Górą Czesi

Polacy wielce się wzburzali, że w Moskwie na najnowszym pomniku zwycięzców ubiegłowiecznej wojny światowej nie postawiono naszego dzielnego wojaka. Plugawiąc tym pamięć o polskim wysiłku zbrojnym, o czwartej armii ówczesnego alianckiego świata. Deprecjonując nasze zwycięstwo. Czesi nie odzywali się w tym sporze.
A przecież właśnie Czesi mają olbrzymie powody, aby swojej obecności na pomniku się domagać.
Przedwojenna Czechosłowacja upadła bez kosztownej, wyniszczającej wojny. Potężne bunkry w Sudetach wojska niemieckie zajęły bez wystrzału. Wyprodukowane w zakładach Škoda nowoczesne czeskie czołgi sprawdziły się potem w Polsce i we Francji, zanim niemieccy inżynierowie nie stworzyli rewelacyjnych tygrysów i panter. Czechy po secesji Słowacji były przez Niemców okupowane. Aksamitnie, w porównaniu z Polską. Honor czeskiego ruchu oporu uratował udany zamach na zastępcę protektora Czech i Moraw, Reinharda Heydricha. Powstanie w Pradze, w przeciwieństwie do warszawskiego, było krótkie, niekrwawe i zwycięskie. Bo wywołane w najodpowiedniejszym momencie. Czechosłowacja wyszła z II wojny światowej bez terytorialnych strat. Wzmocniona demograficznie. Bo chociaż była państwem walczącym, to zginęło najmniej jej obywateli. Przy okazji Czesi ostatecznie wypędzili Niemców sudeckich w bardzo nieeleganckim stylu, zaprzeczając stereotypowi o spokojnym, pacyfistycznym narodzie. Prezydent Benesz, zanim go proradzieccy działacze usunęli, zdążył wydać dekrety wywłaszczające sudeckich Niemców z wszelkiej własności. Tych dekretów każda czeska władza po 1990 r. broni jak niepodległości. Potem nastąpił rozwód ze Słowacją i oto mamy państwo nieduże, ale silne gospodarczo. Z przepiękną, niezniszczoną w czasie wojny Pragą. Państwo, które może powiedzieć, że wygrało tamtą wojnę. Bo teraz Polsce już nie wypada upominać się o należne jej Zaolzie.
Czechy wygrały tamtą wojnę nie tylko demograficznie, terytorialnie i moralnie. Przetrwały też lata w bloku radzieckim, chociaż dla niektórych bywało wtedy srożej niż za czasów protektoratu. Po „aksamitnej” rewolucji powstało tam nowoczesne, europejskie społeczeństwo.
Niedawno opublikowano wyniki ankiet sporządzonych wśród mieszkańców dziesięciu największych państw Unii Europejskiej. Polska i Czechy są w tej dziesiątce. Słowacja, Węgry już nie. Na podstawie wyników badań można nakreślić obrazy społeczeństw. I okazuje się, że 60 lat po ostatniej światowej wojnie, 15 lat po likwidacji porządku jałtańskiego, społeczeństwo polskie jest najmniej nowoczesnym w zjednoczonej Europie. Czesi zaś lądują na drugim biegunie. Prawie 47% ankietowanych Polaków uważa, że kobieta powinna mieć prawo do przerywania ciąży, w Czechach to 81%. Być może dlatego, że 86 ankietowanych Polaków uważa, że religia odgrywa zasadniczą rolę w życiu człowieka. W Czechach to tylko 34%. Ale pomimo tak wysokiego odsetka ludzi respektujących rolę religii tylko 39% Polaków to przeciwnicy kary śmierci. A przecież papież Polak sprzeciwiał się jej. W przypadku Czechów zakaz kary śmierci ma 43% akceptacji. Co z tego wyniknąć może? Ano nasi południowi sąsiedzi wyśmiewani przez nas za brak wyższych uczuć patriotyczno-obronnych są zwyczajnie mniej obłudni i zakłamani.
Brak tej tak powszechnej w Polsce obłudy, realizm i trzeźwe spojrzenie na rzeczywistość, umiejętność kalkulacji sprawia, że to Czesi powinni być bohaterami parady zwycięzców. My musimy jeszcze powalczyć. Ze sobą.

Wydanie: 2005, 22/2005

Kategorie: Blog

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy