Nie liczy się wiek, liczy się serce

Nie liczy się wiek, liczy się serce

W Łodzi jest najwięcej porzucanych dzieci. Wolontariuszki dają im szansę na lepsze życie Dom Dziecka nr 5 przy ulicy Małachowskiego. Ładne, odnowione wnętrza. W kilku miejscach powieszono plakaty. Na jednym kobieta z dzieckiem na rękach. Obok wózek dla bliźniaków. Jesienna aura, spadające liście. Podpis pod zdjęciem: „Bo wolę pomagać dzieciom, niż nudzić się na emeryturze. Gdy widzę, jak pięknieją, to czuję, że robię coś naprawdę dobrego”. Na innej fotografii roześmiane starsze małżeństwo z trójką dzieci podczas posiłku: chłopiec bawi się pluszakiem z najmłodszym, siedzącym w dziecięcym foteliku, dziewczynka się przypatruje. „Bo chcemy sprawiać, by smutne dzieci zmieniały się w radosne. Wtedy ta radość nam się udziela”. Jest jeszcze kilka innych fotografii. Wszystkie składają się na wędrującą wystawę, która jest kolejną odsłoną kampanii „Rodzina jest dla dzieci”. Wolontariuszki i urzędnicy chcą dać szansę na lepsze życie maluchom, dla których los nie okazał się łaskawy. W poprzednich edycjach głosu i twarzy udzielili ludzie kultury i sportu, m.in. Urszula Dudziak, Tomasz Kot, Olga Tokarczuk, Piotr Fronczewski. W korytarzach i pokoikach domu dziecka nie widać podopiecznych. Zebrali się dorośli. – Dzieci, które trafiły do pieczy zastępczej, zasługują na to, by odmienić ich los – mówi wiceprezydent Łodzi Adam Wieczorek. – Dlatego jest ta kampania. Wiceprezydent przekonuje, że wszystko zmierza ku lepszemu, chwali obecnego zastępcę dyrektora łódzkiego MOPS, Piotra Rydzewskiego. Od kiedy Rydzewski rozpoczął swoją reformę, liczba dzieci przebywających w niespokrewnionych rodzinach zastępczych zwiększyła się o prawie jedną trzecią. Dzięki temu opuściły domy dziecka. – Na plakatach są panie, które zajmują się m.in. noworodkami. Dzieci bezpośrednio ze szpitala trafiają do pani Hani, która dba o to, by w dobrych warunkach dotrwały do adopcji – tłumaczy Piotr Rydzewski. Pełne ręce roboty Liczby mogą zatrważać. W samej Łodzi domy straciło niemal 1,8 tys. dzieci, z tego w zinstytucjonalizowanych domach dziecka mieszka obecnie pół tysiąca. Połowa nie skończyła jeszcze 10 lat. Jedno na 63 urodzone jest porzucane, interwencyjnie odbierane lub pozostawiane na pastwę losu. Rozmówcy przytaczają kilka historii. Maleńką Basię matka zostawiała samą na całe noce, w trakcie napadów szału potrafiła rzucić dzieckiem o ścianę. Basia, zanim doszła do siebie w nowej rodzinie, godzinami płakała wniebogłosy. Czteroletnia Kasia została zabrana z domu przez policję. Dziecko było wykorzystywane seksualnie przez sąsiada biologicznych rodziców. – Te dzieci, które do mnie trafiały w wieku szkolnym, nigdy nie miały zeszytów, książek. W śmietnikach szukały czegoś do jedzenia dla młodszego rodzeństwa. Chodziłam na policję, bo były łapane przez funkcjonariuszy. To są istoty, które miały piekielnie trudne początki, czasem ledwie można to sobie wyobrazić – opowiada łamiącym się głosem jedna z bohaterek kampanii, Hanna Kraśnicka, wolontariuszka pogotowia rodzinnego. Właśnie do pani Hanny trafiają noworodki. – Ode mnie ponad siedemdziesiątka dzieci poszła już do adopcji. Niedawno zostałam opiekunem prawnym chłopczyka, który jest ze mną na zdjęciu. Od roku czeka na ukochany dom. Naszą bolączką są sądy, które ponaglamy, by pośpieszyły się ze sprawami formalnymi, bo dla dzieci każdy dzień jest ważny – przekonuje. Małgorzata Wilanek od ponad dziewięciu lat jest pogotowiem rodzinnym. – Niestety, nie mamy takich wyników jak Hania. Wychowaliśmy tylko osiemnaścioro dzieci. Z reguły trafiają do nas dzieci starsze, choć bywają też maluchy. W tej chwili opiekujemy się z mężem czwórką dzieci. Dwójka maluchów, a dwójka w wieku szkolnym. Pełne ręce roboty. Widzimy, jak te dzieci się zmieniają, jak zaczynają nam ufać, wielką radość sprawia widok pierwszego uśmiechu. Przez te dziewięć lat tylko raz malec wrócił do biologicznej rodziny. Zazwyczaj są to adopcje. Obecnie opiekujemy się dzieckiem, którego mama poważnie zachorowała. Trzymajmy wszyscy kciuki, bo niebawem przechodzi ciężką operację – głos grzęźnie jej w gardle. Trzy pokolenia w domu dziecka Pytam moje rozmówczynie, dlaczego w Łodzi jest tak duży odsetek porzuconych dzieci, niemal trzykrotnie wyższy niż w Krakowie. – Łódź to specyficzne miasto. Właśnie tu jest statystycznie największe spożycie alkoholu

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 09/2020, 2020

Kategorie: Kraj