To dowód, że Polacy myślą i wspierają Podlasie w każdy sposób, jaki tylko jest możliwy Pakujemy instrumenty, maszkary, rzeźbę, śpiwory, puszki z tuńczykiem i termosy z herbatą. Spod Ośrodka Teatralnego Węgajty wyruszamy w sześciogodzinną trasę – na Podlasie. Jest pierwszy dzień świąt prawosławnych. Czas, by kolędować. Jest ślisko, załadowanym po brzegi jarmarcznym wozem (24-letnim busem volkswagenem T4) zarzuca na zakrętach. Wacław i Erdmute Sobaszkowie, twórcy Teatru Węgajty, od lat 80. działającego w kolonii jednej z warmińskich wsi, po raz pierwszy wybierają się z kolędą na Podlasie. Dotychczas, kolędując, odwiedzali wsie łemkowskie, suwalskie, warmińskie okolice, białoruskie Koziany, Macedonię… Na Podlasiu od czasu wprowadzenia stanu wyjątkowego nie był również Piotr Rogaliński – muzyk, aktor i rzeźbiarz, ani Iza Brzeska wcielająca się w rolę kozy i turonia. Byłam tam niedawno jedynie ja. Wiem, czego się spodziewać, i z każdym kilometrem, który zbliża nasze turlające się przez zaśnieżone drogi auto do Hajnówki, coraz rzadziej się uśmiecham. Wacek za kierownicą intonuje: – Z raju pięknego miasta / wygnana jest niewiasta. – Dla jabłka skuszonego, / przez węża podanego – odpowiadamy. Śpiewając pastorałkę, „prujemy” 60 km/godz. na wschód. Silnik niemiłosiernie warczy, zimno mi w stopy. Przed nami majaczy linia lasu. Zimno mi w stopy? Przeszywa mnie nagły dreszcz na myśl o tym, do czego tak naprawdę się zbliżamy. Potrzebna jest radość! – Wędrujże, Ewo, z raju, / już cię tu dobrze znają. / Fora, Adamie, fora / z tak rozkosznego dwora! – śpiewamy, a przed nami i wokół nas migają lampki przystrajające choinki i okna mijanych domów; czerwone, żółte, niebieskie światełka. Ach nie! Zbliżając się do skrzyżowania, widzę pomyłkę – na niebiesko pulsują koguty policyjnych suk. Im dalej w głąb Podlasia się zapuszczamy, tym częściej ten sygnał przypomina nam, że znajdujemy się w pobliżu granicy strefy stanu wyjątkowego. Przed nami tymczasem pierwszy dom, do którego przybywamy z kolędą. Zaglądamy do okien, witają nas od progu, rodzina właśnie zasiadała do świątecznej kolacji. Pierwszy do izby wkracza roztańczonym krokiem Turoń, po chwili po niewielkiej kuchni w takt słów: „Ho-ho, ho! Koza! Ho-ho! Siwaja! Ho-ho! Bystraja!”, zaczyna hasać Koza. Pada, ale po chwili podrywa się, ruszając w dalsze pląsy, po czym znika w sieni. Mute intonuje: – Dobryj weczir tobi, pane hospodaru, radujsia! – Oj, radujsia zemle, Syn Bożyj narodywsia – dołączają czystymi i mocnymi jak dzwony głosami roześmiani gospodarz i jego córki. I już rzucamy się w wir tańca, jest walczyk, jest spontaniczny „młynek”, pora na oddech. Chwila wytchnienia na rozmowę. – To wejście do pierwszego domu, radość ludzi, błysk w ich oczach uświadomiły mi, że jesteśmy oczekiwani, potrzebni – mówi Mute Sobaszek. – Kolęda jest zawsze związana z wysłuchiwaniem gospodarza. Wysłuchując ludzi, łączysz się z nimi. Tu tym razem pojawił się wątek polityczny i temat uchodźców. Już w tym pierwszym domu wiedziałam, że nasz przyjazd ma sens. O tym, jak bardzo mieszkańcom Podlasia – zmęczonym wojenno-policyjną narracją, codziennym „byciem w pełnej gotowości”, nocnymi poszukiwaniami migrantów w lesie, załatwianiem im opieki prawnej, medycznej i każdej innej, narażonym na przeszukiwanie samochodów, a nierzadko opryskliwość i niechęć służb mundurowych itp. – potrzeba zastrzyku dobrej energii, przekonywali mnie podlascy aktywiści jeszcze w październiku. Wojsko stacjonuje w sali gimnastycznej jednej ze szkół, wojskowe ciężarówki rozjeżdżają wybudowaną niedawno za grube miliony ścieżkę rowerową w Białowieży, buldożery wjechały do lasu, straszą zwierzęta. Dzieci z plasteliny lepią policyjne radiowozy, żołnierzy, rysują mur. – Potrzeba tu ludzi z pomysłem – apelowali jesienią Podlasianie. – My już nie dajemy rady. Walczymy sami z tym chorym systemem. Dotarło do mnie wtedy, że czas zacząć namawiać znajomych artystów, by przyjechali pod granicę. I właśnie tam, na wschodzie Polski, spotkały się w magicznym czasie prawosławnych świąt nasze drogi: moja, Teatru Węgajty, rzeźbiarza, muzyka i aktora Piotra Rogalińskiego oraz hajnowskiego A3 Teatru, którego twórcy użyczyli nam schronienia i ugościli uroczystą kolacją. Tej nocy spać
Tagi:
A3 Teatr, Białowieża, Dom na Wschodzie, Erdmute Sobaszek, granica polsko-białoruska, kolęda, kryzys migracyjny, kryzys uchodźczy, kultura, kultura ludowa, kultura polska, mur na granicy, muzyka, muzyka ludowa, Ośrodek Teatralny Węgajty, Piotr Rogaliński, Podlasie, prawa człowieka, pushbacki, społeczeństwo, Teatr Węgajty, tradycje świąteczne, uchodźcy, Wacław Sobaszek, Węgajty