Licencja(t) na bezrobocie

W naszych pracach dyplomowych główny wątek to bezrobotni. Nie wiedzieliśmy, że tak naprawdę pisaliśmy o sobie samych

– Jeśli chcesz w Ostrowcu dostać pracę, to musisz mieć mocne plecy, czyli znajomych albo rodzinę na stanowisku, którzy mogą ci to załatwić. Inaczej nie masz czego szukać. Nikt cię nie przyjmie ot tak, z ulicy, żebyś nie wiem jakie miał szkoły – mówi z goryczą Andrzej, absolwent prywatnej Wyższej Szkoły Biznesu i Przedsiębiorczości w Ostrowcu Świętokrzyskim. W kieszeni ma licencjat z zakresu ekonomii i… żadnych widoków na zatrudnienie. Koledzy są w podobnej sytuacji.

Uciec przed wojskiem

Posiadaczy licencjatu WSBiP wcale niełatwo namówić na zwierzenia i refleksje. Wykręcają się najpierw brakiem czasu, potem stresem przed egzaminem, który czeka ich jeszcze tego samego dnia. Większość z nich podjęła studia magisterskie w ostrowieckiej filii Politechniki Radomskiej. – O czym tu mówić, wesoło nie jest. Wszyscy trąbią, że na szkołach licencjackich Zachód zbudowano, a tymczasem w Polsce dalej jest to tylko średnie wykształcenie. Jedynie “mgr” przed nazwiskiem czasem się liczy, ale też nie zawsze – mówią z goryczą.
Andrzej stoi z boku i uśmiecha się, jest bardziej rozmowny: – To małe miasto, każdy chce spokojnie skończyć te studia – usprawiedliwia kolegów. Przyznaje, że pojawienie się wyższej szkoły w Ostrowcu to było coś nowego. – Na miejscu, nie trzeba dojeżdżać, a kierunki całkiem na czasie: integracja europejska, zarządzanie przedsiębiorstwem, rachunkowość – mówi. – To dawało jakąś szansę. Kiedy kończyłem technikum, wydawało mi się, że wystarczy, zdobędę fach, znajdę pracę i jakoś to będzie. Szybko okazało się, że poszerzyłem tylko grupę bezrobotnych. Moja matura przypadła na połowę lat 90., kiedy kłopoty z zatrudnieniem już mocno dawały o sobie znać. Zgłosiłem się do “zatrudniaka”, ale oczywiście nie było dla mnie żadnej oferty. Przez chwilę pracowałem na zlecenie z interwencji, ale to było wszystko, co mogli mi zaoferować. Wiedziałem, że od roku działa w Ostrowcu prywatna szkoła biznesu, złożyłem tam papiery i zostałem studentem.
Michał zdecydował się na studia licencjackie, bo bał się wojska. – Przyznaję szczerze, to była typowa ewakuacja przed armią. Szkoła biznesu to brzmiało nieźle, nie ma egzaminów i związanych z tym stresów. Wystarczy zapłacić i już studiujesz. Uczelnia wystawi kwit do WKU i masz armię z głowy.
Monika miała większe aspiracje:
– Nie było mnie stać na studia w Warszawie czy Krakowie, choć kiedyś bardzo chciałam właśnie tam zdobyć dyplom. Prawdziwa atmosfera studenckiego miasta, prawdziwa uczelnia, samodzielne życie… – w jej głosie słychać nutkę żalu. – Niestety, na marzeniach się skończyło. Ojciec musiał iść na wcześniejszą emeryturę i nawet o uczelni w Kielcach musiałam zapomnieć. Przez trzy miesiące, w wakacje, zastępowałam koleżankę w sklepie z ciuchami, zarabiałam marnie, ale przynajmniej nie siedziałam w domu. Potem ekspedientka wróciła na swój etat, a ja zostałam bez pracy i bez szkoły. Wtedy mama namówiła mnie na ostrowiecką szkołę biznesu.

