Koń na poboczu

Praca to jest coś pięknego. Człowiek wstaje rano, myje zęby, jeśli je ma, zakłada czyste ubranie, wsiada w samochód albo autobus i rusza tam, gdzie czekają na niego uśmiechnięty szef i nieznawistni koledzy. Z kolei urlop to jest koszmar. Człowiek budzi się nad ranem, już by się ubrał, a tu żona mówi:
– Gdzie!? Leż! Masz wakacje, to się przytul!!
I człowiek leży, i śnią mu się koszmary, takie jak naszej mistrzyni w podnoszeniu ciężarów, Aleksandrze Klejnowskiej, którą podczas snu chciał przejechać Leszek Miller, i to wielką ciężarówką, a jeżeli nawet nie ją, to jej sztangi przygotowane na olimpiadę.
Ja mam to samo. Na przykład dwie noce temu pojawia się taki koszmar. Leżę na sali operacyjnej, gdzie mają mi wyciąć żylaki, budzę się już po na schludnym łóżeczku i pytam:
– Jak poszło?
A pielęgniarka na to:
– Bardzo dobrze, pan doktor się ucieszył, że ta druga pańska nerka jest też w dobrym stanie.
– To ja nie mam jednej nerki?! Proszę mi ją natychmiast oddać!
– Niestety, nie możemy zwrócić, ponieważ pan chirurg też musi czymś dorobić do pensji.
– A co w takim razie z moimi żylakami?
Tu już nie dosłyszałem odpowiedzi, ponieważ obudził mnie pies, szczękając, że chce natychmiast na podwórko.
Rano poleciałem do sąsiadki, która tłumaczy wszystkie sny, opowiedziałem historię z nerką i pytam, co to może znaczyć, a ona mówi:
– Twój sen oznacza, że teraz na operację trzeba ze sobą zabierać ochroniarza.
Z kolei wczoraj przyśnił mi się koń, którego koś zostawił na drodze, jadąc na wakacje. I stoi taka bidula odżywiana do tej pory miejskim sianem i nie wie nawet, co się robi z wiejską trawą, i kiwa łbem, tak jakby miała chorobę sierocą albo zrozumiała, o co chodzi posłowi Gruszce podczas zadawania pytań w sprawie PKN Orlen, i żona mówi:
– Zabierzmy go do domu.
A do domu 20 km, ja konno nie jeżdżę, a samochód mam taki, że koń nawet na klęczkach nie pojedzie.
– Tato, zabierzmy konika – wtórują chłopcy.
– Ale ja nie mam jak – odpowiadam zgodnie z prawdą. – Nie zmieści się do auta.
– To zamów taksówkę!
– Czy wyście zwariowali?! Przecież nie ma taksówek dla konia!
A żona:
– Jeżeli są konie, to są i dla nich taksówki.
I już dostaję do ręki komórkę, żeby dzwonić do radio taxi, kiedy znowu budzi mnie pies.
Poszedłem do sąsiadki i z tym koszmarem.
– Samotny koń… zagubiony na poboczu… nikt go nie rozumie… oznacza jedno… Nie czytaj więcej pamiętników Ryszarda Czarneckiego.

Wydanie: 2004, 34/2004

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy