Najgroźniejszy jest fanatyzm, z jakim wyznają i realizują swój światopogląd zwolennicy skrajnego liberalizmu ekonomicznego (poniekąd też obyczajowego), wśród których nie brak byłych członków PZPR W dawnych, niedobrych czasach słyszałam taki oto dowcip: ”Dlaczego na jednym z centralnych placów Warszawy stoi pomnik Dzierżyńskiego? Bo żaden inny Polak nie przyczynił się do wymordowania tylu Moskali co on!… . I, niestety? taka jest makabryczna prawda. Feliks Dzierżyński, ”gorejący płomień rewolucji”, ”czystej krwi” Polak, inteligent pochodzenia szlachecko-ziemiańskiego patronował strukturom, których uwieńczeniem był gułag ze swoimi niezliczonymi ofiarami, w tym przede wszystkim Rosjanami. Bardzo chciałabym przeczytać obiektywną, nie hagiograficzną i nie paszkwilancką monografię Dzierżyńskiego, napisaną przez historyka obeznanego z postfreudowską psychologią. Bo taki historyk dałby może odpowiedź, w jakich warunkach dochodzą do władzy psychopatyczne osobowości typu Dzierżyńskiego. Jedno nie ulega wątpliwości Dzierżyński był ideowcem i był fanatykiem. Przypomnijmy, że słowo ”fanatyzm” powstało w kontekście religijnym. Cesarstwo Rzymskie w I i II wieku naszej ery było forum, na którym funkcjonowały różne religie. Należał do nich kult bogini Meta, przez rzymian utożsamianej z Belloną (boginią wojny). Jak pisze znawczyni tematu: ”Obrzędy ku czci bogini budziły zdumienie i zgrozę. Jej kapłani, zwani ”fanatici” (od „fanum” – świątynia), ubrani w czarne szaty biegali wkoło w świętym szale, przy dźwiękach bębnów i trąbek. Gdy ekstaza osiągnęła swoje apogeum, fanatici zadawali sobie głębokie rany. Opryskiwali krwią posąg bogini, a nawet pili krew. W tym szale przepowiadali przyszłość” (Maria Jaczynowska, Religia świata rzymskiego, PWN l987). U początków chrześcijaństwa mamy do czynienia z nawróconym fanatykiem, Szawłem (Saulem), który najpierw uczestniczył w kamienowaniu świętego Szczepana, a potem stał się żarliwym wyznawcą Chrystusa i architektem zinstytucjonalizowanego chrześcijaństwa. W jego listach można już dojrzeć zadatki fanatyzmu. Oto jak św. Paweł interpretuje przykazania miłości nieprzyjaciół: ”Umiłowani, nie wymierzajcie sami sobie sprawiedliwości, lecz pozostawcie to pomście bożej”. Tak więc akcent pada tu nie na miłość, tylko na pomstę, a to jest typowe dla fanatyków… W krajach chrześcijańskich, gdzie zgodnie z Ewangelią, powinna by królować miłość bliźnich i nieprzyjaciół toczono krwawe wojny religijne, doszło do powstania inkwizycji, do palenia na stosach heretyków i nieszczęsnych ”czarownic”. W rezultacie walka o tolerancję początkowo i przez długi czas była walką z fanatyzmem religijnym. Rewolucja francuska 1789 roku przyniosła zasadniczy przełom w tej mierze: miejsce fanatyzmu religijnego zajął fanatyzm polityczny. W tym też okresie wystąpił podział na lewicę i prawicę. Lewicowość oraz prawicowość przybiera dwie postaci: umiarkowaną i skrajną. Jest to rozróżnienie fundamentalne, jak to sygnalizuje Norberto Bobbio w swej książce pt. ”Prawica i lewica” (Wyd. Znak 1996), słabo zauważonej przez protagonistów naszej sceny politycznej. Czy nie dlatego, że autor jest niewygodny dla prawicy, bo bliskie mu są poglądy centrolewicowe, a zarazem zraża sobie ”postkomunistów”, bo ostro ocenia ”błędy-i-wypaczenia” skrajnej lewicy?… Tu pozwolę sobie na dygresje osobistą. Jak niejednokrotnie deklarowałam, od wczesnej młodości mam poglądy centrolewicowe. Jako mieszkanka byłych kresów południowowschodnich (ściślej powiatu zaleszczyckiego) wiosną 1944 r. znalazłam się w gronie dziewcząt zmobilizowanych do Armii Polskiej, formowanej na terenie ZSRR. Z racji półwyższego wykształcenia (dwa lata romanistyki) skierowano mnie do prasy wojskowej, a konkretnie do powojennej POLSKI ZBROJNEJ. Redakcja przynależała do Głównego Zarządu Polityczno-Wychowawczego LWP. Tam po raz pierwszy zetknęłam się bliżej z autentycznymi, ”wierzącymi” komunistami i obserwowałam, jak w praktyce stosują zasadę ”cel uświęca środki” (to znaczy kłamstwo i przemoc…). To był główny powód, dla którego, mimo lewicowych poglądów i wywieranych na mnie nacisków nigdy nie zapisałam się do żadnej partii występującej ”pod sztandarami lewicy”. Zwłaszcza że obserwowałam, jak szeregi ”przewodniej siły narodu” lub stronnictw satelitarnych zasilały osoby, które podejrzewałam o oportunizm (jak się potem okazało – słusznie). Gwoli sprawiedliwości dodam, że obok fanatyków i oportunistów do partii rządzącej trafiali autentyczni pragmatycy, którzy mając predyspozycje przywódcze – zdawali sobie sprawę, że w danych warunkach tylko jako człowiek Partii mogą je realizować. Oni to chyba stanowili trzon nurtu reformatorskiego w PZPR. Dziś jako ”towarzysz podróży”, z mieszanymi uczuciami słucham apeli o wyciąganie trupa z lewicowej szafy, o przeprowadzanie rachunku sumienia, o zbiorowe bicie się w









