Nielegalne wydobycie piasku, żwiru, kamienia i innych kopalin to w Polsce bezpieczny, wart miliardy złotych biznes Siedem lat temu prof. Mariusz Orion Jędrysek, ówczesny główny geolog kraju, wiceminister środowiska i pełnomocnik rządu ds. polityki surowcowej państwa, tłumaczył w jednym z wywiadów, że w Polsce 30-50% kruszywa, znaczącą część torfu i niemal całość bursztynu wydobywa się nielegalnie. W niektórych województwach większość potrzebnego w budownictwie piasku i żwiru do dziś jest pozyskiwana na lewo. Na początku lat 90. XX w. jednym ze skutków ubocznych planu Balcerowicza były wałbrzyskie biedaszyby, w których bezrobotni górnicy kilofami i łopatami wydobywali węgiel kamienny. Wróciły one w 2021 r., gdy ceny węgla wystrzeliły, lecz tym razem chodziło nie o utrzymanie się przy życiu w warunkach transformacji ustrojowej, lecz o spore zyski. Pewien przedsiębiorczy „górnik” uruchomił „prywatną kopalnię”… w piwnicy swojego domu. Wpadł, bo ktoś na niego doniósł. W odniesieniu do kopalin Polacy nie przejmują się brakiem urzędowych zgód i pozwoleń. Wszak państwowe to znaczy niczyje. Straty dla budżetu wynikające z nielegalnej eksploatacji złóż piasku, żwiru, kamieni, wapienia, kredy, łupków i iłów sięgają rocznie kilku miliardów złotych. Co oznacza, że zyski tych, którzy uprawiają ów proceder, także liczone są w miliardach. Ostatnio Najwyższa Izba Kontroli opublikowała raport „Wykrywanie i przeciwdziałanie nielegalnej eksploatacji kopalin”, który opisuje skalę zjawiska i zaniedbań, jakich dopuściły się organy administracji państwowej. Żwirownia nad jeziorem Zauważalny wzrost zapotrzebowania na kruszywa, zwłaszcza piasek i żwir, w latach 2015-2021 spowodowany był koniunkturą gospodarczą, zwiększeniem liczby inwestycji drogowych i w budownictwie. Szacuje się, że nasze zasoby kruszyw naturalnych sięgają 13 mld ton. W 2021 r. krajowe wydobycie piasków i żwirów sięgnęło 185 mln ton, co oznacza 4,8 tony na jednego mieszkańca. W znacznym stopniu zaspokaja to zapotrzebowanie na surowce wykorzystywane w budownictwie, przemyśle ceramicznym, szklarskim oraz innych sektorach gospodarki. W przyszłości może to się zmienić, gdyż wyczerpują się niektóre złoża, a zagospodarowanie nowych nie jest łatwe ze względu na ograniczenia planistyczne, środowiskowe i społeczne. Przykładem może być sprawa kopalni żwiru nad kaszubskim jeziorem Mausz w Kłodnie, w gminie Sulęczyno. Już w 2020 r. okoliczni mieszkańcy, właściciele domków letniskowych i ośrodka wypoczynkowego zaprotestowali przeciwko planom jej powstania. Zbierali podpisy pod petycją, która została przekazana lokalnym samorządowcom. Jezioro Mausz słynęło z czystej wody, malowniczej linii brzegowej i niczym niezmąconej ciszy. Myśl, że niedaleko brzegu na 24 ha powstanie kopalnia żwiru, nie mieściła się w głowach. Obawiano się, że podobnie jak w żwirowni w Gostomiu niedaleko Kościerzyny kruszarki będą powodowały hałas niosący się na całą okolicę, a ciężarówki zniszczą lokalne drogi. Był to początek batalii, która toczy się do dziś. W ubiegłym roku, mimo że Wojewódzki Sąd Administracyjny w Gdańsku stwierdził nieważność uchwały rady gminy dotyczącej miejscowego planu zagospodarowania terenu, obejmującego obszar, na którym miałaby zostać zlokalizowana kopalnia, inwestor nie zrezygnował i rozpoczął wydobycie. Mógł, gdyż wyrok WSA nie był prawomocny. Komu się dłużą korowody administracyjne, decyduje się na wydobycie nielegalne. W 2019 r. policjanci z Wodzisławia zainteresowali się trzema przedsiębiorcami, których podejrzewali o eksploatację kopalni piasku bez wymaganej koncesji. Okazało się, że przez pięć lat z terenu należącego do skarbu państwa wydobyli oni prawie 20 tys. ton piasku. Prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia. Na poczet przyszłych kar zabezpieczono majątek na kwotę 650 tys. zł. Groziło im do trzech lat więzienia. Złoto z Wisły Bardziej wyrafinowane przestępstwo polegało na wydobyciu piasku z rzeki. Trudniący się tym procederem zapewniali, że działają zgodnie z prawem, bo albo pogłębiają koryto, albo dokonują niezbędnych prac melioracyjnych, albo wręcz „umacniają wały przeciwpowodziowe”! Okazało się, że mało kto zwracał uwagę na takie działania. Pracujący ciężki sprzęt i ciężarówki wywożące urobek budziły wręcz uznanie. Od roku 2006 w Broszkowicach koło Oświęcimia działała żwirownia, w której z dna Wisły wydobywano piasek. Protesty mieszkańców i działania nadzoru budowlanego oraz prokuratury doprowadziły do jej zamknięcia w roku 2010. Nie na długo. Po kilku miesiącach zakład podjął działalność. Kolejne interwencje policjantów na niewiele się zdały. Pracownicy żwirowni tłumaczyli funkcjonariuszom, że piasek nie był wydobywany, lecz został dowieziony z zewnątrz i właśnie był sortowany. A urządzenia










