Kreowanie wroga

Kreowanie wroga

Dopiero PiS do perfekcji opanowało dzielenie społeczeństwa na „nas – dobrych” i „ich – złych” Istotą demokracji liberalnej nie jest instytucja wyborów powszechnych ani zasada trójpodziału władzy, ale zasada dialogu w rozstrzyganiu sporów. Do dialogu odnoszą się normy etyczne, które Jürgen Habermas uważa za niezbędne w komunikacji społecznej. Są to wymagania: równego dostępu dla wszystkich, którzy chcą uczestniczyć w dialogu, swobody wypowiedzi, czyli prawa do przedstawiania własnych poglądów i podważania cudzych, oraz uwiarygodnienia, czyli konieczności zaakceptowania określonych zasad przez wszystkich, którzy mają podlegać ich wpływom, a nie tylko przez tych, którzy chcą według nich żyć. Wykluczające podziały Respektowanie zasad dialogu jest trudne. Sprzeczności interesów i dynamika życia społecznego sprawiają, że temperatura sporów bywa wysoka, a aktorzy sceny politycznej mało skłonni do kompromisu. Jednak dopóki nie starają się wykluczyć swoich przeciwników ze społeczności uczciwej, dopóki nie traktują ich jak wrogów, nie ma zagrożenia dla demokracji. To zagrożenie pojawia się wtedy, gdy dialog próbuje się zastąpić walką. W walce przeciwnik zostaje wrogiem, którego trzeba zniszczyć, a przynajmniej pozbawić prawa równego uczestnictwa w narodowej wspólnocie. Ta wykluczająca przeciwnika walka ma dwie fazy. Pierwszą jest polaryzacja społeczna, podział na „nas – dobrych” i „ich – złych”. Drugą zaś jest ostateczne rozprawienie się ze „złymi”, tzn. uczynienie z nich obywateli drugiej kategorii przez pozbawienie niektórych przywilejów należnych ludziom uczciwym. Aby jednak dotrzeć do tej drugiej fazy, trzeba najpierw zdobyć władzę, która w tych warunkach zawsze będzie dyktaturą, chociaż dojście do niej może być w pełni demokratyczne. W krótkiej historii III RP tendencje do kreowania wroga i polaryzowania społeczeństwa widoczne były w próbach podziału na stronę postkomunistyczną i solidarnościową. Słaby odzew społeczny nie wróżył jednak sukcesów zwolennikom takiego ustawienia sceny politycznej w Polsce. Dopiero na początku XXI w. pojawiło się Prawo i Sprawiedliwość – populistyczno-narodowa partia, która znalazła inne, dużo skuteczniejsze kryteria podziału. Do najważniejszych, bo najbardziej wyniszczających życie społeczne w Polsce, należy zaliczyć podział na: agentów i ofiary Służby Bezpieczeństwa, niesłusznie wygranych i przegranych transformacji ustrojowej, wreszcie na naród wierny katolickiej tradycji i prawicowym wartościom oraz społeczeństwo ideowo rozmyte, podlegające wpływom lewicowym i liberalnym. Podział na agentów i ofiary SB nie był odtworzeniem podziału na postkomunistów i ludzi „Solidarności”. Agentów zaczęto bowiem poszukiwać głównie po stronie solidarnościowej. Chodziło o to, aby skompromitować konkurentów do władzy we własnym, dawniej jednolitym, choć silnie zróżnicowanym ideologicznie obozie. Dla potrzeb polaryzacji nastąpiło tu znaczne poszerzenie kategorii społecznej agentów Służby Bezpieczeństwa PRL, która początkowo odnoszona do zawodowych funkcjonariuszy i tajniaków, rozrosła się niepomiernie, gdy zaliczono do niej wszystkich, których SB wzywała na rozmowy lub którzy pisali sprawozdania ze służbowych wyjazdów zagranicznych, co w tamtych czasach należało do rutynowych obowiązków powracających z delegacji. Tak więc każdy, kto miał jakikolwiek kontakt z bezpieką, mógł być teraz uznany za agenta, szkodnika narodowych interesów, krótko mówiąc, wroga, którego trzeba potępić i wyłączyć z życia publicznego. Istotnie poszerzono również kategorię osób sprzeciwiających się rządom komunistów, bo utrwalano przekonanie, że chodzi tu nie tylko o tych, którzy jawnie lub w konspiracji przeciwstawiali się reżimowi (tych przed 1980 r. była znikoma liczba), lecz także o tych, którzy nigdy nie rozmawiali z funkcjonariuszami SB, nie należeli do PZPR lub byli tylko jej szeregowymi członkami i przykładnie chodzili do kościoła. Poszerzenie wspomnianych kategorii społecznych zasadniczo zmieniło optykę. Okazało się bowiem, że niewinne rozmowy z ubekami spychają do tej samej grupy, do której należą ideologiczni i cyniczni donosiciele. Tak w każdym razie odebrała to część opinii publicznej, coraz bardziej zdominowana przez osoby, które nie mogą pamiętać atmosfery tamtych czasów. Ale dla znacznej części Polaków była też dobra wiadomość. Pod wpływem uporczywej propagandy ospałe, siermiężne i apolityczne życie w PRL nagle zyskało wymiar heroiczny. Ten i ów zaczął je postrzegać jako pasmo swoich nieustępliwych zmagań z komunistyczną władzą. Właściwie dlaczego nie? Przecież nigdy tej władzy nie lubił i chętnie słuchał dowcipów na jej temat. Z ubekami nie rozmawiał, bo nigdy go na rozmowę nie wzywali. Bez fałszywej skromności mógł więc teraz powiedzieć, że on też walczył z komuną. WYGRANI, PRZEGRANI Potężnym instrumentem narodowej polaryzacji stał się podział na wygranych i przegranych

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 11/2012, 2012

Kategorie: Opinie