Kulturę zjadł McDonald

Kulturę zjadł McDonald

Całe moje kino ma za nic mody oraz obowiązujące przepisy i wskazania speców od rynku JAN JAKUB KOLSKI (ur. w 1956 r.) – reżyser filmowy, operator i scenarzysta, także prozaik. Jako młody człowiek pracował fizycznie we wrocławskiej wytwórni filmowej, w latach 1977-1981 jako asystent operatora kamery we wrocławskim oddziale Telewizji Polskiej. W 1985 r. ukończył Wydział Operatorski łódzkiej Filmówki. Po studiach realizował filmy krótkometrażowe i dokumentalne, o sztuce, oświatowe i przyrodnicze, w tym przede wszystkim poświęcone speleologii i alpinistyce. Jako reżyser obrazów fabularnych debiutował w 1990 r. filmem „Pogrzeb kartofla”. Do jego najsłynniejszych obrazów należą „Jańcio Wodnik”, „Cudowne miejsce”, „Grający z talerza”, „Szabla od komendanta”, „Historia kina w Popielawach”, „Daleko od okna” i „Pornografia”. Niedawno na ekrany kin wszedł najnowszy obraz Kolskiego „Jasminum”. – Jak zrobić dziś w Polsce wzruszający film? – Nie myśleć o tym, że to dziś. I nie myśleć, że to w Polsce. Oto cała recepta. – Pytam o to, bo pański ostatni film „Jasminum” jest właśnie wzruszający, jakby nieskażony tym, co tu i teraz się dzieje. Da się tak bez kontekstu? – Owszem, da się. Ale trzeba być wiernym filozofii nieprzyjmowania do wiadomości, a to od zawsze moja główna filozofia. Chodzi o to, by nie ulegać histerii czy takiemu przemożnemu przekonaniu, że trzeba koniecznie robić filmy według sprawdzonych recept, takie, o których z góry wiadomo, że prawie wszystkim się spodobają. Innymi słowy, chodzi o to, by robić swoje, a nie to, czego od twórcy oczekują inni. – Czyli nie jest pan specjalnie czuły na to, co się ostatnio w Polsce dzieje? – Jestem czuły jako człowiek, ale jako twórca nie chcę być czuły, bo to kieruje moją wyobraźnię w rejony, w których czuję się nieswojo. Tu i teraz niespecjalnie mnie interesuje także dlatego, że nie mam temperamentu reportażysty. Kompletnie nie jestem wrażliwy na dotykanie kamerą gorącej rzeczywistości. To, co się dzieje dziś, będzie dla mnie interesujące najwcześniej za dziesięć lat. – No dobrze, a jeśli zapytam pana o tu i teraz nie jako twórcę, ale jako człowieka, który tu i teraz żyje? – To odpowiem panu, że czuję się zagubiony i trochę jak nie u siebie w domu. Kilka lat temu byłem w Indochinach. W Laosie, w wiosce górali Lantene, ludu, który zachował etniczną i kulturową czystość, poczułem się jak w miejscu, gdzie mógłbym żyć, mieć żonę, dziecko, psa, gdzie mógłbym chodzić na pola makowe, zbierać opium, a wieczorami stąpać po czerwonej, spękanej ziemi. Teraz chętnie bym tam wrócił. – Nigdy nie czuł pan, że Polska to pana miejsce? – Ależ zawsze czułem, że to jest moje miejsce. – To co się stało? – Z kulturą – wiadomo. Zjadł ją McDonald. Wszystko, co się dało, zostało zamerykanizowane, a najbardziej chyba film i obyczaj wokół niego. Moja mama mówiła: w tytkę bobu i do kina. A dziś jest: w tytkę popcorn i do kina. Na cokolwiek. Żeby się tylko odpowiednio szybko ruszało. Ale to jest tak łatwe do opisania, że może szkoda na to słów. – A w polityce co się stało? – Jest duszno i ciasno. W dzisiejszej Polsce czuję się nieswojo i głupio. Jak w książce napisanej częstochowskim rymem. Pewnie dlatego myślę o Laosie. Ale proszę nie pytać mnie o szczegóły, bo ich nie znam. Mam zaledwie jakieś intuicje. Przecież nie wystarczy, że jedni głośno krzyczą i wykonują malownicze gesty. Muszą być ci drudzy, którzy dają za to nagrody. Ci drudzy to my. Ostatnio nagradzamy prostactwo, relatywizm, głupotę, pościg za bliźnim, antysemityzm i narodową ciasnotę. Kiedy oglądam wiadomości, to nie od razu we wszystko wierzę. Jacyś groteskowi faceci coś do mnie mówią. Wygląda to jak zły, pozbawiony smaku teatr. Coraz częściej czuję, że jestem w jakiejś dziwnej, niezasłużonej opresji i że pole mojej wolności się zawęża. – Mówi pan, że czuje się głupio. To dlatego zrobił pan film w gruncie rzeczy pogodny, o miejscu żyjącym swoim rytmem, o zapachach, miłości, zapomnianych wartościach? Dla przeciwwagi? A może to rodzaj ucieczki od opresji? – Przecież całe moje kino ma za nic mody oraz obowiązujące przepisy i wskazania speców od rynku. Na pytanie: ilu was, można śmiało odpowiedzieć: raz. A pańskie przypuszczenia są mylne, ponieważ ja OD niczego nie uciekam, raczej próbuję uciekać DO czegoś. – Do czego? – Do wolności, która zawiera się w świecie, w którym są zwierzęta, mądrzy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2006, 30/2006

Kategorie: Kultura