Lekcja muzyki

Lekcja muzyki

To że w obozach grano Bacha, Straussa i Beethovena, napawa przerażającą zadumą. Organizatorów tych koncertów przeklinam, wykonawców nie potępiam… Kantor Joseph Malovany, światowej sławy śpiewak, profesor Yeshiva University w Nowym Jorku, rodzinnie związany jest z Pułtuskiem, skąd pochodził jego ojciec. Urodził się w Tel Awiwie, gdzie odbył studia muzyczne i wokalistyczne. Obdarzony fenomenalnym głosem (tenor często porównywany do Pavarottiego) nie poszedł drogą kariery artystycznej, lecz wybrał śpiew liturgiczny. Był kantorem armii Izraela oraz synagog w Johannesburgu (RPA) i Londynie, a od 30 lat najbardziej prestiżowej w USA Fifth Avenue Synagogue. Koncertował z najbardziej znanymi orkiestrami symfonicznymi. Uznawany jest za najwybitniejszego kantora współczesnego judaizmu na świecie. Otrzymał wiele nagród i odznaczeń różnych krajów, w tym Komandorię Orderu Zasługi RP. Jego związki z naszym krajem podkreśla obywatelstwo RP. – Co pan będzie robił w Oświęcimiu 27 stycznia br.? – W Oświęcimiu – nic. Będę natomiast uczestniczył w uroczystościach upamiętnienia 60-lecia oswobodzenia KL Auschwitz-Birkenau. Zostałem o to poproszony przez władze Polski, Izraela i Europejski Kongres Żydowski. – W jakim charakterze? – Będę śpiewał do Boga słowa modlitwy za dusze tych, którzy zostali w tym hitlerowskim obozie koncentracyjnym zgładzeni. Mówimy o 1,1-1,5 mln ofiar. Będę sobie wyobrażał i głęboko wierzył, że oni mnie słyszą. – To – zaiste – poruszające wielkością i wstrząsające charakterem audytorium. Czy jako przedstawiciel judaizmu czuje się pan legitymizowany do zwracania się do jego całości, do Boga zaś – w imieniu jego całości? – Oczywiście, wiem, że w KL Auschwitz-Birkenau ginęli przedstawiciele 29 narodowości i różnych religii, choć prawie w 90% byli to Żydzi. To największe cmentarzysko naszego narodu. Żadną jednak miarą nie przychodzi mi do głowy, aby założyć, że Wszechmogący może być „zainteresowany” tylko modlitwą za Żydów lub też, że istnieje jakiś odrębny „Bóg żydowski”. Bóg jest jeden i jednakowy dla wszystkich, którzy weń wierzą. Podczas uroczystości nie tylko ja będę do Niego się zwracał i nie tylko mnie On będzie słyszał. Naturalnie, będę poruszał się w obszarze liturgii judaistycznej, ale będę się modlił za dusze wszystkich pomordowanych. Mam nadzieję, że nikomu nie będzie to niemiłe. – Z czym konkretnie zwróci się pan do Wszechmogącego w swym śpiewie? – Z hebrajską modlitwą pamięci „El Malle Rachamim” („O Panie Miłosierdzia, proszę, pamiętaj”). To będzie na terenie obozu. W Krakowie, podczas liturgii w synagodze, odśpiewam biblijny kantoriał „Rachela opłakuje swe dzieci”, utwór „Bóg wraca życie” do muzyki Isaaca Offenbacha (ojca znanego kompozytora – Jacquesa), requiem kompozytora Zavela Zilbertsa „Wolność dla świata” z moimi słowami angielskimi oraz po żydowsku (jidysz) utwór”Mój przyjaciel Mojszele” Mordachaja Gebirtiga, wielkiego pieśniarza zgładzonego w krakowskim getcie. Wszystkie te utwory wykonam ze znakomitą katowicką Wielką Orkiestrą Symfoniczną pod dyrekcją Łukasza Borowicza. – Jako światowej sławy śpiewak liturgiczny, profesor muzyki oraz osoba, która wie dobrze, czym był Holokaust, wie pan także, że w niemal wszystkich obozach koncentracyjnych działały orkiestry koncertowe, dęte, jazzowe, kabaretowe. KL Auschwitz zyskał tu szczególną „sławę”. Po co komendantury obozowe to robiły? – Zjawisko to miało kilka wymiarów psychologicznych. Dla samych załóg była to forma relaksu, a także „legitymizacja” pozornej normalności tego szczególnego miejsca. Kacet to po prostu „miejsce pracy”. Tak, jak w po normalnej pracy można sobie posłuchać Bacha, Beethovena, Straussa czy arii z „Madame Butterfly” albo jakiegoś standardu kabaretowego. Zapewniano załodze „uczestnictwo w kulturze”, dowartościowywano jej mało „estetyczny” trud codzienny. Muzycy brali udział także w prywatnych imprezach esesmanów, uświetniając je. Wobec więźniów muzyka pełniła przede wszystkim rolę porządkującą, tak jak w wojsku czy innych formacjach paramilitarnych. Grano, gdy więźniowie byli wypędzani rano do pracy i kiedy z niej powracali. Musieli maszerować w takt muzyki, krokiem marszowym. Często niosąc opadłych z sił, rannych lub martwych współtowarzyszy losu. Orkiestra przygrywała także podczas apeli czy innych okazji obozowych. Zamierzeniem było zapewne pokazanie więźniom bezsensowności i beznadziejności ich położenia. Skontrastowanie ich położenia z ładem i pięknem muzyki, poprzez to jeszcze większe psychiczne zniewolenie. Dla świata zewnętrznego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 04/2005, 2005

Kategorie: Kultura