I Lepper w Koloseum

W poniedziałek, 18 listopada, pierwszy raz pięćdziesiątka polskich parlamentarzystów będzie obradować wraz z sześćsetką eurodeputowanych i dwusetką z krajów kandydujących. W Strasburgu, na przedmieściach, w gmachu Koloseum zwanym. Zanim posłowie ze Strasburga powrócili, zanim jeszcze wyruszyli, już w kraju zaszumiało.
Delegacja została wybrana wedle klucza parytetowego i merytorycznego. Każda partia ma reprezentację proporcjonalną do posiadanej w parlamencie: Sejmie i Senacie. Wybierając reprezentantów, preferowano tych ze Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, bo przynajmniej nie zgubią się w mieście Strasburgu, aktywistów Komisji Europejskiej, bo coś już wiedzą, no i innych mających parlamentarne doświadczenia międzynarodowe. Niby kryteria proste, przejrzyste i demokratyczne, a i tak kwasy się porobiły.
Liga Polskich Rodzin, programowo antyunijna zapowiedziała bojkot delegacji i euroobrad. Czemu? Czy nie lepiej poznać diabła dokładnie, jeszcze przed referendum? Przecież szef klubu parlamentarnego Ligi, pan poseł Kotlinowski, zapowiedział, że po ewentualnym wstąpieniu Polski do UE jego ugrupowanie jednak stanie w szranki wyborcze do parlamentu europejskiego. Chce mieć tam placówkę-protestówkę?
Strach padł na dobrze wychowanych patriotów, bo obwieszczono, że Samoobrona wybiera się do Strasburga jak najbardziej. Co gorsza, przewodniczący Lepper zapowiada swoje ezoteryczne, patriotyczne wystąpienie. Jeśli zaś nie dopuszczą go do głosu, to…
I już Polska kulturalna, dobrze wychowana drży. Co będzie, jeśli Lepper zablokuje obrady w gmachu Koloseum już teraz zwanym, z racji swej okrągłości i podobieństwa do starego rzymskiego cyrku gladiatorów? Wszak oddelegowany na odcinek europejski poseł Samoobrony ,Wacław Klukowski, pewnie deklarował: „Damy sobie radę. Pokazaliśmy, że jak chcemy, to i tak trzeba nas słuchać”. Czy zatem Lepper zablokuje w Strasburgu? Niektórzy gotowi są robić płatne zakłady. Czy potem Polska wstydem się okryje, już nie na tylko Polskę, ale na Europę, czyli świat cały?
Wiele wskazuje, że jednak nie ma powodów do drżenia. Panu przewodniczącemu Lepperowi trudno będzie zablokować mównicę, bo o ile pamiętam, w Parlamencie Europejskim, deputowani przemawiają ze swoich miejsc. Mównica przeznaczona jest dla szczególnych gości. Wynika to z prostego pragmatyzmu i poszanowania czasu obrad. Zanim deputowany czy deputowana dojdzie z swego miejsca do mównicy, cenne sekundy lecą. A tam w Strasburgu tamtejszy marszałek bardzo rygorystycznie przestrzega czasu wystąpień, zaś deputowani czas cenią. Kiedy czas wystąpienia mija, mikrofon deputowanego sam się wyłącza. Można, jak np. deputowany Żyrynowski, w Radzie Europy stać dalej i kontynuować nieme gniewne wystąpienie, ale wtedy ani deputowani, ani przede wszystkim media nie zwracają na to uwagi. Rychło potem następuje przerwa w obradach, lunch jest w europejskim parlamencie rzeczą świętą i ewentualny blokowacz zostaje sam na sam z paniami sprzątaczkami, które potrafią wkurzyć każdego protestanta. Bo one muszą pracować.
Wbrew naszym obawom lepperiady czy podobne akcje protestacyjne w parlamentarnej fabryce, jaką jest Strasburg, nie powodują większej sensacji. Tamtejsi deputowani, zwykle z dużym stażem parlamentarnym, często obserwujący egzotyczne parlamenty, nie takie numery już widzieli. I wiedzą, że najskuteczniejszym lekarstwem na parlamentarną protestówkę jest zimne milczenie, obojętność, ignorowanie. To zwyczajnie zabija.

Wydanie: 2002, 45/2002

Kategorie: Blog

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy