Wara od naszych!

Wara od naszych!

Pisał kiedyś prymas Józef Glemp do prowincjała redemptorystów o wypowiedzi Tadeusza Rydzyka: „Byłem upokorzony jego pychą”. Ja zaś, gdy wysłuchałem 23 stycznia oświadczenia dr. Dudy, też czułem się upokorzony jego pychą. A także arogancją. Oraz pogardą, jaką ten – było nie było – prezydent RP żywi do swojego państwa. Pogardą wobec orzeczeń sądów wydawanych w imieniu Rzeczypospolitej. Dr Duda jest prawnikiem. Doktorem prawa. Ten doktorat zrobił na mojej uczelni – Uniwersytecie Jagiellońskim. Może nawet minęliśmy się kiedyś na ulicy, bo prawo i polonistyka UJ mieszczą się w tym samym gmachu. Ale czy mój Uniwersytet zasłużył na takiego absolwenta? Wszak prawnik to jakże osobliwy! Niedawno oświadczył, że Kamińskiego z Wąsikiem „uniewinnił”. A przecież prezydent nie ma takiej mocy – uniewinnić może tylko sąd. Czyli przejęzyczenie? Jeżeli tak – to nigdy niesprostowane. Jednak gdy się pamięta, że dr Duda ułaskawił kiedyś osoby skazane nieprawomocnie – więc w świetle prawa niewinne – to nieuchronne staje się domniemanie, że on ani prawa, ani logiki zwyczajnie nie zna. A ostatnio porównał uwolnienie Kamińskiego i Wąsika z wyjściem z więzienia Włodzimierza Karpińskiego. Co znaczy, że nie odróżnia postawienia zarzutów przez prokuraturę od prawomocnego wyroku wydanego przez sąd. Kamiński z Wąsikiem dopiero co rozpoczęli odsiadywanie kary dwuletniego pozbawienia wolności. Już sam ten krótki czas (1% wyroku) w zasadzie wykluczał tak szybkie zastosowanie prawa łaski. A w dodatku nie wykazali oni żadnej skruchy, przeciwnie: publicznie demonstrowali butę i arogancję. I to była druga okoliczność przemawiająca przeciw prawu łaski. Taką też rekomendację – odmowy ułaskawienia – przekazał dr. Dudzie, po przestudiowaniu akt, prokurator generalny prof. Adam Bodnar. Jednak adresat nawet akt nie otworzył. On sam wiedział. A przecież prawnik bez akt to jak historyk bez archiwów. Prokurator generalny wykonał gest dobrej woli: by nie przeciągać sprawy, pominął opinię sądu i akta przesłał w tempie ekspresowym. Mógł szybciej? Mógł. Ale tylko wtedy, gdyby akt nie przeczytał. Jednak traktując poważnie procedurę – wszczętą przez samego prezydenta – zrobił to tak szybko, jak było możliwe. Tymczasem prezydent sam siebie potraktował niepoważnie: opinię prokuratora generalnego zlekceważył (co mu było wolno), a jego samego złajał (co dodatkowo świadczyło o jego pogardzie wobec prawa). Tempo ekspresowe Bodnara zlicytował zatem tempem Dudy. Tyle że w pakiecie z podeptaniem zasad. Zamiast zasad otrzymaliśmy spektakl. Akt pierwszy odbył się (ponownie) z udziałem pań Kamińskiej i Wąsikowej. Dr Duda obwieścił ułaskawienie najszersze z możliwych – łącznie z zatarciem kary. Ciekawe: zatarcie stosuje się wyjątkowo, w przypadkach dogłębnie uzasadnionych. Prawnikom pozostawiam pytanie, na ile prezydent był władny tego dokonać. Ale ważniejsze jest co innego: jakie tu mogło być uzasadnienie? Przecież tylko to jedno: WARA OD NASZYCH! A zaraz potem nastąpił akt drugi: zaproszenie obu uwolnionych do Pałacu Prezydenckiego. Ujrzeliśmy Mariusza Kamińskiego tulącego się jak dziecko do Dudowego łona… Ujrzeliśmy trzech dużych chłopców uśmiechających się do siebie i klaszczących sobie wzajemnie… Te sceny nie tylko były gorszące. One były także infantylne. Zwłaszcza przy kwitnącym zdrowiu uwolnionych. Jakoś nie było po nich widać skutków wielodniowej (dopiero ostatnio przerwanej) głodówki. Natychmiast po wyjściu z więzienia byli pełni dawnych sił, nowej kondycji i zawsze tej samej wojowniczości. Co więc mogło przesądzić o ich zwolnieniu? Zawsze to samo: WARA OD NASZYCH!  Upokorzenie, tak. Ale też obrzydzenie. Ludzie PiS traktują państwo jak Bogusław Radziwiłł z „Potopu” Henryka (nomen omen) Sienkiewicza. Państwo to dla nich tylko postaw czerwonego sukna. Nie od dziś widać, że nie cofną się przed niczym i jeżeli trzeba będzie podpalić Polskę – zrobią to bez wahania. Ba, już to robią, skoro niszczą prawo – fundament Rzeczypospolitej. Powtórzmy bowiem: Kamiński i Wąsik są teraz w świetle prawa nie tylko niewinni, ale też nigdy niekarani. XVII-wieczny zabijaka, Samuel Łaszcz, na którym ciążyło 37 infamii i 236 banicji, podbijał sobie futro tymi wyrokami. Był ufny w opiekę swojego protektora, hetmana Stanisława Koniecpolskiego, i nigdy się nie zawiódł. Trójka panów też się nie zawiodła. Miała wszelkie powody, by sobie wzajemnie klaskać. Wobec dr. Dudy nigdy nie miałem złudzeń. I jeżeli teraz coś mnie jeszcze dziwi,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 06/2024, 2024

Kategorie: Andrzej Romanowski, Felietony