Kolejny raz pudło? – cz. I

Kolejny raz pudło? – cz. I

Fot. Jakub Kaminski/East News, 19.08.2020. Sad Okregowy. Rusza proces oskarzonych w sprawie zabojstwa malzenstwa Jaroszewiczow w 1992 r. Za napad rabunkowy na posesje bylego premiera PRL odpowiedza czlonkowie tzw. gangu karatekow - Robert S., Marcin B. i Dariusz S.

Zabójstwo Jaroszewiczów Nowi oskarżeni przed sądem. Ale szanse na skazanie są wątpliwe Toczy się proces w sprawie zamordowania 29 lat temu małżeństwa Jaroszewiczów. Już raz postawieni przed sądem rzekomi zabójcy zostali uniewinnieni. Obecne prognozy co do skazania oskarżonych również trzeba opatrzyć wielkim znakiem zapytania. Ci, którzy w śledztwie wskazali zabójcę, wycofują zeznania. – Składałem takie wyjaśnienia przed prokuratorem, ale nie do końca było tak, jak mówiłem. Te momenty, gdzie się przyznaję do różnych dziwnych rzeczy, są dziś dla mnie niejasne i mogę mieć wątpliwości, czy to jest obiektywne – powiedział w kwietniu tego roku przed sądem Dariusz S., oskarżony wraz z Marcinem B. i Robertem S. o zabójstwo Jaroszewiczów. Temu ostatniemu zarzucono również zastrzelenie w 1991 r. małżeństwa S. z Gdyni oraz usiłowanie zamordowania mężczyzny w Izabelinie w 1993 r. Wśród pięciorga sędziów przesłuchujących tego oskarżonego widać poruszenie. Dziennikarz PAP pochyla się nad laptopem, chce jak najszybciej puścić informację do redakcji. Proces oskarżonych o zamordowanie byłego premiera Piotra Jaroszewicza i jego żony Alicji Solskiej zaczął się w sierpniu 2020 r. w warszawskim sądzie okręgowym. W śledztwie przesłuchano ponad 400 świadków, 50 instytutów badawczych wydało ekspertyzy. Prokuratorskie akta zajmują 81 tomów. Sam akt oskarżenia liczy prawie 500 stron. W dużej mierze opiera się na wyjaśnieniach Dariusza S. – Podczas przesłuchania w prokuraturze w lutym 2018 r. twierdził pan, że nastraszył Alicję Solską, pokazując jej nóż – przypomina jeden z sędziów – a kiedy Robert S. mordował Piotra Jaroszewicza, przytrzymał pan laskę, za pomocą której duszono ofiarę. – Wymyśliłem taki sposób, żeby opowiedzieć historie, które mi się wydawały. Dużo rzeczy się nie zgadza – odpowiada Dariusz S. – Zatem, czy opisywane w śledztwie grożenie nożem rzeczywiście miało miejsce? Czy trzymał pan laskę zadzierzgniętą na szyi pokrzywdzonego? – dopytuje sędzia. – Szczerze mówiąc, wydaje mi się, że to nie miało miejsca. Jestem przekonany, że próbowałem wyrwać Robertowi S. tę ciupagę. – Jak sąd ma rozumieć tę zmianę w wyjaśnieniach, czy pan się czegoś obawiał? – Obawiałem się, że prokurator mi nie uwierzy i nie dostanę nadzwyczajnego złagodzenia kary w innej mojej sprawie. Więc jak opowiem bardziej drastyczne sytuacje, wtedy będzie to prawdopodobne. Sędzia zwraca oskarżonemu uwagę, że to, co obecnie mówi, nie pokrywa się z protokołem ze śledztwa: – Czy gdybyśmy przesłuchiwali pana za pół roku, podałby pan w wątpliwość obecne wyjaśnienia? – Bardzo prawdopodobnie. Nie jestem w stanie ocenić, na ile niektóre sytuacje pamiętam, a na ile sugeruję się przebiegiem zdarzeń przedstawionym w aktach sprawy oraz relacjami pozostałych dwóch oskarżonych. Koniec rozprawy, następna za kilka dni. Po opuszczeniu sali sądowej dziennikarze krążą koło adwokatów i prokuratora. Słychać komentarz: „Proces się sypie”. Poszedłem tam jak do kina Na następnej wokandzie Dariusz  S. zapewnia, że napad na willę Jaroszewiczów przyniósł mu tylko ból i cierpienie. Uległ namowom Roberta S., który był szefem grupy i zapewniał go, że „akcja” w Aninie poprawi jego status majątkowy. A on był wtedy w poważnych tarapatach, musiał spłacać dług mafii. Wysoki – równowartość ceny nowego mercedesa. – Jak to możliwe – pyta sędzia – że „pomimo bólu i cierpienia” doznanego po napadzie na Jaroszewiczów nadal współpracował pan z Robertem S.? – Byłem przekonany, że już nigdy więcej nie dojdzie do takiej sprawy jak pozbawienie kogoś życia i w taki sposób, jak to zostało zrobione, bez jakiegokolwiek powodu. Dopytywany, czy miał jakiś plan działania, przesłuchiwany wyjaśnia: – Poszedłem tam jak do kina, żeby obejrzeć akcję. Ciekawy byłem, co się stanie. Robert S. nie opowiadał nam, jak ta akcja ma wyglądać. Powiedział tylko, że wybrał jakieś miejsce i osoby, zakładając, że będą tam wartościowe rzeczy. A to, czy on wybrał ministra, kosmonautę czy wojskowego, nie miało dla nas żadnego znaczenia. Kiedy kazał mi zająć się kobietą, starałem się postępować z nią jak najdelikatniej. Uspokajałem, że to jest tylko napad rabunkowy i jeśli będzie się zachowywała rozsądnie, nie krzyczała, nic się jej nie stanie. Nie krępowałem jej sznurem. – Zatem kto to zrobił? – Nie jestem w stanie wyjaśnić, kto i kiedy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2021, 29/2021

Kategorie: Kraj