Lewicowość wystrzępiona

Lewicowość wystrzępiona

Czy zaskakuje mnie, że Monika Strzępka okazała się osobą przemocową, która z tzw. lewicowości wybiera, co jej akurat pasuje? Zaczęło się od wywiadu, jakiego dyrektorka Teatru Dramatycznego udzieliła Onetowi. Przepytywana przez dziennikarkę, która nie jest jej wierną wyznawczynią, Monika Strzępka powiedziała szczerze i otwarcie, co myśli. Z wywiadu, a także z późniejszych publikacji (w tym wypowiedzi samych aktorów i pracowników teatru) wynikało, że reżyserka ma w nosie bezpieczeństwo socjalne i higienę pracy w instytucji. Liczy się zgodność z wizją dyrektorki. W mediach kilka zwalnianych osób – aktorzy, aktorki i pracownicy administracyjni – przekonywało, że teatr pod kierownictwem Strzępki stał się miejscem przemocowym, a ona sama ze „zdeklarowanej feministki wzorcem dyskryminacji”. A miało być tak pięknie Obejmując stery publicznej instytucji, Monika Strzępka zapowiadała, że „nikt nie będzie molestowany, upokarzany, instrumentalizowany”, że skończy się „zarządzanie przez strach”. Będzie pięknie, równościowo i godnie. Ale okazało się, że deklaracje jedno, a życie drugie. Bo innego wytłumaczenia nie ma w sytuacji, gdy dyrektorka zwalnia 27 pracowników (w ramach restrukturyzacji, jak mówi), by zatrudnić nowych 26. Dyrektorka zapowiadała, że „teatr musi działać bardziej ekonomicznie i zredukować koszty”. Zwalniani mieli od niej słyszeć: „Nie posiadasz emanacji, które są potrzebne do uprawiania tego zawodu”, „Ja nie chcę być mamusią, która ma 46 cycków i każdego wykarmi. Już nie”, „Ja nie mam czasu, żeby opowiadać ci alfabet o teatrze”. Pracę stracili albo młodzi aktorzy na dorobku, albo seniorzy. Tacy, którzy na rynku pracy artystycznej mają najtrudniej. Wiele można mówić o całej sytuacji, ale zwrócę uwagę na dwie kwestie, które są dużo szersze niż sprawa Moniki Strzępki. Pierwsza to utożsamianie lewicowości z liberalnym światopoglądem, druga to problem rewanżyzmu, który można ująć w haśle: „Teraz, k… my”. Ludzi o lewicowych poglądach może jest sporo, ale ludzi o lewicowej wrażliwości bardzo niewielu. Kolejna rzecz to mylenie lewicowości z liberalizmem. To, że ktoś zamienia fallusy na waginy, przyczepia tęczową przypinkę i mówi o empatii, nie czyni go lewicowcem. Czy lewicowe jest zwalnianie ludzi (czytaj: zostawienie bez środków do życia w ogromnie trudnej sytuacji rynkowej) tylko dlatego, że nie pasują do wartości reżyserki? Bo nie jadą na grzybobranie albo nie okadzają się szałwią? Jeśli pracodawca traktuje pracowników jak g…, a na zarzuty odpowiada, że szkoły niczego ich nie nauczyły, to chyba jest to dalekie od empatii i szacunku dla drugiego człowieka. Czy lewicowa i feministyczna artystka ma prawo używać ultraliberalnej retoryki i korporacyjnych metod w procesie zarządzania zasobami ludzkimi? Czy lewicowa i feministyczna dyrektorka może traktować zespół Teatru Dramatycznego jako zbiór nieudaczników? Czy w ogóle słowo nieudacznik może się pojawić w narracji kogoś, kto uważa się za wrażliwego lewicowca? Czy lewicowa i empatyczna jest praca TYLKO z ludźmi, którzy podzielają nasz światopogląd? Czy jeśli zwalnia się ludzi w waginecie, a nie fallusowym gabinecie, to jest to już godne wartości lewicowych? Folwark  Ta sytuacja przypomina mi rozmowę z pewną elegancką panią od promocji z dużej firmy technologicznej. Pani zwykła mówić o feminizmie w co drugim zdaniu, ale idea, żeby podnieść podatki w branży IT (gdzie dominują panowie) i zwiększyć pensję pracującym w kulturze i edukacji (tu dominują panie) wydawała jej  się nie do pomyślenia. Pani bardzo lubiła mówić o wspieraniu kobiet, ale raczej tych, które pojawiają się na okładce „Forbesa”, niż tych, które pracują jako szwaczki czy salowe. „Każdy jest kowalem swojego losu, może się postarać i zmienić branżę”, podkreślała.  Ale potem nie powinno nikogo dziwić, że partie uważane za lewicowe zdobywają niewiele ponad 8% głosów w wyborach, a tylko co 20. (sic!) robotnik oddaje głos na partię o robotniczym rodowodzie.  Najgorsze, co może stać się z publicznymi mediami i instytucjami kultury, to przejęcie ich przez nowych dyrektorów wyznawców, którzy będą Józefem Marią Ruszarem z Instytutu Literatury à rebours. Monika Strzępka nie jest wyjątkiem. To przykład i zarazem smutny prognostyk tego, co w kulturze i mediach robi ideologiczne zaślepienie. Przemoc, w tym ekonomiczna, nie ma płci ani poglądów. Tylko wstyd trochę większy, gdy wchodzi się do instytucji z hasłami wolności, równości i siostrzeństwa, by potem uprawiać rządy autorytarne, szowinistyczne i zwyczajnie głupie.  Boję się, że brunatny zamordyzm zastąpi zamordyzm brokatowo-tęczowy. Zmieni się wszystko, by nie zmieniła się podstawa: kryterium będzie wyznana ideologia, a nie talent, pracowitość, ambicja.  Misja wolna od ideologii Czy moje obawy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2023, 47/2023

Kategorie: Kultura