet w wysokości 670 mln zł. Z jednej strony buduje się pałace sprawiedliwości, a z drugiej mamy więzienia w budynkach jeszcze sprzed I wojny światowej. Paweł Moczydłowski, także były szef więziennictwa, twierdzi, że na ponad 150 więzień zaledwie trzy są zbudowane według współczesnych wymogów. Ucieczki z Grudziądza nie da się jednak usprawiedliwić przeludnieniem ani przestarzałą infrastrukturą. – Przede wszystkim nikogo nie chcę usprawiedliwiać! Wskazuję natomiast, że na to wydarzenie trzeba patrzeć w szerszym kontekście. Wie pan, mam takie porównanie – więziennictwo jest na końcu łańcucha pokarmowego, nikt, kto znajduje się przed nim: kuratorzy, policja, prokuratura, sądownictwo, nie jest zainteresowany zmianami, bo im to pasuje. Łatwiej znaleźć chłopca do bicia i pokazać: to nie my jesteśmy winni, to więziennictwo. Zacznijmy więc od policji. – W Polsce jest dziewięć służb, które mają prawo prowadzić pracę operacyjną w więzieniach, m.in. policja, straż graniczna, CBA, kontrwywiad wojskowy. Na przykład policja wybiera więźnia, którego chce rozpracować, podrzuca mu telefon, on przez niego gada i jest podsłuchiwany. Podrzucane są też inne rzeczy, tylko służba więzienna nic o tym nie wie. Głośno się robi, dopiero gdy wybucha jakaś afera. Co ma pan na myśli, mówiąc: jakaś afera? – Z więzienia na warszawskim Mokotowie pewien mafioso wydawany jest policji na przesłuchanie. Przyjeżdża po niego karetka, a dowódca konwoju pokazuje kwit na jeszcze jednego więźnia. Nasz człowiek mówi: obaj są niebezpieczni, nie wolno ich wieźć razem. Słyszy: gówno cię to obchodzi, mam rozkaz, dawaj tego drugiego. Służba go przyprowadza, ten wsiada do karetki i co robi? Z mety wali w gębę tego pierwszego. Za pięć minut na pasku programu informacyjnego ogólnopolskiej stacji telewizyjnej jest wiadomość o zajściu w więzieniu na Mokotowie. A drugie dno jest takie, że tamten oberwał, aby zaczął lepiej współpracować z policją. Ponieważ całe wydarzenie miało miejsce na terenie więzienia, wszystkiemu winni są głupi klawisze, bo o niczym nie wiedzą. Rozumiem, że praca operacyjna rządzi się określonymi zasadami, jednak wpadki nie mogą iść na konto służby więziennej, w której każdy grzebie, jak mu się podoba. To źle działa na ludzi. We wspomnianym przez pana łańcuchu pokarmowym

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2015, 43/2015

Kategorie: Wywiady