Biznes is biznes

Wyższa Szkoła Biznesu i Przedsiębiorczości w Ostrowcu zajmuje okazałe budynki – wyremontowane i przystosowane do nauczania. Duże aule wykładowe, dobrze oznaczone sale, czysto. W szkole jest biblioteka, czytelnia, pracownia komputerowa z łączem internetowym, bufet i barek z kawą, kluby studenta. Przyjezdni studenci dzienni mogą starać się o przyznanie akademika i miejsc w internacie.
Na szklanych drzwiach wejściowych wisi ogłoszenie o naborze na studia zaoczne, studia licencjackie i studia podyplomowe od 8 lutego 2001 r. Ulotka zachęca: “To szkoła dla ambitnych!”.
“Kadra wykładowców z SGH, SGGW i PAN w Warszawie, UJ, Akademii Ekonomicznej i AWF w Krakowie, Akademii Świętokrzyskiej w Kielcach, a także wybitni politycy (w tym dwóch premierów), prezesi izb gospodarczych, banków i spółek” – czytamy dalej.
Obok cennik: ekonomia, dzienne – 3300 zł, zaoczne – 2700 zł; agrobiznes, dzienne 2700 zł, zaoczne – 2100 zł; ekonomiczno-informatyczne, dzienne – 3690 zł, zaoczne – 3000 zł; pedagogika, dzienne – 2700 zł, zaoczne – 1980 zł; wychowanie fizyczne, dzienne – 3300 zł, zaoczne – 2310 zł; politologia, dzienne – 2700 zł, zaoczne – 1800 zł; socjologia, dzienne – 3000 zł, zaoczne – 2700 zł. Wszystkie ceny za rok nauczania.
Ponadto opłata za egzamin dyplomowy wynosi 250 zł, za wydanie dyplomu – 100 zł. Zmiana systemu studiów z dziennych na zaoczne lub odwrotnie kosztuje 100 zł, za egzamin poprawkowy trzeba zapłacić 30 zł, za warunkowy 35 zł, a za komisyjny – 100 zł. Wpis warunkowy na wyższy semestr kosztuje 70 zł, wpis na listę studentów w przypadku wcześniejszego skreślenia z niej – 100 zł.
Płatne są wszystkie zaświadczenia, jakie wydaje uczelnia. Cennik wisi na korytarzu: zaświadczenie proste – 5 zł, zaświadczenie złożone (w tym do WKU) – 7 zł.
– Prawdziwa szkoła biznesu, nie ma nic za darmo – śmieje się ironicznie Michał. – Dodatkowo wpisowe płaciliśmy co rok, a nie, jak w innych szkołach, raz przed pierwszym semestrem.
Ale na poziom prowadzenia zajęć nie narzekają. – Nie mam porównania, jak to jest na innych uczelniach, ale w moim odczuciu kadra profesorska starała się jak najlepiej – mówi Andrzej. – Co z tego, skoro żaden pracodawca do tej pory nawet nie chciał obejrzeć mojego licencjatu.

Młodzi prężni

– Pamiętam, jak na początku pierwszego roku rektor mówił, że ma nadzieję na wyszkolenie profesjonalnej kadry biznesmenów, czyli nas – nowoczesnych, prężnych, młodych, którzy podniosą z gospodarczego upadku Ostrowiec i okolice – przypomina sobie Michał. – To nawet łechtało moją ambicję. Sam pochodzę z krańców województwa mazowieckiego, gdzie o pracę równie trudno, jak w Ostrowcu. Życie szybko zweryfikowało słowa rektora. Jaki biznes? Przecież ludzie nie mają pieniędzy!
– Ci, którzy mieli zrobić biznes, to już go zrobili, dla nas nie ma miejsca – włącza się do rozmowy Jacek. – Hurtownicy, dilerzy samochodów, właściciele sklepów i knajp, na koniec urzędnicy. Prochu przecież nie wymyślę! Taksówkarzem też nie zostanę, bo korporacje biją się o klienta na postoju i nikogo nowego do branży wpuścić nie chcą. Zresztą na tym też nie ma specjalnego zarobku…
– Najlepiej ustawiła się Anka, koleżanka z roku – uważa Monika. – Zaraz po obronie licencjatów wyszła za mąż i urodziła synka. Anka schowała dyplom do szuflady i siedzi z małym w domu. Ma szczęście, bo mąż zarabia na ich troje. Kokosów to chyba nie mają, ale jakoś dają sobie radę. Mówi, że może później wróci do szkoły, zrobi magistra i będzie szukać pracy, ale jakoś mnie nie przekonuje.

