Nic cię tak nie uspokoi jak dźwięki harfy. Zwiastują niebiańską muzykę Ten instrument należy do najstarszych. Odkąd ludzkość weszła w okres świadomego tworzenia kultu, zawsze towarzyszyła jej harfa. Dźwięk powstający z harmonijnego szarpania strun znany był co najmniej od 5 tys. lat, grano na nim w starożytnej Babilonii, Asyrii, Egipcie i Grecji. Gra się do dziś. U nas jest to instrument po pierwsze dosyć słabo upowszechniony, po drugie zdecydowanie sfeminizowany. Polskie harfistki stawiają więc sobie za cel pełniejsze włączenie harfy do społecznego obiegu kultury. Miejsce dla harfy Prof. Urszula Mazurek, która wychowała setki, jeśli nie tysiące wirtuozów, a sama zrobiła największą w Polsce karierę harfową, dostrzega powód feminizacji jeszcze w XVIII i XIX-wiecznych europejskich salonach arystokratycznych. Francuska królowa Maria Antonina, niestety ścięta podczas rewolucji, chyba jako pierwsza dała przykład wielkim damom i zachęciła je do gry na harfie. Trzeba przyznać, że od tego momentu zaczęto zauważać, że kobieta grająca na tym instrumencie wygląda szczególnie korzystnie i interesująco. Ten argument zapewne przeważył i harfa została zaanektowana przez panie. W Polsce widać to dosyć wyraźnie. Jest regułą, że do harfy zasiadają piękne panie. – Gdy zaczynałam studiować grę na tym instrumencie – mówi prof. Urszula Mazurek – harfa kosztowała tyle co osobowy fiat kombi, który był wtedy niewyobrażalnym luksusem. Dziś za używany instrument można zapłacić 15-20 tys. zł. To też dużo, ale ludzie są bogatsi. Wszystkie moje studentki mają własne harfy. Niektóre nawet po kilka. Ale nie wszędzie jest tak różowo. Bożena Trendewicz, harfistka w Operze Wrocławskiej, studiowała w Akademii Muzycznej w Bydgoszczy u prof. Katarzyny Staniewicz-Wasiółki. Jej droga artystyczna prowadziła ją wraz z jej harfą najpierw do Katowic, potem do Poznania, Kalisza, Torunia, wreszcie osiadła w stolicy Dolnego Śląska. Grała w Narodowej Orkiestrze Symfonicznej Polskiego Radia, orkiestrze Opery Nova w Bydgoszczy, Amadeus Agnieszki Duczmal, Filharmonii Kaliskiej i Poznańskiej, a także w Orkiestrze Kameralnej w Toruniu. Bożena Trendewicz narzeka na małą liczbę etatów dla harfistek i konieczność starania się o pracę w wielu miejscach, zanim otrzyma się upragnione zatrudnienie. – Ale to i tak lepsze od pracy na statku lub w hotelach – mówi. – Nie po to kończyłam studia, by się tułać po świecie, ale po to, by grać w orkiestrze – dodaje. – Są być może tacy, którzy lubią życie na walizkach, mnie to nie odpowiada. Zresztą ciągłe przemieszczanie się z ważącym ponad 30 kg instrumentem jest mocno kłopotliwe. Aby z takim niewymiarowym i ciężkim przedmiotem udać się np. na dworzec kolejowy i wsiąść do pociągu, pani Bożena potrzebuje pomocy drugiej osoby. Są oczywiście specjalne wózki do transportu harf, ale takie urządzenie kosztuje 2 tys. zł. Warszawska harfistka Anna Sikorzak-Olek do noszenia harfy zatrudnia swojego męża. Zaraz po występie pojawia się na estradzie skromny mężczyzna, zakłada czerwony pokrowiec i taszczy instrument do auta. A co mają zrobić harfistki niezamężne? Nieliczni następcy króla Dawida Wszystkie polskie harfistki twierdzą zgodnie, że znają jednego mężczyznę, który gra na tym instrumencie. Nazywa się Krzysztof Waloszczyk i pracuje w Narodowej Orkiestrze Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach. Pan Krzysztof wszedł do tego sfeminizowanego zawodu zapewne dzięki mamie, która też była harfistką. Historycznie rzecz biorąc, harfa była jednak instrumentem typowo męskim. Grał na niej nawet biblijny król Dawid, grali też inni królowie w późniejszych epokach. W Irlandii, gdzie dźwiękom harfy przypisuje się nadal pewne znaczenie mistyczne, istnieje powiedzenie, że prawdziwy Irlandczyk powinien mieć trzy rzeczy: dobrze nastrojoną harfę, miękką poduszkę i wierną żonę. W Polsce nie mamy takich tradycji. Kiedy na jubileuszu 40-lecia pracy artystycznej prof. Urszuli Mazurek jej przyjaciele i wychowankowie przygotowali wielki show harfowy, udało się do grupy 28 przybyłych harfistek dołączyć jeszcze trzech, czterech chłopców. Dziś już jednak żaden z nich nie gra na tym instrumencie. Zdradzili harfę dla gitary, fortepianu albo skrzypiec, bo nie wytrzymali dwuznacznych uśmieszków, że zasiadają przy typowo damskim instrumencie. Anna Sikorzak-Olek, która jest koncertującą harfistką i pedagogiem tego instrumentu, uważa, że chłopcy po prostu wstydzą się grać
Tagi:
Bronisław Tumiłowicz









