Kres roli samotnego szeryfa

Kres roli samotnego szeryfa

Stany Zjednoczone nie mogą same rządzić światem. Stany Zjednoczone muszą mieć sojuszników. Przed nowym prezydentem USA stoi więc zadanie otwarcia nowego rozdziału Prof. Adam Daniel Rotfeld – Jak bardzo zmieni się Ameryka i świat po zwycięstwie Baracka Obamy? – Już się zmienia. Oczekiwania są ogromne. Na miarę tych, jakich doświadczyła Ameryka po Wielkim Kryzysie 1929 r. Amerykanie oczekują powtórki New Dealu. Głównym jednak wyzwaniem i zadaniem nowego prezydenta będzie zasypanie przepaści, jaka dzieli Amerykę tradycyjną, konserwatywną, od tej, którą reprezentuje Barack Obama – pierwszy czarnoskóry prezydent, o pochodzeniu, które kiedyś by go eliminowało i przekreślało szansę na zajęcie najważniejszego stanowiska w Stanach Zjednoczonych i w świecie. Sam fakt, że Partia Demokratyczna zdecydowała się na takiego kandydata, świadczy o tym, że Ameryka pragnie zmiany. Słowo zmiana było zresztą kluczowym elementem w programach obu partii – Demokratów i Republikanów. To nie przypadek, że McCain unikał wykorzystywania w swojej kampanii obecności rządzącego prezydenta. – Czego ta zmiana ma dotyczyć? – Można powiedzieć, że zmiana dotyczy wszystkiego. A przede wszystkim dotyczy pogodzenia się Stanów Zjednoczonych z tym, że świat się zmienił. – Przez rynki finansowe przetoczyła się burza… – Ten najpoważniejszy od 1929 r. kryzys finansowy jeszcze nie przełożył się do końca na kryzys gospodarczy ze wszystkimi tego konsekwencjami. I nie wiemy, jak się przełoży, może unikniemy recesji i stagnacji, a przejdziemy tylko przez etap spowolnienia rozwoju. Ale sam kryzys finansowy nie miałby tak wielkiego znaczenia, gdyby nie towarzyszyły mu inne zjawiska kryzysowe, znacznie poważniejsze. Kryzys Ameryki – To znaczy? – Mam na myśli przede wszystkim kryzys przywództwa. Stany Zjednoczone przestały być traktowane przez resztę świata jako najważniejsze mocarstwo globalne, które jest naturalnym liderem. Wystąpił również kryzys wartości. USA rozpoczęły interwencję w Afganistanie dla zdławienia organizacji terrorystycznych, które dokonały zamachu 11 września 2001 r.; później dokonały inwazji w Iraku, powołując się na zagrożenie bronią jądrową ze strony Saddama Husajna i posługując się hasłem promowania demokracji. Do tej pory nie zdołały jednak ani uchwycić Osamy bin Ladena, ani zniszczyć struktur jego organizacji. – Poniosły też porażkę w Iraku. Codzienność zamachów, więzienie Abu Ghraib i stosowane tam metody to klęska wizerunku Ameryki. – Zarówno sytuacja w Iraku, jak i w Afganistanie uświadomiła światu słabość Ameryki. Innymi słowy każdy kryzys oddzielnie – finansowy, przywództwa, wartości – byłby do opanowania. Ale wszystkie razem – wytwarzają nową jakość. I to jest najpoważniejsze wyzwanie dla nowego przywództwa amerykańskiego. – Jaka jest jego skala? – Dzisiaj antyamerykanizm stał się swego rodzaju nową teologią, która w różnych częściach świata łączy ludzi o bardzo różnych poglądach. Ameryka przestała być popularna nie tylko w Ameryce Łacińskiej – na zachodniej półkuli, gdzie zawsze była niepopularna, ale również w Afryce, w Azji, a nawet w Europie. To jest nowe zjawisko. Tak niepopularna Ameryka nigdy nie była. To wielka „zasługa” administracji George’a W. Busha. Ale zmiana tego stanu rzeczy paradoksalnie może się okazać najłatwiejsza. Obama bowiem jest radykalnym zaprzeczeniem dotychczasowego wizerunku Ameryki. – Trudno jest atakować Amerykę Obamy. – Właśnie. Iran np. sygnalizuje gotowość podjęcia rozmów z nowym amerykańskim prezydentem. To samo dotyczy innych reżimów, które żywiły się dotychczas swoistą nową ideologią pod nazwą antyamerykanizm. Wbrew pozorom psychologia w stosunkach międzynarodowych ma wielkie znaczenie. Zwróćmy uwagę: bezpieczeństwo państwa w znacznej mierze polega na percepcji zagrożeń. Nie reagujemy bowiem na to, jak jest naprawdę, tylko jak czujemy, jak nam się wydaje, że jest. Jeżeli uważamy, że Ameryka zagraża – to zbroimy się przeciwko Ameryce. Jeżeli uważamy, że nie zagraża, to nie tylko się nie zbroimy, ale podejmujemy z nią rozmowy. I uznajemy jej rolę. – Choć nie taką, jak kilka lat temu. – Ci, którzy wieszczą upadek Ameryki – jest to dość powszechna teza wśród różnych obserwatorów i politologów – mylą się. Ameryka jest i będzie najpotężniejszym państwem świata, choć jej rola w świecie radykalnie się zmienia. Nie ma już świata, w którym Ameryka miała

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2008, 49/2008

Kategorie: Wywiady