Lekcja tarczy

Lekcja tarczy

Rozmowa z prof. Michaelem Szporerem, wykładowcą politologii i dziennikarstwa na University of Maryland Obecnie Stany Zjednoczone nie mają strategicznych interesów w Europie Środkowo-Wschodniej. W ogóle cała Europa traci na znaczeniu dla USA. Polska zdawała się nie przyjmować tego do wiadomości – No to tarczę mamy z głowy. – Mieliśmy ją z głowy już dawno. Na pewno już w chwili, kiedy szefowa dyplomacji Hillary Clinton zapowiedziała, podczas spotkania ze swym odpowiednikiem Siergiejem Ławrowem, „skasowanie” złych zaszłości w polityce amerykańsko-rosyjskiej. Zapewne jeszcze wcześniej, kiedy prezydentem został Barack Obama. Być może już wtedy, kiedy było wiadomo, że dowolny kandydat demokratyczny pokona w walce o Biały Dom dowolnego kandydata republikańskiego. Mówił o tym długo przed rozpoczęciem kampanii prezydenckiej chociażby prof. Zbigniew Brzeziński, późniejszy doradca Obamy. – Czyli pana nie zaskoczyła decyzja prezydenta? – W najmniejszym stopniu. – Idea tarczy antyrakietowej była irracjonalna? – Idea była wątpliwa technologicznie, bo nie dawała gwarancji eliminowania balistycznych rakiet strategicznych. Nie było też pewności, że podejrzewane o ich posiadanie kraje „rozbójnicze”, Iran i Korea, faktycznie je mają lub mogą mieć w dającej się przewidzieć przyszłości. Nie było przekonujące tłumaczenie, że system nie jest i nie może być wymierzony przeciwko Rosji, skoro posiadał takie możliwości techniczne. Przede wszystkim superradar na terenie Czech, pozwalający na penetrację całego terytorium rosyjskiego, ale także – jak dowodzili fachowcy wojskowi – same rakiety mające stacjonować w Polsce, po ewentualnej wymianie głowic. Ponadto projekt był niesłychanie kosztowny, co w warunkach kryzysu ekonomicznego miało dodatkową wagę. – George Bush o tym wszystkim nie wiedział? – Dobre pytanie. Pewnie wiedział. Mógł jednak albo w kontrargumenty nie wierzyć, albo uważał, że z jakichś powodów forsowanie projektu może się opłacać. – Jak? – Poprzez pokazanie, że Ameryka jest supermocarstwem mogącym kontrolować wszelkie zagrożenia i skutecznie do agresywnych planów zniechęcać. Tak jak kiedyś Ronald Reagan poprzez program „Gwiezdnych wojen”. Bush chciał też zapewne jakoś zrekompensować nowej Europie (w tym głównie Polsce), że stanęła po jego stronie w Afganistanie i Iraku, wbrew starej Europie. Ponieważ z tego sojuszniczego zaangażowania np. dla Polski niewiele w praktyce wyniknęło, wypadało jakoś zaspokoić choćby ambicje prestiżowe. W postaci amerykańskiej obecności militarnej na polskiej ziemi. Odpowiadało to także na zapotrzebowanie polskich elit rządzących, muszących jakoś tłumaczyć społeczeństwu sens i pożytek z zaangażowania politycznego i wojennego po stronie USA. Wizualizację tego mieliśmy podczas podpisywania porozumienia Condoleezzy Rice z Radkiem Sikorskim w przededniu Święta Wojska Polskiego w sierpniu zeszłego roku. – Plany tarczy od razu wywołały sprzeciw Moskwy. – To akurat nie było trudne do przewidzenia. Dla odchodzącego Busha nie był to już jednak specjalny problem. Zresztą i tak porozumienie nie miało szans ratyfikacji w kończącym kadencję parlamencie. Z nową administracją Rosjanie zagrali kartą irańską. Wiadomo, że Rosja ma historyczne, polityczne i gospodarcze związki z Iranem oraz możliwości wpływania na ten kraj, postrzegany przez Amerykę jako ekstremalne źródło zagrożenia. Administracja Obamy uznała, że pomoc rosyjska może być przydatna. Moskwa nie mówiła „nie”, ale zwracała uwagę na radar w Czechach i bazę w Polsce jako elementy zaburzające „balans bezpieczeństwa”. Oferowała także Amerykanom stworzenie bazy radarowej znacznie bliżej Iranu, na terenach którejś z byłych azjatyckich republik sowieckich. – Czy termin rezygnacji z tarczy wybrano przypadkowo? – Sama data 17 września, w 70. rocznicę napaści sowieckiej na Polskę, jest niefortunna i tworzy niepotrzebnie antagonizujący kontekst i mogła być o dzień późniejsza. Nie sądzę jednak, aby była celowa. Generalnie termin tej decyzji nie mógł być specjalnie odległy. 22 września rozpoczynała się w Nowym Jorku sesja Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Miało dojść podczas niej do spotkania Obamy z rosyjskim prezydentem Dmitrijem Miedwiediewem. Jednym z tematów rozmów miał być Iran i amerykańskie oczekiwanie, że podczas głosowania Rady Bezpieczeństwa ONZ nad sankcjami dla Iranu Rosja nie zablokuje ich, korzystając z prawa weta. Znacznie łatwiej tego od Rosji oczekiwać po decyzji w sprawie tarczy, już zresztą skomplementowanej przez Miedwiediewa. – Czy Polska ma prawo czuć się oszukana? –

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2009, 39/2009

Kategorie: Świat