Średnie wykształcenie!

Monika ma wątpliwości, czy nawet tytuł magistra zarządzania Politechniki Radomskiej pomoże jej w znalezieniu pracy. – Kiedy z dyplomem licencjackim Wyższej Szkoły Biznesu i Przedsiębiorczości stanęłam u drzwi starostwa ostrowieckiego i spytałam o możliwości zatrudnienia, usłyszałam z politowaniem: “Umówmy się, pani ma ciągle średnie wykształcenie”.
Kiedy Andrzej zjawia się obowiązkowo co miesiąc w rejonowym urzędzie pracy, pani w okienku bez słowa podsuwa mu druk do odfajkowania.
– Od początku nie dostałem ani jednej oferty – mówi. – Ani jednej! Nie chcieli mnie ani jako absolwenta szkoły biznesu, ani jako fizycznego do rozładowywania wagonów. Nic, dosłownie nic!
– A ja miałam tylko jedną propozycję: sprzątaczka na godziny! – dodaje Kamila z błyskiem złości w oku. – I na dodatek firma życzyła sobie pisemnego CV. Może jeszcze i listu motywacyjnego?! Mam napisać: “Studiowałam trzy lata ekonomię i teraz szczytem moich marzeń jest praca w państwa firmie na stanowisku sprzątaczki”. Tak? Kiedy odmówiłam, urzędniczka nakrzyczała na mnie i powiedziała, że stracę prawo do zasiłku, bo nie przyjęłam oferty.
Kamila wysłała kilka swoich ofert do firm w Świętokrzyskiem. Żadna nie odpowiedziała. Kuzyn jej chłopaka umówił ją z pewnym przedsiębiorcą z Kielc, znana firma, łudziła się, że może po znajomości coś dla niej znajdzie.
– Był miły, nie powiem, ale mnie nie zatrudnił. Popatrzył na papiery i powiedział, że bardzo mu przykro, ale – jego zdaniem – straciłam trzy lata życia i pieniądze, bo szkoła licencjacka nie jest dla niego gwarantem kwalifikacji pracownika. Może w przyszłym roku, jak będą miejsca na praktyki, to mogę się zgłosić, ale dziś na etat nie mam widoków.
– Większość wyjeżdża z Ostrowca, bo nie widzi tu żadnych perspektyw – dodaje Andrzej. – Ręka rękę myje. Nie masz znajomości i powiązań rodzinnych, to nie licz na jakąkolwiek pracę. Prędzej zatrudnią kogoś po zawodówce, ale z koneksjami niż ciebie z dyplomem, ale bez kontaktów. Najważniejsze są plecy!
Andrzej wie, co mówi, odczuł to na własnej skórze. Też rozesłał CV – profesjonalne, napisane na komputerze, tak, jak ich uczyli. – Nie dostałem ani jednej “zwrotki”. Nic, nawet zawiadomienia o tym, że dostali, dziękują, ale zainteresowani nie są. Jakbym był powietrzem. Zrobię ten dyplom magistra, zbieram manatki i opuszczam to miasto. Teraz jest źle, a co będzie za następnych kilka lat… Nie mogę być wiecznie na utrzymaniu rodziców.
Każdy radzi sobie, jak potrafi. Andrzej ma smykałkę do samochodów, więc jak jest okazja, to podłubie czasem komuś przy aucie. Dzięki temu wpadnie trochę grosza, żeby mieć na papierosy, bo wstyd brać od rodziców. Przez pewien czas pomagał kobiecie, która handlowała na bazarach, jeździł z nią po towar. Ale i to się skończyło.
Monika też rozglądała się za jakąś tymczasową pracą, ale dziewczynie trudniej znaleźć coś dorywczego.
Nawet ci, którzy pracują, też nie mają poczucia spełnienia. – W firmie, gdzie pracuję, wykształcenie wcale się nie liczy. Akwizytor bez matury zarabia dwa razy tyle co ja z dyplomem. Mam 900 zł pensji, prawie najniższą krajową, ani złotówki więcej nie dostałem za wyższe wykształcenie. Jedyne, co zyskałem przez tę szkołę, to dodatkowe dwa dni urlopu – żali się Michał.
Absolwenci WSBiP mają żal, że nikt ich nie uprzedził, iż zderzenie z brutalną rzeczywistością rynku pracy będzie tak bolesne, że pozostawiono ich samym sobie. – Wiem, że na tacy nikt nam pracy nie przyniesie – mówi Michał. – Ale dokoła wszyscy mówią, że wykształcenie ma przyszłość. Kończyliśmy szkołę z nastawieniem, że po studiach czeka na nas lepsza przyszłość, że to inwestycja w siebie. Jasne, że od razu prezesami wszyscy nie zostaniemy, ale żeby z dyplomem wylądować na zasiłku?
– A najzabawniejsze jest to, że w wielu pracach dyplomowych główny wątek to bezrobocie – mówi z ironicznym uśmiechem Kamila. – Wdzięczny temat, co? Dużo materiałów: dynamika, struktura, podział według płci, wieku, wykształcenia. Nie wiedzieliśmy tylko, że tak szybko dołączymy do tej grupy i że tak naprawdę, to pisaliśmy o sobie samych.

