Komunia i norki

Komunia i norki

Komunia mojego Frania. A przecież jestem głęboko niewierzący, Kościół polski zaś uważam za niesympatycznego i skostniałego starca. Ale moje dzieci chcą chodzić na religię. Sam miałem takie doświadczenie i uważam je za cenne. Chrześcijaństwo to dla mnie piękna baśń, świetna dla dzieci, żeby tylko nie wbijano Chrystusowi gwoździ w dłonie i w stopy, a potem nie przeszywano mu boku włócznią, co w dzieciństwie robiło na mnie straszne wrażenie. Nasz kościół w pobliskim Aninie zaprojektował pod koniec lat 80. Zygmunt Stępiński, ojciec moich dawnych kolegów. Dobra architektura – jakie to rzadkie w drugiej połowie XX w. Upadek sztuki sakralnej, kiedyś tak niezwykłej, to też znak naszych czasów. W kościele nie ma tłumu, bo nie może być, wszyscy w maseczkach. Dawno nie byłem w kościele, odzwyczaiłem się więc od tych wszystkich obrządków i wydają mi się osobliwe. Czasami nawet pozwalałem sobie na rozbawienie. Ksiądz modlił się nabożnie, by co jakiś czas przerywać modlitwę srogim okrzykiem: cisza! Dzieci rozrabiały, jak to dzieci. Potem, jak na taśmie produkcyjnej, były wiedzione przez siostrę do dwóch konfesjonałów. Chętnie bym podsłuchał, jakie to straszne grzechy mają na sumieniu. Franio miał wielki kłopot, by zebrać choćby ich garsteczkę. Bardzo przeżył spowiedź. Dostał nawet rumieńców, z którymi mu do twarzy. Nazajutrz odziany w albę wygląda jak mały zakonnik. Dzieci przyjmują komunię. Jednak to wzrusza, choć na pewno mniej, niż gdybym był wierzący. Próbuję sobie przypomnieć, jak ja przyjmowałem komunię, pamiętam tylko grozę spowiedzi i wielkie ucho księdza w mroku zakratowanego konfesjonału. Zdumiewająca wędrówka rzeczy, też książek. Z pobytu w Białołęce wyniosłem wiele wspomnień, worek bakalii z darów płynących do nas z całego świata i tomik wierszy „Biała łąka”, wydany w podziemiu, poetyckie notatki z pobytu w więzieniu. Mam wiernego kibica, dawny koszykarz, wykupuje w internecie wszystko, co mnie dotyczy. Na wieczorze w kinie Atlantic miał tego sporo pod pachą i musiałem podpisywać. Dał mi też w prezencie ten tomik, a w nim ze zdumieniem widzę moją dedykację dla V. i S. Ona była w latach 80. korespondentką „Boston Globe”, a on „Newsweeka”. Ona piękna, z domieszką Ameryki Łacińskiej. Byliśmy jakiś czas blisko. Od wielu lat nie miałem z nią kontaktu. Jak to się stało, że ten tomik wpadł do wielkiej rzeki internetu? Z książkami pół biedy, jest wiele ich kopii, współczuję malarzom, których obrazy idą w obce ręce, potem wiszą, krążą, często giną raz na zawsze. A na spotkaniu w kinie kolejka po autograf była długa, jak kiedyś po mięso. I było to moje mięso. Wiele teraz się mówi o kryzysie demokracji, nie do końca jednak potrafimy go zdefiniować. Że ludzie nie czują, że mają na cokolwiek wpływ, tak się mówi, że nie ma autorytetów, że wszędzie nędza polityki i polityków, ich cynizm. Ale przecież samorządy mają się dobrze, a to podglebie demokracji, w każdej niemal lokalnej sprawie ludzie się zbierają, radzą. Czy nie jest tak, że demokracja, ta, którą znamy, w coś się przepoczwarza? To zawsze okres trudny. A humanizmu jednak ludzkości przyrosło, już nie tylko naszej cywilizacji, ludzkie życie ceni się jak nigdy, o czym przypomina światowa kwarantanna w czasie zarazy. Kiedyś nie przejmowano by się, że na infekcję umierają starzy i chorzy, przecież i tak wkrótce umrą. Teraz z tego powodu zatrzymano świat. Feminizm dopłynął już niemal do swego brzegu. Dzieci odzyskały w pełni dzieciństwo, kiedyś prawie go nie miały, stały się obywatelami, oczkiem w głowie. Nie wiemy za wiele o tym, co się teraz dzieje na zapleczu naszej cywilizacji, za blisko jesteśmy zdarzeń. A dzieją się ważne rzeczy. Może nasze dzieci lub wnuki zobaczą ich wagę. Ala ta waga może zostać zupełnie przykryta kloszem zmian klimatycznych. I tylko to będzie ważne. Jakie zamieszanie w mafii Kaczyńskiego. Można by zażartować, że przez tyle lat opozycji nie udawało się odsunąć PiS od władzy, a teraz zdawało się, że mogą to zrobić norki. Zwierzątka to jednak tylko pretekst. Trwa na prawicy walka o władzę, o stanowiska, o pieniądze, płoną emocje. Ziobro? Prezes na własnej piersi wyhodował tego potwora. Jak go teraz unicestwić? Trudno i niezręcznie, więc prezes będzie czekał. A ziobryści, jestem pewien, zostaną w mafii, jak wracali w nocy do domów, żony im robiły awantury, że ani im w głowie tracić takie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2020, 40/2020

Kategorie: Tomasz Jastrun