Kosztowny rzecznik dzieci

Kosztowny rzecznik dzieci

Wielkopańskie wizyty, podróże zagraniczne, elegancka siedziba – tak rzecznik praw dziecka wydaje 15 milionów Dorota Urbańska-Karzarnowicz z Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Pruszczu Gdańskim dowiedziała się z prasy, że urzędnicy rzecznika praw dziecka są w kontakcie z jej instytucją, opiekującą się dziećmi z rodziny, w której doszło do pedofilii. Sprawa była bardzo głośna. – To nieprawda. Ani przed rokiem, ani teraz nie otrzymaliśmy żadnej oferty pomocy od rzecznika – mówi. – Ale radzimy sobie jakoś. Niestety, bardzo ciężko jest zorganizować odpowiednią terapię dla tak dramatycznie wykorzystanych najmłodszych. Im dalej od eleganckiej, przedwojennej kamienicy w samym centrum Warszawy, gdzie mieści się biuro rzecznika, Pawła Jarosa, tym mniejsza okazuje się wiedza o człowieku, który ma bronić dzieci. Większość jest nim kompletnie rozczarowana. Tak jest i wśród pracujących z dziećmi, i wśród polityków. Nie ma obojętnych, ale pojawiła się grupa przeciwników, których Paweł Jaros umiejętnie przeciągnął na swoją stronę, bo zaprosił do współpracy i zamówił ekspertyzy po kilkaset złotych. Dawni wrogowie złagodnieli. Inni zrezygnowali z rozliczania go z działalności, zakładając, że trzeba przetrwać ostatni rok jego pięcioletniej kadencji. I dopiero przy wyborze następcy odpowiedzieć sobie na fundamentalne pytanie: czy stać nas na biuro, które w ciągu pięciu lat kosztować będzie ok. 15 mln zł? Czy te pieniądze poprawiły los dzieci? Gdy tuż przed Dniem Dziecka w 2001 r. prymas Józef Glemp błogosławił siedzibę biura, przypomniał, że pierwszym rzecznikiem praw dziecka był Jezus. No cóż, Chrystus byłby załamany, gdyby przeczytał sążniste sprawozdania Jarosa, a tam rozdziały w rodzaju „Działania na rzecz implementacji prawa międzynarodowego”. Rzecznik praw dziecka robi wszystko, by spokojnie dotrwać do 2006 r. i końca kadencji. Jednak jego imperium się chwieje. Społecznicy, na co dzień opiekujący się dziećmi pokrzywdzonymi, mają dość jego wizyt w stylu Gierka i rozsyłania broszur, które dla losu najmłodszych nie mają znaczenia. Z kolei pracownicy biura mają dość sposobu działania Jarosa. Ci, którzy rozmawiali z dziennikarką prywatnej telewizji, stracili pracę. Kto mu patrzy na ręce Mirosławę Kątną, przewodniczącą Komitetu Ochrony Praw Dziecka, złości, gdy zbyt dużo mówi się o ustawie o rzeczniku, która Jarosowi pęta ręce. Jej zdaniem, problemem nie jest prawo. Rzecznikowi brakuje silnej osobowości i wizji tego, co chciałby osiągnąć. Łętowską praw dzieci to on nie jest. Nie rozpoczął żadnej debaty publicznej, nie podniósł żadnego kontrowersyjnego tematu, nie wrzucił granatu. Każde jego wystąpienie jest ogólnikowym materiałem wędrującym z szuflady do szuflady. Pornografia dziecięca, wykorzystywanie seksualne, przemoc w rodzinie – te tematy wymagały podniesienia głosu, a rzecznik tylko pisma pisał albo zorganizował naradę. – Urzędowanie albo nawet urzędolenie – tak jego kadencję ocenia Mirosława Kątna (SdPl). – Niemy rzecznik. Nieobecny. Jak to jest, że po kilku latach pracy na takim stanowisku Paweł Jaros jest osobą zupełnie nierozpoznawalną? Gdyby zdobył zaufanie dzieci, które identyfikowałyby się z nim i czuły w nim oparcie, na pewno jego twarz byłaby powszechnie znana – dodaje Katarzyna Piekarska, która również uważa, że Jarosowi brak osobowości. A może jest mu wygodniej, gdy schowa się za wystąpienia? Najlepiej nazywane „systemowymi”, co oznacza, że są o niczym. Jednak zdaniem posłanki Piekarskiej, największym problemem Jarosa jest podczepianie się pod cudze inicjatywy. W sprawach przeciwdziałania przemocy, pornografii dziecięcej, sposobów przesłuchiwania najmłodszych chętnie wybija swój udział na plan pierwszy. Oto problem pedofilii. Posłowie, m.in. Katarzyna Piekarska, zgłosili inicjatywę zmian w kodeksie karnym. Trzy tygodnie później Jaros zwołał konferencję prasową, na której zaproponował to samo, ale o projekcie nie wspomniał. Za mało pieniędzy Nie mniej niż nad losem dzieci rzecznik boleje nad swoim budżetem. – Niestety, pieniędzy dostałem mniej niż w zeszłym roku, więc nie zbuduję Centrum Praw Dziecka – mówi. – To nieprawda – odpowiada Mirosława Kątna. – Dostał tyle samo, co w zeszłym roku, a poprzednio budżet mu zwiększano. Zarzut, że dużo podróżuje? Tak, bo jest ciekaw, jak w świecie radzą sobie z trudnymi problemami. Do bardziej oryginalnych należy wyprawa do Finlandii, gdzie obejrzał wioskę św. Mikołaja, co było niezbędne do założenia fundacji jego imienia. Później pojechał do Australii na światową konferencję medyczną.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 19/2005, 2005

Kategorie: Kraj