Sie zbiera!

Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy gra już 10 lat. Uratowała tysiące dzieci W odczuciu społecznym historia Wielkiej Orkiestry to opowieść o upadku służby zdrowia i zapaleńcach, którzy zaczęli ją utrzymywać. Historia Orkiestry to także my sami. Owsiak i jego szaleństwo przypomniało nam, że tak naprawdę jesteśmy dobrzy. Niedzielne granie wyzwala w nas potrzebę współdziałania, solidarności z potrzebującymi. W tym roku 13 stycznia znowu poczujemy, że możemy być dobrzy. Czerwone serduszko dostaje każdy; ten, kto dał tysiące i ten, kto ofiarował złotówkę. Nosi się je na płaszczach, teczkach, przykleja się na lustrach. Przez następne miesiące serduszko przypomina, że był taki miły dzień, kiedy zrobiliśmy coś dobrego i konkretnego. Bo przecież nie wszystko musi robić państwo. Część zależy tylko od nas. Takie jest przesłanie tej radosnej działalności charytatywnej. Początkowo chciano nawet skorzystać z rad resortu zdrowia, ale ten tylko instruował. Teraz Orkiestra ma swoich ekspertów. Na przykład doc. Ryszard Grenda, nefrolog z Centrum Zdrowia Dziecka, przygotował listę aparatów i ośrodków, które powinny dostać sprzęt po finale „dla dzieci z chorymi nerkami”. Wielka radość była wtedy w Szczecinie. – Akurat otworzyliśmy nefrologię dziecięcą – wspomina Tomasz Jarmoliński, ordynator oddziału. – Połowę sprzętu dostaliśmy od Orkiestry. Za cały milion. Zaczęło się od kardiochirurgów z Centrum Zdrowia Dziecka. W 1990 roku stwierdzili, że na tak zużytym sprzęcie nie odważą się operować, szczególnie że nie mają płucoserca. Szczytem marzeń było zdobycie pieniędzy właśnie na kardiochirurgię w CZD. Podpatrzyli, jak to się robi na Zachodzie. Okazało się, że bez jęczenia, pogodnie. Lekarze zrozumieli, że skuteczna działalność charytatywna musi się łączyć z zabawą. I wtedy zadzwonił Jurek Owsiak. Pierwszy finał zaskoczył samych organizatorów, a oznaczał jakieś nierealne pieniądze, które najpierw trzymano w szafie pancernej CZD, potem pod obstawą policji zawieziono do banku. Jeszcze później lekarze dowiedzieli się, że wydają pieniądze nielegalnie. Założyli fundację. – Zmieniliśmy nie tylko kardiochirurgię dziecięcą, która dziś jest w czołówce europejskiej – zapewnia doc. Bohdan Maruszewski, kierownik kliniki kardiochirurgii dziecięcej CZD – ale także świadomość społeczną. Kiedy zaczynaliśmy, powszechny był pogląd, że dziecko chore na serce musi umrzeć. Dzisiaj rodzice wierzą, że jest olbrzymia szansa na udaną operację i normalne życie. Zdaniem doc. Maruszewskiego, świetnym pomysłem, choć dla wielu kontrowersyjnym, było mówienie, ile kosztuje życie. Czasem 40 tys. złotych, tyle, ile trzeba zapłacić za aparat je ratujący. Czasem mniej, czasem więcej. Zawsze pada kwota. Poza tym do ludzi przemawiają filmy, opisy operacji. Każdy zrozumie, na co daje. I jeszcze jedno – jawność, kontrole skarbowe, czyste ręce. Wiadomo, ile kto zarabia w Fundacji, jakie procenty zjada przygotowanie finału. Orkiestra wyrosła z okresu dziecięcego buntu. Już się nie mówi, że kto chce, ten może się przyłączyć, ale niech na nic nie liczy. Doroślejsza Orkiestra elegancko dziękuje. ZAIKS dostał w tym roku kryształowy puchar za „10 lat bezpłatnego grania”. Radio i telewizja dostały po srebrnym medalu. – X finał może być tylko piękniejszy od poprzedniego – zapewnia doc. Maruszewski. – Jedno się nigdy nie zmieni. Jego prawdziwymi bohaterami będą uratowane dzieci. W pierwszych latach cieszono się, że Orkiestra w ogóle pomaga, potem okazało się, że bez niej nie byłoby wielu operacji, a dzieci, które muszą korzystać z dializy, jeździłyby do często odległych szpitali. Teraz mają aparaty w domu. Aparatura jest wszędzie. I w dużych, i w małych ośrodkach. Orkiestra wspomaga i biedę, i renomowane kliniki. Aleksander Nawrocki, z-ca ordynatora szpitala wojewódzkiego w Słupsku, mówi, że o sponsorach w ich rejonie nie ma co marzyć. Od Orkiestry dostali pompę infuzyjną, inkubator i przenośny aparat do robienia zdjęć rentgenowskich. Są jednak i sfrustrowani. Katarzyna Szamotulska z Instytutu Matki i Dziecka uważa, że jej klinika nie jest ulubieńcem Orkiestry. Być może ze względu na rywalizację z CZD, które od początku jest związane z Orkiestrą. Inni potrafią przypomnieć o swoim istnieniu. Ordynator oddziału noworodków w Brzegu specjalnie przyjechał do Warszawy, żeby poinformować o swoim istnieniu. I bardzo dobrze, dopiero wtedy wpisano go na listę potrzebujących. Większość szpitali, szczególnie, gdy zaatakowała je reforma służby zdrowia i kasy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 01/2002, 2002

Kategorie: Społeczeństwo