 

Imiona bohaterów zostały zmienione


Zagłębie bezrobocia

Ostrowiec to ponad 80-tysięczne miasto nad Kamienną w województwie świętokrzyskim. Do niedawna w encyklopediach i przewodnikach pisano o Ostrowcu – “duży ośrodek przemysłowy” i wymieniano jednym tchem dziedziny, z których słynęło miasto: przemysł hutniczy, metalowy, odzieżowy. Dziś jest to zagłębie bezrobocia na Kielecczyźnie.
Przed rokiem radni sejmiku świętokrzyskiego wystąpili z wnioskiem do premiera o wpisanie Ostrowca na listę miast zagrożonych strukturalnym bezrobociem i degradacją społeczną.
Między jednym upadającym zakładem a drugim powstała przed czterema laty prywatna Wyższa Szkoła Biznesu i Przedsiębiorczości. Trzy lata nauki kończą się licencjatem. O tytuł magistra chętni mogą ubiegać się przez następne dwa lata na uczelni państwowej. W MEN czeka na rozpatrzenie wniosek o zgodę na prowadzenie przez WSBiP samodzielnych studiów magisterskich na kierunku “ekonomia”.
WSBiP do tej pory nie zbierał informacji o swoich absolwentach. Nie prowadził również żadnych programów absolwenckich. – Jesteśmy stosunkowo młodą uczelnią, działamy dopiero cztery lata i jeszcze nie uruchomiliśmy takich projektów – mówi Ewa Bondaruk. Zapewnia jednocześnie, że powołano zespół, który rozpoczął prace nad kompleksowym programem w tym zakresie. Zaplanowano w przyszłości rozszerzenie kontaktów z przedsiębiorstwami, które zgłaszałyby zapotrzebowanie na pracowników z dyplomem WSBiP.

Wydanie: 07/2001, 2001

Kategorie: Społeczeństwo

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy