Kraj wolności za kratami

Kraj wolności za kratami

Bez przebaczenia

USA szczycą się tym, że każdy może tu liczyć na nowy początek, ale więźniom drugiej szansy nie dają. Wielu z nich jest na wolności traktowanych gorzej niż w odosobnieniu. W niektórych stanach skazańców dożywotnio pozbawia się prawa wyborczego. Nawet po upływie terminu zwolnienia warunkowego nie mają oni szans na „powrót do społeczeństwa”. Dożywotnio tracą niektóre prawa: nie mogą się ubiegać o zasiłek, mieszkanie komunalne, talony na żywność czy udział w kursach zawodowych. W ten sposób Ameryka dochowała się całkiem licznej klasy obywateli drugiej kategorii. Organizacje pozarządowe nagłośniły ostatnio kuriozalny przykład z Teksasu, gdzie władze stanowe wysyłały ekswięźniów na kurs dla fryzjerów, mimo że przepisy uniemożliwiały wydanie licencji zawodowej tym, którzy mieli na koncie pobyt w więzieniu.

Bardziej niż w zasadę proporcjonalności kary do winy Amerykanie zdają się wierzyć w to, że poważne przestępstwo skutkuje utratą pewnych praw na stałe. Tym sposobem w jednym worku z napisem „groźny przestępca” znajdują się zarówno mordercy czy gwałciciele, jak i uliczni złodzieje oraz drobni dilerzy.

Powrót dawnych więźniów na łono społeczeństwa byłby dużo łatwiejszy, gdyby nie jedno z wielu pytań w standardowym kwestionariuszu rekrutacyjnym: „Czy był(a) Pan/Pani kiedykolwiek skazany(a) za przestępstwo?”. Odpowiedź twierdząca często skazuje kandydata na bezrobocie lub w najlepszym razie bardzo słabo płatną pracę. Walka z tą rubryką przybrała postać ruchu Ban the Box (skreślić rubrykę). Jego zwolennicy przekonują, że pokuta za przestępstwo powinna się skończyć wraz z opuszczeniem więzienia. Kampania prowadzona przez różne organizacje pozarządowe ma na celu przekonanie pracodawców, że wyrok nie musi dyskwalifikować kandydata.

Efekty są trudne do oszacowania, bo nikt nie może zakazać pracodawcom pytań o kryminalną przeszłość pracowników. Co innego, jeśli chodzi o lokalną administrację. Do dziś 17 stanów i 52 miasta nakazały usunąć pytanie o karalność z kwestionariuszy dla ubiegających się o pracę.

Oczywiście nie wszyscy Amerykanie doświadczają surowości karzącej ręki sprawiedliwości w równym stopniu. Ryzyko, że młody biały mężczyzna zostanie skazany na długoletni wyrok, jest wielokrotnie mniejsze niż w przypadku Afroamerykanów i Latynosów. Według ustaleń Human Rights Watch, 62% wszystkich skazanych za przestępstwa narkotykowe to Afroamerykanie, mimo że stanowią jedynie 12% populacji USA. Uprzedzenia rasowe amerykańskiego systemu karnego najlepiej widać w skali mikro. Weźmy stan Wisconsin: Afroamerykanie stanowią tu jedynie 6% ludności, ale aż 37% więźniów. Jeśli w całym stanie za kratami siedzi ok. 7% mężczyzn w wieku aktywności zawodowej, to wśród Afroamerykanów 13%. W samym hrabstwie Milwaukee ponad połowa czarnoskórych mężczyzn między 20. a 30. rokiem życia była lub jest w więzieniu.

Loïc Wacquant, profesor Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley, w rozmowie zamieszczonej w książce „Ameryka zbuntowana” wskazuje, że tamtejsza polityka karna w ogóle ukierunkowana jest na najuboższe grupy społeczne, szczególnie na Afroamerykanów: „Dwie trzecie osadzonych to ludzie, których dochody wynoszą mniej niż granica biedy. Prawdopodobieństwo uwięzienia Afroamerykanina bez wykształcenia wyższego wzrosło w ostatnich 20 latach aż pięciokrotnie”. To tylko jeden z powodów, dla których Wacquant uważa, że zorientowany na czarnych, ubogich mężczyzn system karny tworzy błędne koło przestępczości: „Ta polityka odpowiada za wielką destabilizację rodzin i traumę całych społeczności. Osłabia opiekę ojców nad dziećmi i sąsiedzką czujność. Struktura takiej społeczności zaczyna się załamywać. W efekcie produkuje się kolejne pokolenie ludzi uwikłanych w przestępczość”.

Strony: 1 2 3

Wydanie: 2015, 37/2015

Kategorie: Świat

Komentarze

  1. MaryAnn
    MaryAnn 21 września, 2015, 13:40

    Taki właśnie kapitalistyczny raj!

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy