Leonów postawił na pomidory i ogórki

Z doświadczeń lubelskiej AWRSP

W Leonowie pierwsze szklarnie zaczęły powstawać dokładnie 30 lat temu. Były to tzw. szklarnie bułgarskie. Konstrukcja holenderska, licencja kupiona przez Bułgarów i sprowadzana do Polski. Wówczas były to obiekty nowoczesne, spełniające wszystkie wymagania. Po dziesięciu latach dobudowano jeszcze kilka szklarni, tym razem były to szklarnie polskie. W ten sposób gospodarstwo miało pod szkłem potężny areał 20 hektarów. Uprawy były opłacalne, przynosiły dochody. Załoga – w najlepszym okresie – liczyła prawie 600 osób.
Po decyzji o likwidacji w rolnictwie wszystkiego, co państwowe, Leonów przeszedł pod opiekę AWRSP. Załoga zmniejszyła się w tym czasie do 400 osób, a efekty gospodarcze nie były już tak oszałamiające.
Kierownictwo lubelskiego oddziału agencji przyjęło zasadę, od której nie odstępowało ani na krok. Tam, gdzie działo się dobrze, szef gospodarstwa stawał się etatowym menedżerem. Prowadził przedsięwzięcie, dopóki nie zaczynało ono sprawiać kłopotów. W Leonowie nie działo się najlepiej. Nastąpiły zmiany na stanowisku szefa – majątek znaczny, a efekty mizerne.
Mgr inż. Mieczysław Wilkowicz od wielu lat pracował w Leonowie. Pełnił funkcję szefa produkcji i nie był chętny, by wziąć na siebie odpowiedzialność za całe gospodarstwo. Po odejściu kolejnego kierownika dyrektor lubelskiej AWRSP, Józef Golec, odwołując się do wspólnej przeszłości studenckiej, posadził Wilkowicza na fotelu szefa. I Leonów zaczął przynosić zyski. Pracuje tu i żyje blisko 300 osób. Znakomita większość z nich to dawni pracownicy Państwowego Gospodarstwa Szklarniowego. Od 1 lutego 2000 roku są współwłaścicielami przedsiębiorstwa.
– Preferujemy spółki pracownicze – mówi dyr. Golec. – Oni mają najłatwiejszą drogę do dzierżawy, potem zakupu majątku agencyjnego. Wszyscy rolnicy to miejscowi, byli pracownicy PGR, czyli nasi podopieczni, którzy obejmując na własność czy wydzierżawiając ziemię, na której pracowali, stają się samodzielni, przestają być obiektem naszej troski.
Produkcja Leonowa jest nastawiona na pomidory i ogórki. Część szklarni – budowaną w latach 80. – zajmują kwiaty. Zasada podstawowa – jak najmniej chemii. Szkodniki zwalczają ich naturalni wrogowie. Na przykłąd mączlik szklarniowy, groźny szkodnik niszczący całe uprawy pomidorów, jest zwalczany przez błonkówkę Encarsia formosa, a z przędziorkami walczy dobroczynek szklarniowy. Zapylanie pomidorów też odbywa się w sposób naturalny – w szklarniach „pracują” trzmiele. Tam, gdzie potrzebne jest dożywienie roślin preparatami chemicznymi, stosuje się je kropelkowo pod korzenie rośliny, a nie jak w większości szklarni na owoce.
Do dziś jeszcze gospodarstwo w Leonowie stanowi dumę lubelskiego rolnictwa. Prezes Mieczysław Wilkowicz twierdzi, że wejście do Unii Europejskiej postawi przed polskim ogrodnictwem barierę trudną do pokonania:
– Marzymy o zebraniu 40 kg pomidorów z każdego metra kwadratowego szklarni. Dziś zbieramy 38-39 kg, by stać się konkurencją dla szklarni z państw Unii Europejskiej, musimy zbierać 60 kg. W naszych starych szklarniach takie osiągnięcie nie jest możliwe. Jedyną szansą jest rozebranie tych najstarszych i postawienie na ich miejsce nowych, wysokich. Jedna nowoczesna szklarnia wraz z oprzyrządowaniem kosztuje do trzech milionów złotych. My tyle zarabiamy rocznie. Jeśli nie otworzy się możliwości tanich kredytów, które spłacilibyśmy bez większego trudu, za parę lat będziemy jadali pomidory importowane. A obawiam się, że popędzane chemią.

Wydanie: 2002, 42/2002

Kategorie: Rolnictwo

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy