Kronika zapowiedzianej śmierci

Kronika zapowiedzianej śmierci

Nóż z lilijką

Potem przesłuchiwany powiedział wprost, że chciał pożyczyć pieniądze od Beksińskiego, „a jakby nie wyszło, to znaczy, żeby nie dał pieniędzy, to mieliśmy go zabić”. Przygotowując się na taką ewentualność, Robert zabiera z domu brązowy nóż z harcerską lilijką. Łukasz, opisując potem narzędzie zbrodni, z wahaniem powie: „Rękojeść była zielona albo brązowa. Ja jestem trochę daltonista, więc nie jestem pewien koloru”.

W samochodzie gra głośna muzyka. Rozmawiając o Beksińskim, mówią o nim nie inaczej jak „nadziany gościu”. Wreszcie docierają na ul. Sonaty. Nie są jednak do końca zdeterminowani. Siadają na ławce. Spacerują. Zajmuje im to prawie półtorej godziny. Wreszcie postanawiają wejść do bloku. Łukasz, którego malarz nigdy nie widział, zostaje na klatce schodowej. Beksiński jest niezwykle podejrzliwy, więc ma w domu monitoring. Roberta dobrze zna i bez strachu wpuszcza go do mieszkania, myśląc, że to ojciec przysłał go w jakiejś ważnej sprawie. Przebieg wypadków przypomina wcześniejszy sen malarza zapisany w jego dzienniku: „Nad ranem krótki koszmar senny. Nie wiem, dlaczego otwieram po dzwonku drzwi wejściowe bez sprawdzenia, kto za nimi stoi, a tam stoi Zombie dawno nieżyjącego sąsiada i pcha się do mieszkania”.

Robert natarczywie domaga się pożyczenia pieniędzy. Pada niewielka kwota – 100 zł. Beksiński dla zasady stanowczo odmawia. Robert ciągnie jednak rozmowę i zadaje nieoczekiwane pytanie, czy może się napić coca-coli. Gdy słyszy „tak”, idzie do kuchni i nalewa jej sobie do szklanki. Beksiński bierze telefon i głośno mówi, że chce zadzwonić ze skargą do ojca Roberta. Jest godzina 21.38. Krzysztof K. nie odbiera telefonu, akurat jest pod prysznicem. Po dwóch sygnałach połączenie się urywa, bo siedzący na krześle malarz otrzymuje pierwszy cios nożem z harcerską lilijką.

Robert podczas śledztwa tak opisuje sytuację: „Powiedział, że zadzwoni do mojego ojca. Ja wyjąłem nóż, który wcześniej wziąłem z domu, ja ten nóż trzymałem w pokoju, ok. 20 cm długości, rączka była brązowa. Plastikowa o gładkim ostrzu, które było lekko wygięte. Tym nożem zadałem panu Beksińskiemu pierwszy cios w okolice klatki piersiowej. Uderzyłem go z góry po skosie. Krzesło nagle się przechyliło, pan Beksiński przewrócił się na podłogę, jednocześnie chwycił mnie za kurtkę i pociągnął za sobą. Zaczął mi wykręcać rękę i jak gdyby ostrze noża było skierowane w moją stronę. Mi się tą rękę udało wyrwać i wtedy pan Beksiński walnął mnie prawą ręką w twarz, w policzek. Wtedy ja mu zadałem parę ciosów tym nożem w okolice klatki piersiowej. Po pierwszym ciosie krew nie pojawiła się na podkoszulce. Dopiero po drugim. Przestałem zadawać ciosy, jak stwierdziłem, że nie żyje. Beksiński leżał w przedpokoju na plecach na wznak. Był ubrany w koszulkę z krótkim rękawem, miał krótkie spodenki i jakieś buty”.

Po wielu ciosach nożem Beksiński upada na podłogę. Krzesło, na którym siedział, przewraca się na podłogę. To niezwykle ważny rekwizyt w całej twórczości artysty. Na jego fotografii „Gorset sadysty” fragment krzesła przesłania ciało kobiety skrępowane sznurem.

Seledynowa plama krwi

Po zabójstwie Beksińskiego – gdy krzesło, na którym siedział, jest już puste – Robert telefonuje do kuzyna czekającego na klatce schodowej. Znudzony i przemarznięty Łukasz przerywa grę na komórce i kieruje się na trzecie piętro. Za chwilę po raz pierwszy zobaczy zwłoki człowieka. Jadąc windą, grzecznie się kłania napotkanym osobom i chociaż to już późny wieczór, mówi: „Dzień dobry”. Wchodzi do mieszkania Beksińskiego i dostrzega ciało leżące w wielkiej, seledynowej plamie krwi. Łukasz jest daltonistą, zamiast koloru czerwonego widzi różne odcienie zieleni. Zdenerwowany krzyczy do kuzyna: „Człowieku, coś ty zrobił?!”.
Robert szarpie leżące ciało za ramiona, a Łukasz chwyta je za nogi. „Był za ciężki, żebyśmy go unieśli. Przeciągnęliśmy go na balkon”, mówi potem Robert podczas wizji lokalnej. Kładą zwłoki na balkonie. Z zewnątrz nie widać, co tam się dzieje, bo jest ciemno, a balkon ze wszystkich stron otacza wysoka obudowa z pleksi. Zrobił ją ojciec Roberta, gdy Beksiński zaczął się obsesyjnie bać, że jest podglądany. Kiedyś na przystanku zagadnął go młody człowiek. Powiedział, że dokładnie wie, co maluje i czym się zajmuje na co dzień, bo stale obserwuje go przez lornetkę z sąsiedniego budynku. Wówczas Beksiński zmienił ustawienie mebli w mieszkaniu, a przede wszystkim postanowił odgrodzić się od świata zasłoną. Konstrukcję wieńczył rząd ostrzy, które nadały jej mroczny wygląd.

Strony: 1 2 3

Wydanie: 2016, 39/2016

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy