Kłopoty „Rzeczpospolitej”

Kłopoty „Rzeczpospolitej”

W dzienniku prawica kłóci się z prawicą, a udziałowcy wzajemnie się zwalczają Kiedy w połowie czerwca szef działu politycznego „Rzeczpospolitej”, Krzysztof Gottesman, przebywał na urlopie, zadzwonił jego telefon komórkowy. Redaktor naczelny Maciej Łukasiewicz poinformował go, że po powrocie do redakcji nie będzie już pełnił swojej funkcji. Kilka dni później okazało się, że na stanowisku kierownika działu Gottesmana zastąpi Igor Janke, dotychczasowy redaktor naczelny Polskiej Agencji Prasowej i osoba niegdyś kojarzona ze środowiskiem „pampersów”. Wraz z tą informacją pojawiła się następna: Igor Janke zamierza przenieść się do dziennika wraz z zaufanymi ludźmi, przede wszystkim z PAP i „Życia”. – Desant ma objąć takie nazwiska jak Piotr Śmiłowicz i Cezary Bielawski (po odejściu z PAP obaj pracują w podupadającym „Życiu”). Większość z nich wypłynęła na szerokie wody dziennikarstwa dopiero po dojściu do władzy AWS w 1997 r. Wcześniej wielu (np. Bielawski) było szeregowymi dziennikarzami, którzy dzięki swoim poglądom politycznym awansowali na szefów działów lub czołowych reporterów obsługujących rząd oraz parlament. Druga część desantu do „Rzepy” to osoby sprawdzone i zasłużone wcześniej, np. Kuba Sufin, który pracował z Igorem Janke w PAP – tłumaczy dziennikarz „Rzeczpospolitej”, który prosił o niepodawanie nazwiska, bo obawia się problemów w pracy. Pytany zaś o powody tej roszady personalnej Maciej Łukasiewicz wyjaśnia krótko: – Konieczność zdynamizowania działu politycznego. Nic dziwnego, że mając takie perspektywy, dziennikarze działu politycznego „Rzeczpospolitej” poczuli się zagrożeni. Jeden z czołowych dziennikarzy (sam kojarzony z prawicą), Marcin Dominik Zdort, publicznie wyraża obawę, że prawdopodobnie straci pracę. Zespół napisał też do naczelnego list, w którym zaprotestował przeciwko odwołaniu Gottesmana i stylowi, w jakim się to odbyło. Pismo dziennikarzy przedrukował tygodnik „NIE” Jerzego Urbana. Kilka dni później w prasie pojawiło się dementi, podpisane przez ten sam zespół, który wcześniej wysłał pismo do szefostwa. – List opublikowany w mediach był rodzajem lojalki wobec redaktora naczelnego, Macieja Łukasiewicza – tłumaczy dziennikarz „Rzeczpospolitej”. – Ale nie to jest w tym wszystkim najbardziej istotne, bo ta z pozoru niewinna wymiana personalna ma znacznie głębsze podłoże. Jest jedną z kolejnych afer, które podkopują pozycję „Rzeczpospolitej”, dziennika uważanego za najpoważniejszy w Polsce, i psują mu markę. A na swoją renomę „Rzeczpospolita” musiała zapracować. Decydujące przeobrażenie przeżyła dzięki Dariuszowi Fikusowi, który został jej redaktorem naczelnym w 1989 r. Fikus potrafił wykorzystać szanse, jakie stwarzał okres transformacji ustrojowej i zaczął kształtować nowe oblicze gazety. Za jego szefowania borykająca się z problemami finansowymi „Rzeczpospolita” przekształciła się w dochodowe pismo, światopoglądem bliskie Unii Demokratycznej. Kolejną zmianą, która miała wzmocnić pozycję gazety, był zawarty w 1991 r. mariaż z imperium francuskiego wydawcy Roberta Hersanta. Francuzi kupili 49% udziałów w tytule. Ich obecność nie uchroniła go jednak od zakusów drugiego udziałowca, posiadającego 51% udziałów. Chrapkę na dziennik należący częściowo do skarbu państwa (reprezentowanego przez Państwowe Przedsiębiorstwo Wydawnicze „Rzeczpospolita”) miały kolejne rządy, więc szefowie „Rzepy” musieli walczyć o utrzymanie stabilnego układu. Gdy następna ekipa rządząca dała znać, że chce mieć większy wpływ na PPW „Rzeczpospolita”, jego dyrektor Maciej Cegłowski odsprzedał Hersantowi 2% udziałów. W ten sposób Francuzi zdobyli pakiet większościowy (51%). Jednak kilka miesięcy później odsprzedali udziały norweskiemu koncernowi Orkla Media. Od tamtej pory udziały w spółce Presspublica, wydawcy „Rzeczpospolitej”, mają należący do Orkli Presspublica Holding Norway (51%) oraz PPW „Rzeczpospolita” (49%). Już w 1999 r. Norwegowie dali sygnał, że nie są zadowoleni z takiego stanu rzeczy i zmierzają do całkowitego wykupienia udziałów w dzienniku. Swój cel próbowali osiągnąć, dogadując się z AWS. Emil Wąsacz, minister skarbu w rządzie Jerzego Buzka, planował nawet przekształcenie PPW w jednoosobową spółkę skarbu państwa. Choć przedstawiciele resortu skarbu zapewniali, że ułatwiłoby to sprzedaż mniejszościowych pakietów akcji, prasa spekulowała, iż chodzi raczej o co innego. Szefa PPW powołuje bowiem rada pracownicza. Gdyby polskiego udziałowca przekształcono w spółkę skarbu państwa, musiałby to robić minister skarbu. Dalsze równanie było więc proste: wygodny prezes PPW to również odpowiedni redaktor naczelny. Pomysł jednak upadł i nie udało

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 31/2002

Kategorie: Media