Koniec świata inżynierów dusz – rozmowa z Aleksandrem Kwaśniewskim

Koniec świata inżynierów dusz – rozmowa z Aleksandrem Kwaśniewskim

W ostatnich 20 latach Steve Jobs czy Bill Gates mieli większy wpływ na świat niż nawet najwybitniejsi politycy Rozmawiają Jerzy Domański i Robert Walenciak Panie prezydencie, kim w dzisiejszym świecie są politycy? Przewodnikami? Kapitanami wielkich państwowych statków? Demiurgami? – Świat się zmienia. Ale w ostatnich 20 latach to nie politycy są główną siłą zmieniającą go. Nawet ci najbardziej znani i wpływowi. Steve Jobs ważniejszy niż prezydenci A co zmienia świat? – Na głównym miejscu są nowe technologie. Żaden polityk ani żadna ideologia nie zmienili świata tak, jak zmieniły internet, komunikacja komórkowa, satelity, nowe technologie. Szybko to się stało… Gdyby trzymać się personaliów, można powiedzieć, że w ostatnich 20 latach Steve Jobs czy Bill Gates niewątpliwie mieli większy wpływ niż nawet najwybitniejsi politycy. Drugą siłą zmieniającą świat są przemiany demograficzne. Bo oto mamy zupełną zmianę struktury społecznej. Mamy starzejące się społeczeństwa w krajach wysoko rozwiniętych i rozwijające się społeczności w regionach do niedawna nazywanych Trzecim Światem. Sporą rolę odgrywa też gospodarka, która z epoki turbokapitalizmu weszła w kryzys i też jest miejscem, gdzie wiele rzeczy się dzieje. I szefowie wielkich koncernów, szefowie wielkich banków czy instytucji finansowych odgrywają większą rolę aniżeli politycy. Szef banku centralnego stoi dzisiaj co najmniej na równi z premierem, a w niektórych krajach jest powyżej premiera. Bo to on ma realne instrumenty. Czwartą siłą są media. To czwarty czynnik sprawczy. Naprawdę? – A co pokazała afera Murdocha w Wielkiej Brytanii? Że media mogą dziś kreować bohaterów i strącać ich z piedestału, więc też odgrywają potężną rolę. Dopiero na piątym miejscu wymieniłbym politykę. Dlaczego tak daleko? – Polityka w ostatnich 20 latach, ze względu na konwergencję, dlatego że świat wyszedł z wojny dwóch wielkich ideologii, bardzo się zunifikowała, bardzo się upodobniła. Dlatego takich polityków, którzy wyraziście głoszą jakąś ideę i słusznie czy niesłusznie usiłują zmieniać świat, jest bardzo niewielu. A tych, którzy są – zazwyczaj odrzucamy. Castro na Kubie czy Chavez w Wenezueli to nie są propozycje, które można by uznać za interesujące. Rozmawiając więc o politykach, warto osadzać ich rolę we właściwych rozmiarach. Bo dziś to nie są ani demiurgowie, ani właściciele naszej wyobraźni, ani inżynierowie dusz… Celebryci! – W niektórych krajach celebryci, można tak złośliwie powiedzieć. Ale w jakimś sensie, wobec komercjalizacji i medializacji świata, jest to chyba nieuchronne. Każdy polityk, który staje się znany, gdzieś po drodze staje się nieco celebrycki. Ale gdyby spokojnie ocenić polityków, to dziś przypada im raczej rola kapitana dużego statku pasażerskiego, na którym trzeba zapewnić wszystkim bezpieczeństwo… …i rozrywkę! – …niezależnie od tego, czy ktoś jedzie w kabinie lux czy pod podkładem. Czasami są to też po trosze administratorzy, odpowiadający na oczekiwania, że wszystko jakoś będzie samo szło. Czas wielkich ideologii na obecnym etapie się wyczerpał. Ruchy społeczne mają to do siebie, jak chociażby rewolucja w Afryce Północnej, że przez to, że są spontaniczne, dzieją się nagle, nie wyłaniają wyrazistych liderów. Trudno oczekiwać, że wyrosną z nich takie postacie jak Wałęsa w Polsce czy Lula w Brazylii. Nie twierdzę, że taki musi być stan ducha na wiele dziesiątków lat, ale współcześnie tak wygląda rola polityków. Lepszy bank niż polityka Skoro tak, to dlaczego jest tak duże parcie młodych ludzi, płci obojga, do bycia politykiem? – Nie mam poczucia, że młodzi tak się pchają do tej polityki. Mam raczej inne wrażenie – że polityka traci solidne podstawy społeczne. Spójrzmy na proste, weryfikowalne wskaźniki. Po pierwsze, frekwencja wyborcza – nawet w krajach o tradycji demokratycznej obniża się, a nie wzrasta. W Polsce, która była pionierem w walce o wolność i demokrację, waha się na poziomie ok. 50%. Rekord to była moja druga tura z Wałęsą – prawie 70%, co też nie jest jakimś wybitnym wynikiem. Po drugie, widzimy wyraźnie kryzys partii ludowych, tych wielkich partii, opierających się na organizacjach bazowych. To przeżywają i niemiecka SPD, i niemiecka chadecja. W Polsce właściwie nie ma żadnej partii, którą można by nazwać volkspartei. Po trzecie, mamy ewidentny zanik organizacji, które zawsze były miejscem politycznej nauki, w których wyłaniano młode przywództwo. Myślę o partyjnych młodzieżówkach. W Polsce

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2011, 51-52/2011

Kategorie: Wywiady